Co się naprawdę kryje w e-papierosie? Tego nie wie nikt
Coraz więcej Polaków sięga po e-papierosy. Tymczasem jakości i bezpieczeństwa tych produktów nikt nie kontroluje, a w dodatku podszywają się one pod znane marki tytoniowe. Nie wiadomo też, czy rzeczywiście - jak starają się reklamować je sprzedawcy - pomagają one w walce z nałogiem
Dr Dorota Kaleta z Katedry Medycyny Społecznej i Zapobiegawczej Uniwersytetu Medycznego w Łodzi szacuje, że w Polsce sprzedaje się 15 tys. zestawów ENDD (electronic nicotine delivery devices, czyli elektronicznych urządzeń dostarczających nikotynę) miesięcznie, nie licząc wymiennych wkładów. Kupić je można głównie przez internet, choć stoiska z e-papierosami spotkać można także w wielu centrach handlowych. Wybór jest ogromny - od najtańszych "jednorazówek" za 20 zł po wyrafinowane i eleganckie urządzenia za kilkaset złotych. Właściciele e-sklepów nie zdradzają, ile sprzedają e-papierosów i które modele są najpopularniejsze. - Tajemnica handlowa - ucina Marek Siotor, szef sklepu epapierosy.pl.
Oprócz samych e-papierosów bogata jest oferta wymiennych wkładów, tzw. kartridżów, zawierających płyn (tzw. liquid), który w e-papierosie zamienia się w parę i który się wdycha. Płyn zawiera zwykle nikotynę (ale są też wersje beznikotynowe) i występuje w wielu smakach i mocach. Często przypominają one "smaki" papierosów, np. mentolowe, a niekiedy wręcz konkretnych marek - w internecie kupić można e-papierosy "o smaku Marlboro" czy "o smaku Lucky Strike".
Jednak producenci "analogowych" papierosów nic nie mają wspólnego z papierosami elektronicznymi. - Nie wytwarzamy tego typu produktów, jak również nie udzieliliśmy licencji na wykorzystanie znaku towarowego Marlboro - podkreśla Adam Suchenek, menedżer ds. komunikacji zewnętrznej w Philip Morris Polska Distribution. Philip Morris International jest właścicielem marki Marlboro. Suchenek dodaje, że "firmy wykorzystujące bezprawnie nazwy i znaki towarowe muszą liczyć się z tym, że właściciel marki może podjąć stosowne kroki prawne". To samo mówi Gabriela Bar, rzeczniczka British American Tobacco Polska. - Nie produkujemy wyrobów, które nie zawierają tytoniu - zaznacza.
Koncerny tytoniowe trudno podejrzewać o sympatię do e-papierosów, które odbierają im klientów (choć to wciąż kropla w morzu palaczy). Faktem jest jednak, że gdyby to one wypuściły na rynek elektroniczne wersje swych produktów, z pewnością zostałyby one szybko przebadane, a ich sprzedaż objęta regulacjami. Tymczasem e-papierosy, które w zdecydowanej większości noszą etykietę "made in China", są niejako wyjęte spod prawodawstwa określającego zasady sprzedaży wyrobów tytoniowych, gdyż zgodnie z nim nie są takim wyrobem - mimo że zawierają nikotynę, główny składnik wyrobów tytoniowych. Kiedy ustawa wchodziła w życie, nikt nie przypuszczał, że można będzie wdychać nikotynę, nie paląc tytoniu.
Czy e-papieros pomaga rzucić palenie?
Dziś producenci i sprzedawcy reklamują e-papierosy jako produkt, który dostarcza nikotynę w sposób bezpieczny i może pomóc w rzuceniu palenia. Tymczasem, jak podkreśla w swym raporcie Ministerstwo Zdrowia, nie ma wystarczających dowodów na to, że którykolwiek z wyrobów ENDD stanowi skuteczne wsparcie w rzucaniu palenia. Światowa Organizacja Zdrowia zaleca wręcz wprowadzenie zakazu informowania, że elektroniczne inhalatory nikotyny są bardziej bezpieczne od papierosów i pozwalają na skuteczną walkę z uzależnieniem od nikotyny - dopóki nie będzie na to dowodów.
Lekarzy jeszcze bardziej niepokoi co innego - o ile o wpływie "analogowych" papierosów na zdrowie wiele wiadomo, o tyle brak jest danych na temat skutków długotrwałego używania substancji dostarczanych do organizmu za pomocą e-papierosów. A to m.in. dlatego, że producenci nie ujawniają dokładnego składu "nikotyny w płynie".
Kiedy e-papierosy przebadał Amerykański Urząd ds. Żywności i Leków, okazało się, że produkty tej samej marki zawierają częstokroć różne stężenia składników, rzeczywista ilość nikotyny była niezgodna z informacją na opakowaniu, a niektóre wkłady zawierały nikotynę, mimo że miało jej w nich nie być. Co gorsza, były wkłady, w których znaleziono wykrywalne ilości nitrozoamin występujących w tytoniu i mających właściwości rakotwórcze.
Jak informuje portal biomedica.pl, z badań polskich naukowców wynika, że w aerozolu generowanym z e-papierosów, płynach oraz wkładach z nikotyną mogą znajdować się potencjalnie toksyczne związki chemiczne. "Badając produkty znajdujące się na polskim rynku, w niektórych z nich wykryliśmy śladowe ilości formaldehydu, acetaldehydu, akroleiny, toluenu, m-, p-ksylenu, N-nitrozonornikotyny (NNN), 4-(metylonitrozoamino)-1-(3-pirydylo)-1-butanonu (NNK), kadmu, niklu i ołowiu. Chociaż ilości tych związków były znacznie niższe niż w dymie papierosowym, nie potrafimy dziś określić skutków zdrowotnych, jakie nieść może ze sobą wieloletnie stosowanie e-papierosów" - stwierdza dr Maciej Łukasz Goniewicz, toksykolog zajmujący się e-papierosami w Śląskiej Akademii Medycznej i Queen Mary University of London.
Oprócz samych e-papierosów bogata jest oferta wymiennych wkładów, tzw. kartridżów, zawierających płyn (tzw. liquid), który w e-papierosie zamienia się w parę i który się wdycha. Płyn zawiera zwykle nikotynę (ale są też wersje beznikotynowe) i występuje w wielu smakach i mocach. Często przypominają one "smaki" papierosów, np. mentolowe, a niekiedy wręcz konkretnych marek - w internecie kupić można e-papierosy "o smaku Marlboro" czy "o smaku Lucky Strike".
Jednak producenci "analogowych" papierosów nic nie mają wspólnego z papierosami elektronicznymi. - Nie wytwarzamy tego typu produktów, jak również nie udzieliliśmy licencji na wykorzystanie znaku towarowego Marlboro - podkreśla Adam Suchenek, menedżer ds. komunikacji zewnętrznej w Philip Morris Polska Distribution. Philip Morris International jest właścicielem marki Marlboro. Suchenek dodaje, że "firmy wykorzystujące bezprawnie nazwy i znaki towarowe muszą liczyć się z tym, że właściciel marki może podjąć stosowne kroki prawne". To samo mówi Gabriela Bar, rzeczniczka British American Tobacco Polska. - Nie produkujemy wyrobów, które nie zawierają tytoniu - zaznacza.
Koncerny tytoniowe trudno podejrzewać o sympatię do e-papierosów, które odbierają im klientów (choć to wciąż kropla w morzu palaczy). Faktem jest jednak, że gdyby to one wypuściły na rynek elektroniczne wersje swych produktów, z pewnością zostałyby one szybko przebadane, a ich sprzedaż objęta regulacjami. Tymczasem e-papierosy, które w zdecydowanej większości noszą etykietę "made in China", są niejako wyjęte spod prawodawstwa określającego zasady sprzedaży wyrobów tytoniowych, gdyż zgodnie z nim nie są takim wyrobem - mimo że zawierają nikotynę, główny składnik wyrobów tytoniowych. Kiedy ustawa wchodziła w życie, nikt nie przypuszczał, że można będzie wdychać nikotynę, nie paląc tytoniu.
Czy e-papieros pomaga rzucić palenie?
Dziś producenci i sprzedawcy reklamują e-papierosy jako produkt, który dostarcza nikotynę w sposób bezpieczny i może pomóc w rzuceniu palenia. Tymczasem, jak podkreśla w swym raporcie Ministerstwo Zdrowia, nie ma wystarczających dowodów na to, że którykolwiek z wyrobów ENDD stanowi skuteczne wsparcie w rzucaniu palenia. Światowa Organizacja Zdrowia zaleca wręcz wprowadzenie zakazu informowania, że elektroniczne inhalatory nikotyny są bardziej bezpieczne od papierosów i pozwalają na skuteczną walkę z uzależnieniem od nikotyny - dopóki nie będzie na to dowodów.
Lekarzy jeszcze bardziej niepokoi co innego - o ile o wpływie "analogowych" papierosów na zdrowie wiele wiadomo, o tyle brak jest danych na temat skutków długotrwałego używania substancji dostarczanych do organizmu za pomocą e-papierosów. A to m.in. dlatego, że producenci nie ujawniają dokładnego składu "nikotyny w płynie".
Kiedy e-papierosy przebadał Amerykański Urząd ds. Żywności i Leków, okazało się, że produkty tej samej marki zawierają częstokroć różne stężenia składników, rzeczywista ilość nikotyny była niezgodna z informacją na opakowaniu, a niektóre wkłady zawierały nikotynę, mimo że miało jej w nich nie być. Co gorsza, były wkłady, w których znaleziono wykrywalne ilości nitrozoamin występujących w tytoniu i mających właściwości rakotwórcze.
Jak informuje portal biomedica.pl, z badań polskich naukowców wynika, że w aerozolu generowanym z e-papierosów, płynach oraz wkładach z nikotyną mogą znajdować się potencjalnie toksyczne związki chemiczne. "Badając produkty znajdujące się na polskim rynku, w niektórych z nich wykryliśmy śladowe ilości formaldehydu, acetaldehydu, akroleiny, toluenu, m-, p-ksylenu, N-nitrozonornikotyny (NNN), 4-(metylonitrozoamino)-1-(3-pirydylo)-1-butanonu (NNK), kadmu, niklu i ołowiu. Chociaż ilości tych związków były znacznie niższe niż w dymie papierosowym, nie potrafimy dziś określić skutków zdrowotnych, jakie nieść może ze sobą wieloletnie stosowanie e-papierosów" - stwierdza dr Maciej Łukasz Goniewicz, toksykolog zajmujący się e-papierosami w Śląskiej Akademii Medycznej i Queen Mary University of London.
POPULARNE
NAJNOWSZE
-
Spóźnialscy stracą prawo do 500 plus. Do kiedy trzeba złożyć wniosek o świadczenie?
-
Izrael światowym liderem szczepień przeciw COVID-19. Ale są wobec niego też oskarżenia [WYKRES DNIA]
-
PIT. Są nowe ulgi podatkowe. Co można odliczyć?
-
Brexit uderza w szkockich rybaków. Czują się oszukani przez Johnsona. "Nasi klienci się wycofują".
-
RMF FM nieoficjalnie: Służby dostały rekomendację. Będą masowe kontrole firm łamiących restrykcje
- Polski kret sondy InSight nie mógł wbić się w powierzchnię Marsa. NASA kończy tę część misji
- Przez pandemię lotniczy ruch pasażerski w rok zmalał o 60 proc. IATA: wróci do normy najwcześniej za trzy lata
- Mamy tyle aut elektrycznych co USA i Chiny kilka lat temu. Niemcy rejestrują tyle w tydzień
- Nord Stream 2 znów buduje gazociąg na niemieckich wodach
- Producenci turbin przygotowują się do spalania wodoru