Chemia zwiera szyki

Nad polską branżą chemiczną ciąży fatum. Od wielu lat wiele mówi się o potrzebie konsolidacji, prywatyzacji i poprawie konkurencyjności, a niewiele z tego wychodzi. Być może najnowszy program przerwie to pasmo niemożności.

Jaka jest polska branża chemiczna? Z jednej strony zapóźniona technologicznie, bez własnego zaplecza surowcowego, ze słabymi częściami badawczymi; z drugiej - branża z wielkim atutem: działa na dużym rynku, który ma ogromne perspektywy wzrostu. Jeżeli udałoby się w większym stopniu ten rynek zagospodarować, byłby to spory sukces. Nie tylko przyniosłoby to korzyści samym spółkom, ale przyczyniłoby się też do zmniejszenia astronomicznego (liczonego w miliardach euro) deficytu w handlu chemikaliami, a to już ważne dla całej gospodarki.

- Polska chemia, biorąc pod uwagę możliwości wzrostu sprzedaży swoich wyrobów, jest perspektywiczna. Problem w tym, że te wyroby muszą być zaawansowane technologicznie, a z tym nie jest dobrze - mówi Jerzy Majchrzak, dyrektor Polskiej Izby Przemysłu Chemicznego.

Jednak wierzy, że w przypadku rozpoczęcia większych inwestycji w technologię, polskie firmy chemiczne zaczną się rozwijać.

W jedności siła

Jak twierdzi Marek Karabuła, prezes Nafty Polskiej, rekomendowana jest pełna prywatyzacja, sprzedaż wszystkich akcji przez Skarb Państwa i Naftę Polską.

Zaznacza zarazem, że według niego najbardziej sensowne jest połączenie firm w grupy. Choć wciąż nie jest jednak wykluczone, że niektóre firmy otrzymają indywidualne ścieżki prywatyzacji.

- Pierwszą grupę stworzyłyby Ciech oraz Zakłady Azotowe Tarnów i Kędzierzyn.

Ich prywatyzacja miałaby się zakończyć w trzecim kwartale przyszłego roku - powiedział nam niedawno prezes Karabuła.

Dwie pozostałe firmy - Police i Puławy - utworzyłyby więc drugą grupę. Za takim podziałem przemawia struktura sprzedaży - mówią specjaliści i żałują, że konsolidacja ma mieć miejsce dopiero teraz. - Pewne rzeczy w chemii nie zostały zrobione dwa lata temu. A szkoda, bo była ku temu okazja. Chodzi mi o restrukturyzację produktową - mówi Maciej Gierej, były prezes Nafty Polskiej.

W przypadku Polic sprzedaż nawozów mineralnych stanowi aż 81 proc. przychodów.

Z kolei w Puławach 57,3 proc. Co więcej, zróżnicowanie rodzaju nawozów (fosforowe w Policach i azotowe w Puławach) powoduje, że nowa grupa miałaby nie tylko silniejszą pozycję, ale i dawałaby rękojmię obsługi kompleksowej. Zresztą prezes Puław Paweł Jarczewski nie ukrywa, że nawozy nadal będą stanowiły główną siłę napędową dla Puław.

Tyle że w opinii kilku naszych rozmówców, należący do "młodych wilków" chemii Jarczewski nie spocznie na laurach.

- Znam prezesa już od kilku lat, będzie chciał uczynić krok naprzód. Ma ambicje, aby Puławy odgrywały także znaczną rolę jako ośrodek, w którym będą opracowywane nowe technologie - mówi jeden z naszych rozmówców.

Pomysł grupy nawozowej chwalą także inni specjaliści.

- Trzeba jasno powiedzieć, że grupa miałaby silniejszą pozycję rynkową, oferując zarówno nawozy fosforowe, jak i azotowe - uważa dyrektor Majchrzak.

Co natomiast przemawia za połączeniem w grupę Ciechu i Azotów w Tarnowie i Kędzierzynie? Mocna pozycja na wielu rynkach i ewentualne wydłużenie przyszłych łańcuchów produktowych.

Anwil wchodzi do gry

Często bywa tak, że o losie całych firm, a czasem i branż, decyduje przypadek. Takim tragicznym zdarzeniem, które wpłynie najpewniej na całą chemię, była śmierć w wypadku samochodowym Benedykta Michewicza, wieloletniego prezesa Anwilu Włocławek. Panuje opinia, że gdyby prezes Michewicz nadal żył, nie byłoby mowy o sprzedaży przez Orlen tej spółki. PKN ma jednak własne problemy i wydatki, a ewentualna sprzedaż Anwilu będzie oznaczała znalezienie gotówki na poprawę sytuacji finansowej spółki. Zakrawa jednak na ironię, że spółka, którą typowano na jednego z integratorów polskiej chemii, sama zostanie najprawdopodobniej przejęta.

Chrapkę na nią mają wspólnie Ciech, ZA Tarnów i ZA Kędzierzyn.

W tej sprawie trzy zainteresowane firmy podpisały pod koniec pierwszej dekady października list intencyjny. Firmy będące sygnatariuszami podpisanego listu intencyjnego powołały Komitet Sterujący, w skład którego weszli prezesi Azotów Tarnów, Ciechu, ZAK-u. Jednym z jego zadań będzie utworzenie spółki celowej.

Ma ona reprezentować sygnatariuszy listu w ewentualnym procesie kupna pakietu akcji Anwilu od PKN Orlen. 50 proc.

udziałów w spółce celowej obejmie Ciech, a ZAK i Azoty Tarnów - po 25 proc. Spółki będą odpowiedzialne za finansowanie transakcji proporcjonalnie do zakładanych udziałów. Partnerzy deklarują, że inwestycja zaangażuje od 10 do 20 proc. środków własnych. Pozostała część będzie pokryta finansowaniem zewnętrznym.

- Współpraca z Zakładami Azotowymi Tarnów i Kędzierzyn przy zakupie Anwilu jest przykładem szansy na efektywne powiększenie potencjału Grupy - wyjaśnia Ryszard Kunicki, prezes Ciechu. - Anwil jest przecież znaczącym producentem nawozów.

W 2007 roku potencjał włocławskiej firmy wynosił 430 tys. ton PCW, 80 tys. ton granulatów z PCW, 365 tys. ton wodorotlenku sodu (w przeliczeniu na czysty składnik), 1 160 tys. ton nawozów azotowych oraz 48 tys. ton kaprolaktamu. Dla Ciechu szczególnie atrakcyjny jest segment nawozowy Anwilu, ponieważ chce rozbudowywać Dywizję Agro i produkować więcej nawozów.

- W pierwszej części roku ceny nawozów były wyjątkowo wysokie. Chociaż ostatnio spadły, to wszystko wskazuje na to, że w najbliższych latach utrzymają się na wysokich poziomach - uważa Kunicki. - Pozyskanie takiej spółki do grupy pozwoli nam zaoferować pełną gamę produktów dla rolnictwa.

Widzimy także możliwość osiągnięcia efektów synergii, takich jak wspólne zakupy czy wspólna sprzedaż podobnych produktów.

Mamy w tym doświadczenie, ponieważ na takich zasadach już obecnie w ramach naszych dywizji współpracują ze sobą zależne od Ciechu spółki produkcyjne.

Przejęcie Anwilu to także szansa na zwiększenie potencjału Grupy i zacieśnienie współpracy ze spółkami z Kędzierzyna i Tarnowa. Ciech jest już właścicielem 6,5 proc. akcji ZA Tarnów.

Jednak część specjalistów jest ostrożna co do pomysłu zakupu Anwilu. Wartość Anwilu jest szacowana na dwa miliardy złotych.

- Ciech nie ma odpowiednich środków na zakup Anwilu, ale konsorcjum z udziałem Ciechu, Tarnowa i Kędzierzyna mogłoby już na to stać, choć wcale nie tak łatwo - ocenia Robert Gwiazdowski, szef Centrum im. Adama Smitha.

- Samych spółek zwyczajnie nie stać na sfinalizowanie zakupu włocławskiego zakładu.

Musiałyby się posiłkować ogromnym kredytem. A teraz, gdy czasy dla finansistów są wyjątkowo niesprzyjające, cena kredytu byłaby z pewnością wysoka.

Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, być może Skarb Państwa powinien zaproponować inny sposób integracji - mówi dyrektor Majchrzak.

Jednak o tym, czy dojdzie do przejęcia Anwilu, zdecyduje faktycznie Skarb Państwa. - Możemy jedynie wyrazić poparcie dla takiego rozwiązania - powiedział Krzysztof Żuk, wiceminister Skarbu Państwa.

Konsolidacja to nie panaceum!

- Za łączeniem się firm natychmiast powinny pójść następne czyny, takie jak wdrażanie oszczędności, wspólna polityka zakupowa czy też inne mogące podnieść rentowność - mówi Gwiazdowski.

- W związku ze zmianami na rynku dopasowujemy nasze plany do powstających możliwości. Jednocześnie jako największa w Polsce grupa chemiczna, o ustabilizowanych finansach, będziemy analizować każdą możliwość powiększenia na rynkowych zasadach. Mamy największe doświadczenie w branży chemicznej w zakresie fuzji i przejęć. W 2006 roku Ciech zakupił większościowe pakiety Zachemu i Organiki-Sarzyny. Posiadamy knowhow związane z integrowaniem nowo nabytych podmiotów, wiemy, jak wykorzystywać synergie, jak przeciwdziałać ewentualnym zagrożeniom. Przejmując rumuńską Govorę i niemiecki Sodawerk, zyskaliśmy doświadczenie w akwizycjach zagranicznych. Jesteśmy więc naturalnym liderem i konsolidatorem branży chemicznej w Polsce - przekonuje prezes Kunicki.

Czy w polską branżę chemiczną wpiszą się firmy zagraniczne? Raczej mało kto w to wierzy. Inwestycje wymagałyby znacznych środków, a zagraniczne koncerny - mające i tak ogromne udziały w rynku - wcale nie będą skłonne do wydatków. Będą raczej bacznie obserwować sytuację, ale czy zaoferują jakąś pomoc, np. w nowych technologiach? Wątpliwe.

- Wadą polskich firm jest m.in. brak technologii. Nawet jeśli wejdzie do nich ktoś z dużymi pieniędzmi, to wcale nie jest pewne, że taką technologię kupi. Tym bardziej że nie wszystko jest do kupienia - twierdzi prezes Gierej.

Konsolidacja jest także spóźniona.