Więcej zainteresowania konsumentami energii!

Polityka energetyczna państwa musi uwzględniać przede wszystkim interesy końcowych odbiorców, także w dobrze rozumianym interesie wytwórców i dystrybutorów energii - przekonuje poseł Andrzej Czerwiński, przewodniczący podkomisji ds. energetyki, wiceprzewodniczący klubu parlamentarnego PO.

Z danych Agencji Rynku Energii wynika, że w przyszłym roku klienci indywidualni będą płacili prawie 423 zł za MWh. Podwyżki nie tylko są nieuniknione, ale i bardzo wysokie. Czy nie ma dobrych wiadomości dla odbiorców końcowych energii? Czy państwo może zmniejszyć podatek akcyzowy na energię?

- W całej Europie energia oraz paliwa są łatwymi towarami do poszukiwania dochodów budżetowych. Dlatego ministrowie finansów obkładają je podatkami VAT i akcyzą. Nie inaczej jest w Polsce. Podatek akcyzowy zwiększył w 2001 roku minister Jarosław Bauc, aby doraźnie załatać dziurę budżetową, i tak już pozostało. O ile wiem, minister gospodarki proponuje ministrowi finansów obniżenie stawki podatku akcyzowego dla przedsiębiorstw z branż "energochłonnych" do 0,5 euro/MWh (obecnie - 5 euro), bo taki jest poziom minimalny dla odbiorców przemysłowych w UE.

Ważne jest jednak to, że ceny energii rosną u nas głównie z tego powodu, iż nasze koncerny energetyczne mają quasi-monopolistyczne pozycje i umiejętnie manipulują opinią publiczną. Koncerny potrafią na przykład dowodzić, że ceny energii elektrycznej muszą rosnąć, bo inaczej będą się urywały linie energetyczne, pojawią się lokalnie blackouty itd. Po takim przygotowaniu propagandowym - podnoszą ceny.

W tym roku wstępnie zaproponowały od 42 do 63 procent. Słusznie więc zareagował prezes URE, doszło do renegocjacji i okazało się, że podwyżki nie musiały być tak znaczne. Efekt? Nic się nie stało w finansach spółek energetycznych, wszystkie wykazały spore zyski, dobrą rentowność, załogi też dostały podwyżki i trzynastki.

Profesor Krzysztof Żmijewski mówi, że są także czternaste pensje, buduje się baseny i palmiarnie...

- Nie zaglądajmy w kieszeń. Z pewnością wszystko byłoby na miejscu, gdyby spółki te naprawdę były sprawnie zarządzane i efektywne, a sprzedawana energia miałaby stabilną cenę. Niestety, tak nie jest i państwo ma obowiązek tworzyć takie warunki, aby cena nie wzrastała nadmiernie, choćby w relacji do średnich dochodów w gospodarce i poziomu inflacji.

Dlatego zarówno parlament, jak i rząd wprowadzają mechanizmy chroniące konsumentów, którzy - wbrew pozorom - nie są w pełni równouprawnionymi partnerami dla grup energetycznych. Polityka energetyczna państwa musi uwzględniać przede wszystkim interesy końcowych odbiorców, także w dobrze rozumianym interesie wytwórców i dystrybutorów energii.

Jeżeli bowiem ceny energii wzrosną wkrótce do poziomu średniounijnego, to w niedalekiej przyszłości, gdy udrożnione zostaną transgraniczne linie przesyłowe, produkt naszych elektrowni może okazać się niekonkurencyjny. W ubiegłym roku zapotrzebowanie w Polsce na energię zmalało o blisko 8 procent. W tym roku prawdopodobnie utrzyma się ten poziom spadku, ale producenci stale podnoszą ceny.

Dowodzi to, że nie ma w Polsce wolnego rynku energetycznego, także na ceny węgla.

- Właśnie, ale jak duże jest pole do działania dla państwa, aby tę sytuację zmienić.

Chodzi o stworzenie warunków do konkurencji, która nie tyle spowoduje obniżkę cen energii, bo w dłuższym czasie jest to raczej niemożliwe, lecz zapobiegnie np. drastycznym ich podwyżkom.

Tymczasem konsument może odnieść wrażenie, że oprócz prezesa URE, nikt nie broni jego interesów. Szczególnie gdy słyszy, że rząd przymierza się do uwolnienia cen energii dla odbiorców indywidualnych, choć nie ma warunków do gry rynkowej. Czy parlament ma inne zdanie w tej sprawie?