Komputery przyszłości

W ?Raporcie mniejszości" Stevena Spielberga jeden z pasażerów waszyngtońskiego metra w 2054 r. czyta gazetę. W pewnej chwili na stronie gazety wyświetla się.. film z wiadomością z ostatniej chwili. Spielberg nie przewidział jednego - takie gazety pojawią się znacznie wcześniej, najprawdopodobniej jeszcze w tej dekadzie

Jak będą wyglądały komputery za rok, dwa lata, kilka lat? Tego nikt nie wie na pewno, bo tempo zmian w tej branży zaskakuje wszystkich. Zaledwie nieco ponad ćwierć wieku temu powstał pierwszy mikroprocesor i komputer osobisty, a dzisiejsze pecety już od kilku lat mają moc obliczeniową równą niegdysiejszym superkomputerom. Nie wiadomo, jakie dokładnie będą komputery w przyszłości, ale część trendów analitycy obstawiają niemal na pewniaka. To, że komputery będą coraz szybsze i tańsze, wie już dziś nawet dziecko i nie trzeba do tego doktoratu. Prawo Moore'a początkowo sformułowane na użytek branży mikroprocesorowej sprawdza się mniej lub bardziej w przypadku pozostałych elementów komputera: pamięci, twardych dysków, kart graficznych itd. Przypomnijmy, że Gordon Moore, jeden z założycieli Intela, największego dziś na świecie producenta mikroprocesorów, wiele lat temu przewidział, że mikroprocesory mniej więcej co 18 miesięcy będą dwukrotnie szybsze i dwukrotnie bardziej nafaszerowane tranzystorami (elementami logicznymi). Ostatnio coraz częściej producenci zaczynają wręcz wyprzedzać prawo Moore'a. I jeszcze jeden drobiazg: owe coraz bardziej skomplikowane procesory stają się z czasem na dodatek coraz tańsze.

Komputer na drogę

Analitycy z rozmaitych firm badawczych twierdzą zgodnie - przyszłość to komputery przenośne. Notebook czy palmtop wydają się dziś może luksusem, ale za dwa, trzy lata na pewno spowszednieją. Boom na notebooki trwa już od kilku lat, od kiedy ich ceny zaczęły spadać. Dziś komputery przenośne nie są już ileś razy droższe od stacjonarnych, lecz najwyżej o ileś procent droższe. Co więcej, wcale nie ustępują mocą swoim biurkowym kuzynom. O ile dziś notebooki stanowią ok. 20 proc. sprzedawanych komputerów osobistych, to do 2005 r. ich udział wzrośnie do 30 proc. (prognozy firmy InfoTech Trends). Będzie rosła też sprzedaż innych przenośnych komputerów: palmtopów i bardzo rozbudowanych telefonów komórkowych. Być może przerazi to technofobów, ale w przyszłości każdy z nas będzie miał kilka komputerów na różne okazje: komórka, palmtop, notebook, komputer w domu, w samochodzie. Na pocieszenie powiedzmy, że będą one coraz łatwiejsze w obsłudze i nie będą wymagały żadnych kabli, by się połączyć. A kiedy już się połączą, zupełnie same zsynchronizują dane teleadresowe, pocztę itd. Dzięki temu będzie to cały czas taki sam komputer - tyle że w różnych formach, takich z jakich w danej sytuacji najwygodniej nam korzystać.

Tu się zgina...

- Kiedy zobaczyłem lampę podświetlającą ekran w notebooku, myślałem, że oślepnę - wyznał mi przed rokiem jeden z inżynierów laboratorium Hewlett-Packarda w Bristolu, zarazem szef prac badawczych nad nowymi typami wyświetlaczy. O co chodzi? Otóż z powodu odpowiedniej polaryzacji (załamywania) światła do naszych oczu dociera zaledwie 5 proc. takiego światła. Ekrany ciekłokrystaliczne w notebookach, telefonach i innych urządzeniach są jak demokracja - mają mnóstwo wad (są prądożerne, ciężkie, niewygodne i wrażliwe na uszkodzenia), ale nikt nie wymyślił jeszcze nic lepszego. Choć właściwie to nieprawda - lepsze technologie już wymyślono, teraz są już doskonalone w laboratoriach. Giganci, tacy jak HP, 3M, Xerox, Philips czy IBM, we współpracy z niewielkimi firmami, takimi jak E-ink, Emagine, Universal Display Corp., toczą dziś wyścig o to, komu uda się wcześniej wprowadzić na rynek nową technologię wyświetlaczy. - Nasza technologia "elektronicznego papieru" powinna dojrzeć do rynkowej premiery za jakieś trzy lata - mówił mi rok temu inżynier z HP. Zamiast szklanej tafli materiału ciekłokrystalicznego otrzymamy wyświetlacz... cięty z rolki elastycznego materiału przypominającego plastik. W takim polimerowym "papierze" będą zatopione mikrokulki barwnika, który po przyłożeniu napięcia będzie zmieniał kolor. Jakość obrazu na takim wyświetlaczu będzie odpowiadała wydrukowi laserowemu. Na elektroniczny atrament jeszcze trochę poczekamy, ale inna technologia - organiczne diody elektroluminescencyjne (OLED) - jest dostępna już teraz i w ciągu najbliższych kilku lat analitycy wróżą jej ogromny sukces. Na przezroczyste wyświetlacze tego typu naklejane na szybach kabin samolotów i na hełmach pilotów już ostrzy sobie zęby amerykańska armia. Elastyczny wyświetlacz pozwoli np. na zbudowanie komputera, który da się zwinąć do... długopisu (taki prototyp opracowała już firma Universal Display Corp.). Jak daleko stąd do gazety pokazanej przez Spielberga w "Raporcie mniejszości"?

A kabla niet

Bardzo niedaleko, bowiem drugi element niezbędny do zaistnienia takiej gazety - bezprzewodową sieć dystrybucji informacji - mamy już dziś. Sieci GSM, budowane właśnie sieci UMTS i pojawiające się jak grzyby po deszczu bezprzewodowe sieci lokalne w standardzie WiFi (w kawiarniach, centrach handlowych, na lotniskach itd.) już dziś pozwalają nam na surfowanie po sieci w dowolnym miejscu. Z komórki czy z laptopa możemy sprawdzić i wysłać pocztę, chatować, surfować po sieci choćby po to, by zobaczyć, co grają w kinie na sąsiedniej ulicy. Start sieci UMTS nieco się opóźnia ze względu na opłakany stan finansów operatorów, ale ich powstanie jest nieuchronne. Burzliwie nadal będą rozwijać się sieci WiFi. Zresztą już nawet dziś zwykła sieć GSM byłaby w stanie zapewnić abonentom elektronicznych gazet strumień zawsze aktualnych wiadomości dostarczanych bezprzewodowo. Kto wie, czy wydawcy papierowych gazet nie zaczną już niedługo przerzucać się na sprzedaż abonamentu na wciąż aktualne gazety elektroniczne. A wraz z premierą szerokopasmowych sieci UMTS elektroniczna płachta informacyjna bez kłopotu będzie mogła wyświetlać choćby filmy - zupełnie jak w scenie w metrze u Spielberga.

Króliczek Energizera wysiada

Wszystko pięknie - powie ktoś, ale skąd brać prąd do tych wszystkich cudeniek elektroniki? Na razie jesteśmy skazani na akumulatory - wprawdzie coraz wydajniejsze, ale nadal wymagające od czasu do czasu kablowego kontaktu z siecią energetyczną. Ale już za niespełna pięć lat sytuacja ulegnie drastycznej zmianie. Wtedy powinny pojawić się już komercyjne produkty wykorzystujące modną ostatnio technologię ogniw paliwowych. Pierwsze próby prowadzone przez japońskie koncerny NEC czy Sony wyglądają niezwykle obiecująco: ogniwa paliwowe działają dziesięć razy dłużej niż najlepsze nawet dziś baterie litowo-jonowe, a co najważniejsze, będzie się je prawdopodobnie ładować... np. zastrzykiem alkoholu. Laptop działający dwa, trzy dni bez doładowywania, komórka w stanie czuwania przez ponad miesiąc? To tylko ostrożne szacunki - bo przecież nowe urządzenia będą potrzebowały coraz mniej energii, choćby ze względu na nowe energooszczędne wyświetlacze.

W "Raporcie mniejszości" Spielberg pokazał nam rok 2054. Nie będziemy musieli czekać aż tak długo, żeby zobaczyć przynajmniej część takich nowinek. W branży komputerowej rzeczywistość najczęściej przewyższa to, co są w stanie wymyślić scenarzyści z Hollywood.