Adwokat własnej sieci

Sieci komórkowe zachowują się niczym wytrawni adwokaci

Kiedy świeżo upieczony adwokat wrócił do domu po pierwszej prowadzonej przez siebie sprawie o przysłowiową "gruszę", ojciec, przedstawiciel tej samej profesji, zapytał, jak mu poszło. "Błyskawicznie wygrałem sprawę, klient jest zachwycony. Możesz być ze mnie dumny" - chwalił się syn. Na to ojciec pokiwał głową: "Nie wiedziałem, że mam syna idiotę. Ja z podobnej sprawy żyłem 15 lat".

To zupełnie jak na rynku telefonii komórkowej. Operatorów - jak wytrawnych adwokatów - interesują raczej długotrwałe związki z klientem. Nie sztuka pozyskać klienta telefonem za złotówkę, ale przywiązać go do sieci na wiele lat, skłonić do długich rozmów i płacenia wysokich rachunków. Tym bardziej że sporo trzeba zainwestować w marketing i pokryć różnicę między kosztem zakupu telefonu od producenta a symboliczną kwotą pozyskaną od klienta.

Dlatego sieci komórkowe prowadzą również programy lojalnościowe, w których można co miesiąc zbierać punkty, których liczba jest uzależniona od wielkości płaconych rachunków. Punkty można zamienić na różne gadżety i wycieczki. Nawiasem mówiąc, operatorzy nie muszą się aż tak strasznie wysilać, bo zmiana sieci przez abonenta wiąże się z utratą dotychczasowego numeru, który ma wielu znajomych lub partnerów w interesach. Dlatego taka zmiana nie specjalnie się opłaca i nie jest zbyt częstym zjawiskiem, a w ostatnich miesiącach stale ograniczanym. Podobnie jest z adwokatami - lepiej korzystać z usług sprawdzonego przedstawiciela Temidy niż kogoś nowego, kto musi od początku zapoznawać się ze sprawą. I może okazać się jeszcze gorszy od poprzednika.

Adwokaci to bardzo hermetyczne środowisko. Dostać się doń nowym adeptom prawa niezwykle ciężko. Taką nieformalną blokadę w krajach anglosaskich określa się jako szklany sufit (glass ceiling). Podobnie jest z sieciami komórkowymi GSM. Najpierw były dwie: Plus i Era. Przed kilkoma laty dopchała się do nich Idea Centertel. Tylko dla tych trzech firm starczyło częstotliwości radiowych. Do mocno zadomowionej na rynku trójki chcą teraz dołączyć kolejni gracze. Wzorem jest dla nich Unia Europejska, gdzie działa już sporo firm określanych jako MVNO, wirtualni operatorzy sieci komórkowych. Działają oni na bazie istniejącej infrastruktury, płacąc za to dotychczasowym operatorom albo hurtem kupują minuty i sprzedają je potem abonentom, zarabiając na różnicy. Polskie sieci komórkowe zareagowały solidarnie i histerycznie na przymiarki do wejścia na rynek operatorów wirtualnych, którzy jeden za drugim wykupują zezwolenia w Urzędzie Regulacji Telekomunikacji i Poczty. Zupełnie jak środowisko prawników na wszelkie próby jego "przewietrzenia". Sieci komórkowe lubią porównywać rynek do trzypokojowego mieszkania, w którym mieszka sympatyczna rodzinka, a mają jej dokwaterować licznych współlokatorów. Wygląda na to, że w tej "sprawie o mieszkanie" będą musiały wynająć dobrych adwokatów.