Władze dobiły Jukos

Kluczowe złoża koncernu rosyjskie władze sprzedały w niedzielę po dziwnej licytacji nikomu nieznanej spółce, która powstała prawdopodobnie dwa dni wcześniej. Nikt nie wie, kto za nią stoi

Smutnego dla Jukosu finału oczekiwano od miesięcy. Przed rokiem władze Rosji aresztowały Michaiła Chodorkowskiego, prezesa i głównego akcjonariusza koncernu. Oskarżono go o nadużycia finansowe podczas prywatyzacji w latach 90. Potem na Jukos zwaliła się lawina roszczeń o niezapłacone ponoć podatki. Do dziś kwota tych roszczeń narosła do niemal 28 mld dolarów.

Zdaniem Jukosu zapłacił on za to, że jego szefowie krytykowali prezydenta Władimira Putina. Władze Rosji twierdzą, że jedynie walczą z przestępstwami podatkowymi.

Na poczet spłaty zaległych podatków władze postanowiły sprzedać 77 proc. akcji spółki Jugańsknieftiegaz - największych złóż ropy koncernu. W niedzielę w Moskwie zebrało się ponad 180 dziennikarzy z całego świata, by obserwować na monitorach licytację złóż.

Była ona niezwykła nawet jak na rosyjskie standardy. Władze dopuściły do niej dwie firmy: Gazpromnieftiegaz (utworzoną w listopadzie kompanię naftową Gazpromu) i Bajkałfinansgrup. Ta druga, to nieznana nikomu firma z Tweru, zarejestrowana podobno dopiero w ostatni piątek.

Powszechnie spodziewano się, że licytację wygra kompania Gazpromu. Pierwsza ofertę zakupu złóż Jukosu złożyła jednak Bajkałfinansgrup. Reprezentant Gazpromu, po natychmiastowych konsultacjach telefonicznych, nie zalicytował wyższej kwoty. W ten sposób po licytacji, która trwała niespełna pięć minut, większość akcji Jugańska kupiła firma z Tweru.

Za złoża ma zapłacić 9,37 mld dolarów. To o około 6 proc. więcej niż wynosiła cena wywoławcza jednych z największych w świecie pól naftowych. Codziennie wydobywa się z nich więcej ropy niż w Katarze i prawie tyle samo co z szybów całego Teksasu (skąd pochodzi jedna piąta ropy produkowanej w USA).

Skąd ta nieznana nikomu firma ma tyle pieniędzy? - dociekali dziennikarze. Nie zdołali o to zapytać, gdyż przedstawiciele firmy noszącej nazwę słynnego jeziora, nie zjawili się na konferencji prasowej. Przedstawiciele Rosyjskiego Funduszu Majątku Federalnego, który organizował licytację, poinformowali tylko, że 1,77 mld dolarów wadium wymaganego od uczestników przetargu, Bajkałfinansgrup przekazała z konta w Sbierbank, największym rosyjskim banku detalicznym.

Także organizatorzy licytacji nie wiedzieli, komu sprzedali złoża Jukosu. - Nic nie wiemy o tej firmie - stwierdził na konferencji prasowej szef Funduszu Jurij Pietrow, przekonując, że także dla niego zwycięstwo Bajkałfinansgrup było zaskoczeniem. Nie podano nawet nazwiska osoby reprezentującej Bajkał.

Analitycy nie wierzą jednak w nagłe pojawienie się konkurenta Gazpromu. - Nie widzę rozsądnego uzasadnienia teorii, że Bajkał reprezentował interesy konkurencji - ocenił Paul Collison, analityk szwajcarskiego banku UBS w Moskwie.

Przeważa pogląd, że Bajkał reprezentował Gazprom albo któryś z wielkich rosyjskich koncernów, który również mógł działać na rzecz Gazpromu.

Gazprom i Gazpromnieft zaprzeczyły, by cokolwiek wiązało je z firmą z Tweru. Takim związkom zaprzeczyły też największe rosyjskie kompanie naftowe: Surgutnieftiegaz, Łukoil, TNK-BP.

Spekulowano też, że za Bajkałem może stać Interros, kontrolowany przez utrzymującego dobre stosunki z Kremlem oligarchę Władimira Potanina. Prezes Interros jest gubernatorem Tweru, gdzie zarejestrowano Bajkałfinansgrup. Ale także Interros zaprzeczył, by miał coś wspólnego z tą firmą.

Mimo zaprzeczeń Gazpromu, ten właśnie koncern będzie najbardziej podejrzewany o zmowę z nabywcą złóż Jukosu. Agencja Itar-TASS już wykryła, że Bajkałfinansgrup jest zarejestrowana pod takim samym adresem jak jedna ze spółek-córek Gazpromu. Choć z drugiej strony pod wskazanym adresem nikt nie zna tej spółki. Jest to budynek, w którym znajduje się kawiarnia, sklep spożywczy i sklep z alkoholem. Są też biura, w których w niedzielę nikogo nie było.

Rosyjski gigant gazowy mógł się obawiać skutków prawnych zakupu Jugańska. W nocy z czwartku na piątek polskiego czasu sąd upadłościowy w Houston w USA - do którego Jukos złożył we wtorek wniosek o ochronę prawną swojego majątku przed wierzycielami - zakazał licytacji złóż. Uznał, że może się wypowiadać w sprawie Jukosu, bo 15 proc. jego akcji należy do amerykańskich inwestorów.

Przy tym amerykański sąd nie zakaz rosyjskiemu państwu zorganizowania licytacji, lecz zakazał wziąć w niej udział Gazpromowi, a także bankom, które miały pożyczyć Gazpromowi 10-13 mld dolarów na tę transakcję.

Banki uczestniczące w konsorcjum zorganizowanym przez Deutsche Bank postanowiły wstrzymać udzielenie kredytu. Obawiały się, że w razie procesów z Jukosem i jego akcjonariuszami sądy w USA mogą zajmować ich majątki na poczet roszczeń. Także Gazprom ostrzegano przed skutkami roszczeń prawnych Jukosu po wyroku amerykańskiego sądu.

Jeszcze w sobotę Gazprom i Deutsche Bank starały się uchylić wyrok sądu upadłościowego w sądzie wyższej instancji w Houston, ale bezskutecznie.

Rosjanie jak się wydaje, znaleźli więc tymczasowe wyjście ze ślepego zaułka, w który wpędził ich amerykański sąd. Władze sprzedały złoża Jukosu, a Gazprom nie uczestniczył nawet w licytacji, lecz tylko swoją obecnością sprawił, iż przetarg był ważny.

Tymczasem pojawiła się hipoteza, że złoża Jukosu przejmie państwo. Przedstawiciel ministerstwa sprawiedliwości Rosji stwierdził bowiem, że może tak się stać, jeśli nabywca akcji Jugańska nie zapłaci za nie w terminie.

Losy Jukosu muszą przyciągać uwagę polskich rafinerii. Koncern dostarcza około 40 proc. ropy zużywanej przez PKN Orlen i prawdopodobnie nie mniej dla Grupy Lotos. Większość tej ropy pochodziła ze zlicytowanych właśnie złóż. Kto będzie teraz zarządzać ich eksportem? Kto w razie plajty Jukosu będzie realizował kontrakty eksportowe koncernu (po sprzedaży Jugańska Jukosowi zostaje jeszcze 20 mld dolarów zaległych podatków do spłacenia; nie starczy na to reszty majątku koncernu)? O tym nic jeszcze nie wiemy.