Błędne koło stóp i inflacji. Winne są banki centralne?
Ostatnie tygodnie przyniosły wiele niepokojących informacji o rosnącej w zawrotnym tempie inflacji, przed którą świat praktycznie nie jest w stanie się obronić. Według ostatnich danych inflacja roczna w największej gospodarce świata, czyli w Stanach Zjednoczonych, wyniosła w styczniu 4,3, proc. To najwyższy wynik od czerwca 2006 roku. Rekordowy, bo ponad 7-proc. wzrost cen notują u siebie Chińczycy, którzy jak nikt inny obawiają się w tej chwili gwałtownego przegrzania swojej gospodarki. Niewesoło jest także w Wielkiej Brytanii, gdzie inflacja roczna urosła do rekordowego poziomu 3,2 proc. Z podobnym wzrostem cen mamy do czynienia także w strefie euro. To najwyższy wzrost od 15 lat! W tyle nie pozostała Polska, która w styczniu zanotowała inflację roczną na poziomie 4,3 proc. To o 0,3 pkt. proc. więcej niż prognozowało Ministerstwo Finansów, a także więcej niż spodziewali się analitycy (4,1 proc). A to jeszcze nie koniec. Bowiem w kolejnych miesiącach do dalszego wzrostu tego wskaźnika przyczynią się ostatnie podwyżki cen energii, a także zapowiadane podwyżki cen gazu. - Dlatego możemy spodziewać się inflacji nawet na poziomie 4,5 proc. lub więcej - uważa Marta Petka, ekonomistka z Raiffeisen Bank Polska. - Do tego na razie nie widać szans na spadek inflacji - dodaje.
Nie wejdziemy?
Taka sytuacja oznacza, że Polska właśnie przestała spełniać jedno z tzw. kryteriów z Maastricht, które mówią o tym, jakie warunki powinien spełniać kraj aspirujący do strefy euro. Jedno z nich dotyczy inflacji, która nie powinna przekroczyć o więcej niż 1,5 pkt. proc. średniej dla trzech krajów o najniższej inflacji w Eurolandzie, czyli około 3 proc. To z kolei oznacza, że Rada Polityki Pieniężnej, do której zadań należy duszenie inflacji, zdecyduje się na kolejne podwyżki stóp procentowych, które od początku ubiegłego roku poszły w górę już pięć razy do poziomu 5,25 proc.
Banki nakręcają inflację
Jednak zadanie RPP może być o tyle utrudnione, że inne banki centralne w szale produkcji taniego pieniądza tną teraz stopy procentowe w obawie przed globalnym spowolnieniem gospodarczym. A to miałoby przyjść w wyniku kryzysu na amerykańskim rynku kredytów hipotecznych, który rozlał się po całym świecie.
- Obecna sytuacja najlepiej pokazuje, że to właśnie banki centralne mają monopol w produkcji pieniądza, są głównym czynnikiem inflacyjnym - podkreśla Paul Polaczek, dyrektor inwestycyjny w New World Alternative Investments. - Dlatego muszą bardzo uważać, by nie przesadzić z obniżkami stóp, które napędzają wzrost cen. Może się bowiem okazać, że później będzie im niezwykle trudno nad nim zapanować - tłumaczy.
Zwłaszcza gdy okaże się, że obniżki stóp nie przyniosły pożądanych skutków, czyli ponownego rozkręcenia gospodarki. A właśnie z takim zagrożeniem mamy teraz do czynienia w Stanach Zjednoczonych, które wiodą prym w cięciu stóp procentowych i drukowaniu taniego pieniądza. Paul Polaczek przypomina, że szef amerykańskiego banku centralnego Ben Bernanke doczekał się już przydomku "Ben B52". To sygnał, że nawet z samolotu Bernanke jest gotów zrzucać pieniądze do miejsc, które ich najbardziej potrzebują. Nie dość przypomnieć, że od września ubiegłego roku amerykańska Rezerwa Federalna obniżyła już stopy o 2,25 pkt. proc. do poziomu 3 proc., to wszystko wskazuje na to, że to nie koniec cięć. Założenie do takiego postępowania jest proste. Niższe stopy powinny znów pobudzić konsumpcję i zachęcić Amerykanów, a także tamtejsze przedsiębiorstwa do ponownego pożyczania pieniędzy. Z kolei osoby, które nie radzą sobie ze spłatą kredytów hipotecznych, dzięki niższym stopom będą płacić niższe raty. Co się jednak stanie, gdy plan nie wypali, bo amerykańskie banki staną się bardziej ostrożne przy kredytowaniu? Amerykanie zostaną z bezwartościowym dolarem, recesją i wysoką inflacją. Do tego dojdą niebotycznie wysokie ceny surowców, jak ropa naftowa czy złoto. Ten pierwszy już w tej chwili sięga rekordowych poziomów 100 dolarów za baryłkę, co powoduje dodatkowe koszty dla tych samych przedsiębiorstw, które chce ratować Fed. Z kolei złoto, które przez wielu inwestorów jest traktowane jako najlepsza lokata na przetrwanie gorszych czasów, kosztuje już około 900 dolarów za uncję i cały czas, systematycznie pnie się w górę. Problem w tym, że to również surowce, a także drożejące żywność i towary rolne napędzają inflację. Mamy więc do czynienia z błędnym kołem. Bo z jednej strony obniżki stóp dają nadzieję kredytobiorcom i inwestorom giełdowym. Z drugiej jednak strony przyczyniają się do gwałtownego wzrostu cen, osłabienia waluty i powodują topnienie oszczędności gromadzonych w bankach. A taka sytuacja nie może pozostać bez echa w innych krajach świata, które wysyłają do Stanów Zjednoczonych aż jedną piątą swojego eksportu.
Gdy płonie Rzym
Przed podobnym dylematem stanął także centralny bank w Anglii, która najmocniej ze wszystkich europejskich krajów odczuła skutki krachu w USA. Wystarczy przypomnieć, że od kilku miesięcy średnie ceny domów w Wielkiej Brytanii spadają o 120 funtów dziennie. Jak podała niedawno telewizja BBC, prognozy mówią, że w tym roku brytyjska gospodarka odnotowuje najniższy wzrost gospodarczy od 15 lat. Chcąc go ratować, a także by pomóc swoim kredytobiorcom, Bank Anglii obniżył na początku lutego stopy procentowe z 5,50 do 5,25 proc. To najprawdopodobniej nie ostatnie cięcie w tym roku, co poskutkuje jeszcze wyższą inflacją i dalszym osłabieniem funta.
- Bank Anglii powinien przestać martwić się inflacją i ciąć stopy procentowe, by uchronić gospodarkę przed gwałtownym spowolnieniem - powiedział nam David Blanchflower z Banku Anglii. - Obawianie się teraz o inflację przypomina bawienie się, gdy płonie Rzym.
Właśnie osłabienie funta najszybciej mogą odczuć Polacy, którzy pracują na Wyspach i co miesiąc wysyłają pieniądze swoim rodzinom. Jak łatwo policzyć, każdy zarobiony przez nich tysiąc funtów, po przeliczeniu na złotówki jest dzisiaj wart o ponad tysiąc złotych mniej niż przed rokiem. Analitycy z firmy doradczej Euro Consulting&Management szacują, pod koniec roku za funta będziemy płacić 4,7 zł, przy założeniu że w tym czasie złoty nie osłabnie.
Ostrożne podwyższanie
Presji cięcia stóp procentowych nie poddał się do tej pory Europejski Bank Centralny. Ostatnie dane pokazują, że również strefa euro zmaga się z rosnącą inflacją, ale jednocześnie spowolnieniem gospodarczym. Dlatego ekonomiści spodziewają się, że również EBC zdecyduje się w najbliższych miesiącach na obniżki stóp procentowych. Swoje jastrzębie nastawienie złagodził już Jean Claude Trichet, prezes EBC.
W takiej sytuacji bardzo ciekawe będą dalsze posunięcia polskiej Rady Polityki Pieniężnej. Zdaniem jej członków ostatni wzrost inflacji w Polsce wynikał bowiem w dużej mierze ze wzrostu cen paliw i żywności, związanego ze zjawiskami globalnymi, m.in. zwiększonym popytem na żywność w gospodarkach wschodzących, a także zwiększającą się produkcją biopaliw. A na te zjawiska RPP nie ma wpływu. Dlatego zdaniem większości członków RPP zacieśnianie polityki pieniężnej w Polsce powinno być bardzo wyważone, głównie ze względu na niepewną sytuację dotyczącą wzrostu gospodarczego w Polsce i na świecie, a także kurs złotego. Według ekonomistów może to oznaczać, że jeszcze w pierwszym półroczu czeka nas jedna lub dwie podwyżki stóp procentowych, za każdym razem o 0,25 pkt. proc. Trudno jednak mieć pewność, czy to wystarczy, by pod koniec roku sprowadzić inflację w okolice jej celu na poziomie 2,5 proc.
*Autor jest dziennikarzem ekonomicznym dziennika "Polska The Times".
-
Oświadczenie majątkowe Tarczyńskiego: Miał do spłaty prawie 1,5 mln złotych
-
Wakacje w Egipcie koszmarem. "Usłyszeliśmy, że sprawą zajmie się sąd"
-
Idą po Koronę Wodospadów! Zespół z Polski chce zdobyć dziesięć najwyższych wodospadów na świecieMATERIAŁ PROMOCYJNY
-
Europa w panice kupowała węgiel. Teraz odsprzedaje go do Afryki
-
3 rodziny czekają na mieszkanie, a posłanka PiS wynajmuje je za 116 zł
- Marsz 4 czerwca. Po dwóch godzin metro i boczne ulice wciąż zapchane
- Wielka Brytania zacznie kontrolować ceny żywności? "Cenowe limity"
- Padła "szóstka" w Lotto. Gdzie padły szczęśliwe liczby?
- "Nowy Świat" otwierano z pompą. Przez cały maj nie skorzystał nikt
- Jeden kraj bije rekordy w emisjach metanu. USA chcą to zmienić