Polakom nie zależy na Trzecim Świecie, wolimy kupować taniej

Opornie idzie przekonywanie Polaków do idei sprawiedliwego handlu. Choć świadomość istnienia produktów fair trade rośnie, to rynek jest wciąż tak mały, że nikt go nawet nie liczy.

Idea sprawiedliwego handlu w praktyce wygląda świetnie - chodzi w niej o to, by zamiast nieustannie wysyłać do krajów Trzeciego Świata pomoc, dać tamtejszym producentom godziwie zarabiać na wytwarzanych przez nich produktach, wspierać ideę spółdzielczości, standardy ochrony środowiska, a także walczyć z dyskryminacją kobiet i pracą dzieci.

Polacy popierają te hasła na poziomie deklaracji - dwie trzecie z nas uważa, że dokonując odpowiednich zakupów, możemy polepszyć los producentów z ubogich krajów. Gorzej idzie nam jednak przełożenie tych deklaracji na konkretne zakupy - rynek produktów sprawiedliwego handlu to w Polsce wciąż kropla w morzu oferty handlowej.

Od kilku tygodni działa w Poznaniu pierwszy sklepik sprzedający wyłącznie produkty firmowane znakiem sprawiedliwego handlu. Tymczasem takich sklepów w Europie jest 2,5 tysiąca. W Unii Europejskiej rynek fair trade rośnie ponad 20 proc. rocznie, a są kraje na świecie - jak np. Australia - gdzie wzrosty sięgają 70 proc. Początkowo idea sprawiedliwego handlu dotyczyła rękodzieła sprowadzanego z Afryki czy Azji do Europy, ale szybko objęła ona produkty spożywcze (m.in. kawę i herbatę) stanowiące główne źródło dochodów wielu biednych krajów. Dziś kawa, herbata, cukier, miód, przyprawy pochodzące ze sprawiedliwego handlu i firmowane tym znakiem obecne są coraz częściej na półkach wielkich sieci handlowych takich jak Tesco, Carrefour czy Marks & Spencer. Ten ostatni sprzedaje 350 produktów certyfikowanych przez Fairtrade (to jeden z systemów certyfikacyjnych w ramach ruchu fair trade, który okazał się przełomowy, bo pozwolił wprowadzić produkty sprawiedliwego handlu do masowej dystrybucji), w tym ok. 40 rodzajów kawy. Certyfikowana kawa stanowi już jedną piątą rynku mielonej kawy w Wielkiej Brytanii. W ciągu czterech lat sprzedaż takich produktów spożywczych wzrosła w M&S o 60 proc. W ubiegłym roku firma sprzedała prawie 5 mln bawełnianych ubrań z logo Fairtrade, co stanowiło ok. 3 proc. jej całkowitego zużycia bawełny. Do końca bieżącego roku ma to być 10 proc.

Barierą wyższa cena

A w Polsce? Marks & Spencer nie podaje danych o sprzedaży produktów z logo Fairtrade nad Wisłą. W polskich carrefourach jest ich zaledwie kilka (we Francji - 23). - Z uwagi na wyższą cenę takie produkty znajdują nabywców głównie w największych miastach. Wiąże się to ze stosunkowo niską świadomością konsumentów w zakresie zasad sprawiedliwego handlu oraz faktem, że głównym czynnikiem przy wyborze towaru podczas zakupów wciąż jest cena - mówi Maria Cieślikowska, dyrektor ds. PR i komunikacji zewnętrznej Carrefour Polska. - Z tych powodów produkty tego typu upowszechniają się w Polsce wolniej niż w krajach zachodnich - dodaje Cieślikowska. Dużo szersza oferta jest w internecie, produkty Fairtrade (jak i innych certyfikatów sprawiedliwego handlu) znaleźć też można w sklepach z żywnością ekologiczną, w niektórych delikatesach. Dystrybutorzy podkreślają, że sprzedaż rozwija się dynamicznie, liczba odbiorców rośnie, ale nie chcą podawać danych. Według Fairtrade International sprzedaż produktów z ich certyfikatem w Polsce w 2010 r. wyniosła 2,1 mln euro, w ostatnim roku ta liczba mogła się zwiększyć o ok. 10 proc. W tym czasie w Wielkiej Brytanii sprzedaż produktów Fairtrade przekroczyła wartość 1 mld funtów, a do końca 2012 r. ma sięgnąć 2 mld funtów.

Widać zmiany na lepsze

Część organizacji wspierających sprawiedliwy handel ma problem z tym, że produkty fair trade (w tym głównie te spod znaku Fairtrade) pojawiają się w wielkich sieciach. - Wprowadzając do oferty niewielką ilość certyfikowanych produktów, sieci mogą próbować poprawiać swój wizerunek, choć reszta ich działalności może być nawet bardzo nieetyczna - mówi jeden z działaczy wspierających ruch sprawiedliwego handlu. Inni zaznaczają jednak, że to zaangażowanie koncernów pozwoliło "umasowić" ideę i przyczyniło się do wzrostu popularności i sprzedaży produktów fair trade - np. decyzja koncernu Cadbury, by w swojej najpopularniejszej czekoladzie Dairy Milk stosować wyłącznie kakao Fairtrade. - To m.in. dzięki takim działaniom rozpoznawalność produktów Fairtrade skoczyła w Wielkiej Brytanii w ciągu dekady z 12 do prawie 80 proc. - podkreśla Zbigniew Szalbot, sekretarz Koalicji Sprawiedliwego Handlu.

W Polsce świadomość marki Fairtrade deklaruje w zależności od badań od 10 do 25 proc. polskich konsumentów (w krajach zachodnich jest to zdecydowanie powyżej 50 proc.). - Myślę, że bliższa prawdy jest ta pierwsza liczba - stwierdza Szalbot. Dodaje, że jaskółki zmian widać: fairtrade'ową kawę wypić już można np. w sieci barów na stacjach Orlen, a także w wielu miejskich kawiarniach. Daleko nam jednak do Anglii, gdzie - jak podkreśla Magda Noszczyk z Polskiej Zielonej Sieci - jeszcze kilka lat temu kawiarnie wywieszały informację, że sprzedają kawę ze sprawiedliwego handlu: - Dziś taka informacja jest zbędna, bo to jest oczywiste.

Kupowanie "fair" jest luksusem?

Noszczyk dodaje, że powoli spadają też ceny produktów sprawiedliwego handlu - do niedawna potrafiły one kosztować w Polsce dwa razy więcej niż np. w Niemczech. Szkodziło to całej idei, gdyż konsumenci otrzymywali w ten sposób sygnał, że kupowanie "fair" jest luksusem.

W promowaniu idei fair trade w Polsce pomóc ma powołanie w miejsce nieformalnej Koalicji Sprawiedliwego Handlu fundacji, która nadzorować będzie całość działań edukacyjnych. Fundację będą mogły zasilać pieniądze z licencji, jaką producenci płacą za używanie certyfikatów fair trade. Zostaną one przeznaczone na działania edukacyjne. Jest co robić, bo jako naród jesteśmy bardziej podejrzliwi niż ludzie na Zachodzie i z zasady nie ufamy certyfikatom.

Więcej o: