Co łączy Lindta z czekoladą z Biedronki? Uderzające podobieństwo

Marki własne niszczą tzw. produkty środka, lokowane między ofertą produktów markowych premium a ekonomiczną. Oznacza to, że nagle na rynku mamy produkty premium albo marki własne.

Te czekolady są podobne czy niepodobne? Jedna to marka własna sieci Biedronka, druga - marka premium szwajcarskiej firmy Lindt & Sprüngli.

Czekolada z Biedronki owszem, wygląda jak inspirowana wyglądem Lindta (o smaku się nie wypowiadam, bo ani jednej, ani drugiej nie jadłem).

Nawiązania w wyglądzie opakowania widać zwłaszcza przy górnych napisach i dzieleniu ich na dwie części: "Lindt" i "Luxima", "Creation" i "Premium". Oczywiście nikt racjonalnie myślący nie weźmie Luximy za Lindta, ale część splendoru szwajcarskiej marki w ten sposób na czekoladę z Biedronki spłynie. I o to właśnie chodzi.

Poza tym Szwajcarzy zrobili faktycznie bardzo ładne opakowanie.

Z markami własnymi jest tak, że gdy sieci handlowe w Polsce rozpoczęły z nimi przygodę, to zrobiły to najgorzej, jak tylko mogły.

Kiedyś przychodził sklep wielkopowierzchniowy do producenta i mówił: chcę mieć szampon za 1,6 zł. Producent robił więc coś, co się pieniło, ale szamponem raczej nie było Albo sieć mówiła: poproszę kiełbasę za 5 zł za kilogram (a później powstawało coś, co miało 11 proc. mięsa).

Owszem, takie produkty miały swoją klientelę, ale nie było to coś, dzięki czemu zarobić mógł sklep, producent, a i klient byłby zadowolony.

Z tego, co pamiętam, w kraju jako pierwszy jakość swoich marek własnych poprawił Carrefour (a przynajmniej jako pierwszy zaczął się tym chwalić dziennikarzom) i dalej już poszło. Zwłaszcza że w międzyczasie pojawił się kryzys, a konsumenci zaczęli zwracać baczną uwagę na stosunek: cena - jakość.

Marek własnych jest z miesiąca na miesiąc w naszych sklepach coraz więcej. Mamy jajka pod marką własną, sery pod marką własną, jogurty, masła, nie mówiąc już o papierze toaletowym czy chusteczkach do nosa.

Pytanie, gdzie ten marsz się zatrzyma. W 2012 r. rynek marek własnych w Polsce urósł o prawie 19 proc., do 33,8 mld zł - wynika z analizy firmy PMR. W 2014 r. jego wartość może osiągnąć nawet 50 mld zł. Dla porównania - GUS oszacował wartość całego rynku detalicznego w 2012 roku na ok. 650 mld zł.

Roland Berger Strategy Consultant obstawia, że w końcowym wariancie marki własne w FMCG mogą stanowić 35-45 proc. produktów.

Przy czym część produktów jest bardzo podatna na marki własne, a część nie. O ile na przykład wykreowanie własnej marki w segmencie chusteczek jest bardzo łatwe, bo rządzą tu marki własne, to trudno sobie wyobrazić markę perfum Biedronka albo nawet Alma czy Piotr i Paweł. Choć i tu są wyjątki - całkiem nieźle sprzedaje się zapach sygnowany przez sieć odzieżową Abercrombie & Fitch.

Mój entuzjazm do tej kategorii produktów jest umiarkowany. Są one oczywiście korzystne dla konsumenta (bo płaci mniej) i dla sklepu (bo nie dzieli się marżą), ale czy także dla rynku w długiej perspektywie?

Po pierwsze, uszczuplają one ofertę. Im więcej jest marek własnych w danym kraju, tym paradoksalnie mniejszy wybór ma konsument. Proszę zwrócić uwagę, jak się różni drogeria niemiecka od polskiej. U nas produktów jest więcej. I więcej jest też producentów.

Po drugie, marki własne niszczą tzw. produkty środka, lokowane między ofertą produktów markowych premium a ekonomiczną. Czyli nagle na rynku mamy produkty premium albo marki własne. I znów - rządzą wielkie międzynarodowe koncerny.

Po trzecie, proszę pamiętać, że marka własna to nie produkt premium. W najlepszym przypadku jej jakość ma być czymś między średnią półką a premium. Proszę więc nie wierzyć, że czekolada na zamówienie dyskontu (choć być może całkiem niezła) jest tym samym, co ta z Lindta.

Wpis pochodzi z blogu: Towar niezgodny z umową

Więcej o: