Biedronka nie chce kart. Bo się jej to nie opłaca

Klient udający się po zakupy żyje w swego rodzaju rozdwojeniu jaźni. Bo idąc do sklepu na osiedlu, może zapłacić kartą. Sprzedawczyni przyjmie ją, dopiero jeśli wartość zakupów przekracza 20 zł, ale przyjmie.

W największej sieci sklepów i czwartej co do wielkości firmie w kraju, czyli portugalskiej Biedronce, o przychodach, które w tym roku grubo przekroczą 30 mld zł, zapłacić kartą już nie może. I nieprędko będzie mógł.

Powód? "Wysokość opłat transakcyjnych", które należą do najwyższych w Europie - twierdzą przedstawiciele Biedronki. "To spowodowałoby obciążenie klientów dodatkowym kosztem" - pisze sieć w stanowisku przesłanym do redakcji.

Prawda to czy nie? Nie do końca. Dzisiaj prowizja za płatność kartą wynosi średnio 1,3 proc. (tzw. opłata interchange). Prawdopodobieństwo, że przy zakupach za 50 zł klienci Biedronki odczuliby opłatę w wysokości 50 groszy, jest niewielkie. Tak samo jak nie zauważają jej obecnie w innych sklepach, gdzie kartą płacić można, choćby w Lidlu.

Dyskont nie może jednak podnieść o prowizję karcianą cen, bo ucierpiałby na tym wizerunek taniego sklepu. Nie chce też ponieść takich kosztów z własnej kieszeni. W skali całej sieci grosze zamieniają się w potężną kwotę. Biedronka zapłaciłaby z tytułu opłat za karty w ubiegłym roku ponad 100 mln zł. Skąd ta kwota? To symulacja - kartą w innych sklepach opłacane jest mniej więcej 30 proc. transakcji.

Kart więc w Biedronce nie ma, bo ucierpiałby na tym nie interes klientów, tylko zysk akcjonariuszy. A oni mają się całkiem nieźle. W pierwszej połowie roku zysk netto Grupy Jeronimo Martins, właściciela m.in. sieci Biedronka, wzrósł o 9 proc. - do 165 mln euro.

Zobacz wideo

Biedronka zamiast kart woli bankomaty

Nowelizacja ustawy o usługach płatniczych, którą ostatnio uchwalił Sejm, przewiduje, że od stycznia 2014 r. opłata interchange nie będzie mogła być wyższa niż 0,5 proc. Czy Biedronka wpuści karty do sklepów? Niekoniecznie. I to z kilku powodów. Po pierwsze, w negocjacjach z bankami sieć wyznaje, że najchętniej nie płaciłaby im nic. Terminale do płatności banki też powinny zainstalować w sklepach za darmo. W zamian Biedronka mogłaby ustawić w placówkach ich reklamy.

Po drugie, właściciel Biedronki stawia na bankomaty. Po trzecie, sieć zastanawia się nad wprowadzeniem u siebie nie tyle kart płatniczych, ile tzw. płatności mobilnych. Chodzi o płacenie telefonem. Do tego trzeba mieć jednak smartfon z odpowiednią aplikacją, podłączony do internetu. Klient podawałby kasjerce kod wyświetlany przez telefon, ewentualnie skanowałby swoim telefonem kod QR. Skomplikowane? Trochę. W tej sprawie trwają obecnie rozmowy z "wieloma potencjalnymi partnerami".

Powstaje oczywiście pytanie: czy klienci Biedronki nadają się na pionierów nowych technologii i na ile taka "mobilna" usługa przyjmie się na rynku, zwłaszcza że całkiem nieźle rozwijają się płatności zbliżeniowe (właściwie każda nowa karta trafiająca teraz na rynek jest wyposażona w taką funkcję)?

Po czwarte, brak płatności kartą - paradoksalnie - może działać pozytywnie na wizerunek. Na zasadzie: mamy tak niskie marże, że nie stać nas na płacenie komukolwiek jakiejkolwiek prowizji.

Po piąte, nad redukcją stawek interchange pracuje Bruksela. Komisja Europejska chciałaby, aby w ciągu dwóch, trzech lat taka opłata wynosiła maksymalnie 0,2 proc. wartości transakcji dla kart debetowych i 0,3 proc. dla kart kredytowych.

Wreszcie w Biedronce płacić kartą nie można, lecz nie uskarża się ona na brak klientów - tzw. sprzedaż like for like, czyli w porównywalnych sklepach Biedronki, ciągle rośnie, ostatnio o 7,5 proc. Sieć nie ma więc tutaj jakiejś szczególnej motywacji.

Kto zyska, a kto straci?

Cięcie prowizji interchange wzmocni za to konkurencję Biedronki. Dziś średnia rentowość w handlu w Polsce to 1,9 proc. Najwyższą mają dyskonty - 2,5 proc., choć niektóre osiągają nawet 3 proc. Najniższą hipermarkety - 0,6-0,7 proc. - tam kartą płacić oczywiście można. Ale jeśli ktoś liczy na to, że dzięki obniżce opłat zmaleją ceny w sklepach - jest w błędzie. Niedawno pisaliśmy, że w 2012 r. banki z tytułu interchange zarobiły ok. 1,8 mld zł przy średniej prowizji na poziomie 1,6 proc. Szacuje się, że przy stawce 0,5 proc. do banków trafiałoby już tylko ok. 700 mln zł rocznie.

Pieniądze po prostu przepłyną z sektora bankowego do handlu.

A kiedy Biedronka wprowadzi u siebie płatność kartą? Najłatwiej byłoby to zrobić, gdyby miała... własny bank. Swoje sklepy mogłaby wtedy obsługiwać po kosztach, a na dodatek mogłaby wprowadzić całą gamę produktów finansowych pt. "kredyt z Biedronki".

W handlu podobnego rodzaju inicjatywy nie są niczym nowym. Własny bank ma chociażby Tesco w Wielkiej Brytanii.

Więcej o: