Z kroniki polskiej informatyki (część 6)

Zapraszamy na kolejną podróż naszym informatycznym wehikułem czasu. Zobaczmy, jak próbowano komputerami zastępować maszyny do pisania i notesy z adresami. Sprawdźmy, czy komputery pomogły w tworzeniu magazynu - nomen omen - "Komputer". Dowiedzmy się, o czym najchętniej chcieli czytać użytkownicy komputerów i o czym chcieli pisać, gdy już zyskali taką możliwość. Czym żyła komputeryzująca się Polska 25, 20 i 10 lat temu?

25 lat temu. Lepszy od maszyny do pisania!

Mikrokomputer taki jak ZX Spectrum czy Commodore 64 zazwyczaj bywa używany do gier i nauki programowania, ale miesięcznik "Komputer" próbuje upowszechniać także inne sposoby wykorzystywania tego pożytecznego urządzenia. Można przecież traktować je jako nowoczesną maszynę do pisania! Temat jest śliski, bowiem co innego napisać i wydrukować na komputerze list do znajomego, a co innego stworzyć w ten sposób własną gazetkę czy ulotkę. To ostatnie może być źródłem kłopotów dla autora, więc redaktor magazynu zastrzega:

Nie chcę nikogo namawiać do łamania przepisów, ale szansa osobistego napisania, złożenia, a na koniec wydrukowania tego, co się wymyśliło, jest pod ręką. Tylko od nas zależy, czy z tej okazji skorzystamy...

Istotnie, nowa technologia daje wiele możliwości:

Tekst wprowadzamy z klawiatury do pamięci komputera obserwując na ekranie, czy nie ma w nim pomyłek. Gotowy tekst przeglądamy na ekranie, a po wprowadzeniu ewentualnych poprawek oraz sprawdzeniu prawidłowego okładu tekstu (strony, tytuły, wcięcia itp.) żądamy wydruku na drukarce lub elektrycznej maszynie do pisania. Tekst zapisujemy również na kasecie magnetofonowej lub dyskietce - może on przydać się w przyszłości do sporządzenia nowej jego wersji lub też jako część większej całości.

Nie trzeba wielokrotnie przepisywać całych stron przy pomyłce, można dokonywać szybkich zmian i łatwo wykorzystywać fragmenty wcześniej napisanych tekstów w nowych wersjach - same zalety! Redakcja cierpliwie tłumaczy, że komputer może być znacznie lepszy od tradycyjnej maszyny do pisania nie tylko w zastosowaniach prywatnych, ale również np. w biurach:

Wyobraźmy sobie sekretarkę wypisującą mozolnie na maszynie zawiadomienia, w których zmianie ulega tylko nazwisko, lub też tony różnego rodzaju formularzy zalegających magazyny i porównajmy to z możliwością włożenia do komputera dyskietki, na której są dziesiątki wzorów zawiadomień, ogłoszeń i formularzy, zmianie kilku zdań i drukowanie tego w potrzebnej ilości egzemplarzy.

Niestety, z perspektywy polskiego urzędu jeszcze długo będzie brzmieć to jak fragment powieści science-fiction.

25 lat temu. Jak powstaje "Komputer"?

Tymczasem - jak przyznaje redakcja "Komputera" - większość jej członków wciąż korzysta z... maszyn do pisania. Tylko niektórzy współpracownicy mają swoje prywatne ZX Spectrum (a jeden "aż MacIntosha") i ci dostarczają materiały do redakcji w formie wydruków lub na kasetach magnetofonowych. Tam:

(...) maszynopisy autorskie są ponownie przepisywane "na czysto" - w czterech egzemplarzach. Gotowe już maszynopisy gwarancyjne zwożone są do Łodzi, gdzie w dziale fotoskładu drukarni wprowadzane są ponownie do pamięci komputera, drukowane w postaci tzw. szpalt, których korekta przeprowadzana jest sposobem tradycyjnym: jedna pani czyta, druga poprawia.

Po wprowadzeniu tych zmian do komputera, złamaniu kolumn i naświetleniu strony pisma przyjmują formę przezroczy i:

(...) wracają do Warszawy do kolejnej, redakcyjnej korekty. Jeszcze chwila w Urzędzie Kontroli i można rozpoczynać montaż: naklejanie kolumn na arkusze folii o rozmiarach 8 dziwacznie na pozór złożonych ze sobą stron pisma. W trakcie montażu wkleja się zwykłą taśmą przylepną elementy graficzne oraz ilustracje.

Później jeszcze tylko druk (znów w Łodzi), składanie numerów z wydrukowanych arkuszy, przycinanie, szycie i kolejny numer "Komputera" ląduje w kioskach. Proces powstawania pisma - choć usprawniają go komputery - jest nadal długotrwały, zatem w sierpniu czytelnik magazynu może zapoznać się z wiadomościami co najwyżej z połowy czerwca.

20 lat temu. Do widzenia, świat się zmienia

Komputer nadal traktowany jest jako maszynka przede wszystkim do grania, a wśród jego zastosowań poważnych prym wiedzie "programowanie". Idea komputera będącego narzędziem, sprzętem gospodarstwa domowego ułatwiającego pewne czynności to dla większości Polaków wciąż rzecz obca. "Bajtek" promuje zatem kolejną nieznaną ogółowi funkcję, którą może pełnić komputer. Wiodącym tematem sierpniowego numeru pisma są bazy danych.

Redaktor Michał Szokoło tłumaczy czytelnikom, czym są bazy, porównując je do notesu z adresami. Oczywiście, "notes" komputerowy jest znacznie lepszy od swojego papierowego odpowiednika:

Wyobraźmy sobie teraz, że podczas wakacji poznaliśmy kilkanaście osób, które chcemy teraz umieścić w notesie. I tu kłopot - już po wpisaniu połowy skończyło się miejsce na odpowiednich stronach. I co teraz? Wpisać Asię Kwiatkowską pod literą "L"? Potem mogą być kłopoty z odszukaniem jej adresu. Założyć drugi notes? Też niezbyt wygodne. W przypadku komputerowej bazy danych nie ma takiego problemu. Po prostu dodajemy nowy rekord i sortujemy (układamy rekordy w kolejności - a właściwie nie my, tylko program obsługujący bazę danych) (...). Znowu mamy wszystkich w kolejności alfabetycznej. A zmiana adresu lub telefonu? Zamiast kreślić i dopisywać z boku maczkiem po prostu zmieniamy zawartość odpowiedniego pola (...).

Naturalnie notes z adresami to nie jedyne zastosowanie komputerowych baz danych. Mogą one zastąpić katalogi biblioteczne, ewidencję ludności, listy płac w przedsiębiorstwach... Komputery pomogą wszędzie tam, gdzie trzeba zarządzać informacją, wkrótce staną się niezbędne. Kończąc artykuł, Michał Szokoło pozwala sobie nawet na szczyptę filozofowania:

KTO MA INFORMACJĘ, TEN RZĄDZI. Ta stara maksyma jest w dzisiejszych czasach coraz bardziej prawdziwa. Mając dostęp do informacji, można skutecznie działać, nie ryzykując natknięcia się na nieprzewidziane trudności (mając informację można przewidzieć problemy i zabezpieczyć się). Coraz więcej zależy od szybkiej i dokładnej informacji: gospodarka, polityka, nauka - gromadzenie informacji w bazach danych stało się koniecznością. Kto nie jest dobrze poinformowany, przestaje się liczyć. Można mu wręcz powiedzieć: "do widzenia, świat się zmienia".

20 lat temu. Nie ma miejsca na głupawe historyjki

Rośnie liczba użytkowników komputerów, a giełdowi handlarze dostarczają im coraz więcej, coraz bardziej skomplikowanych programów (przede wszystkim gier). Towarem deficytowym są natomiast instrukcje i opisy do nich, co najlepiej pokazują wyniki ankiety przeprowadzonej wśród czytelników magazynu "Top Secret". Nie chcą oni na łamach publicystyki, recenzji, wywiadów, lecz samych konkretów - jakie są zasady gry, jakich używać przycisków na klawiaturze, jak grać, by wygrywać. Mówiąc krótko, oczekują, że czasopisma zastąpią im instrukcje obsługi, które na Zachodzie dołączone są do legalnych kopii programów. Nie wszystkie redakcje chcą ograniczać się do tłumaczenia i przepisywania instrukcji, a na rynku pojawia się luka, w którą próbuje wejść nowy magazyn.

Redaktor naczelny debiutującego w kioskach miesięcznika "Computer Studio", Marek Suchocki jest właścicielem - nomen omen - studia komputerowego, w którym zajmuje się odpłatnym kopiowaniem oprogramowania, świetnie zatem rozumie potrzeby odbiorców. Pisze wprost:

Nie ma tu miejsca na głupawe, wyssane z palca historyjki, które można znaleźć np. w "Bajtku". (...) Brak odpowiednich przepisów prawnych powoduje, że programy są łatwo dostępne, ale zdobycie do nich instrukcji jest prawie niemożliwe. W wielu przypadkach uniemożliwia to prawidłowe użytkowanie programu, a bywa i tak, że nie można go nawet uruchomić (...). Rozmowy z moimi klientami uświadomiły mi fakt, że jest olbrzymie zapotrzebowanie na tego rodzaju informacje.

Istotnie, magazyn "Computer Studio" na dłużej zaistnieje na rynku prasowym, a Marek Suchocki - zachęcony sukcesem wydawnictwa - wprowadzi do kiosków jeszcze m.in. "Gry komputerowe" (od 1993 roku) oraz polską edycję pisma "PC Gamer" (od 1996 roku).

10 lat temu. Blogowicze, bloggersi, blogacze

Na początku roku było w Polsce około 60 czynnych blogów. Ich założenie wymagało sporej wiedzy technicznej, a wszystkie bez wyjątku przybierały formę publicznych dzienników, w których autorzy (zazwyczaj ukryci pod pseudonimami) dzielili się z czytelnikami opisami wydarzeń z własnego życia. Pierwszy przełom nastąpił wiosną, gdy powstał serwis blog.pl - od tej pory założenie i prowadzenie bloga było tak proste jak korzystanie ze skrzynki e-mailowej. Drugi przełom to reportaż "Smutek blogacza" w "Gazecie Wyborczej", wnikliwie analizujący nowe zjawisko:

Blogi to pamiętnik generacji X - wychowanej na komputerach. Gdyby nie język, trudno byłoby odróżnić bloga polskiego od nowozelandzkiego czy indyjskiego. Autor jest wykształcony, ma komputer, dostęp do Internetu, nie grozi mu zwykle bezrobocie. Zastanawia się nad kwestiami technicznymi, opisuje szkołę lub uczelnię, spotkania ze znajomymi, które wszędzie wyglądają podobnie. (...) Dzień po dniu opisują biuro, kolegów, imprezy po pracy, śluby znajomych. (...) Pisze gospodyni domowa, kiedy ma chwilę wytchnienia od dzieci, nauczycielka akademicka, urzędniczka w ministerstwie i pracownik agencji reklamowej. A oprócz nich setki studentów i uczniów.

Leszek K. Talko zastanawia się nad genezą zjawiska, opisuje najlepsze polskie blogi, próbuje ustalić, czy posiadaczy blogów nazywać blogowiczami, bloggersami czy raczej blogaczami ("jeszcze nie wiadomo, która z tych form się u nas przyjmie, więc wszystkie są używane"). Zachęci tysiące ludzi do spróbowania swoich sił w tej formie internetowej twórczości. Co ciekawe, zazwyczaj przybierze ona postać drobiazgowych opisów własnego życia. Jak podsumowuje Leszek Talko:

Tego dnia - powiedzmy, że właśnie kończyła się zima - blogowicze nie byli w najlepszym nastroju. Narzekali, że na dworze szarówka, pytali, kiedy przyjdzie wiosna. Zbliżały się matury, co przerażało wielu z nich. Polscy blogowicze są trochę młodsi niż amerykańscy, nudziły mnie ich drobiazgowe relacje z próbnych matur i gorączkowe zastanawianie się, jakie będą pytania z polaka. Starsi zastanawiali się nad widmem recesji, inni opisywali swoją pracę.

Codziennie na blog.pl będzie pojawiało się kilkadziesiąt nowych dzienników. Pod koniec roku liczba polskich blogowiczów z łatwością przekroczy dziesięć tysięcy, a ci starsi stażem będą upowszechniać podział na blogi sprzed artykułu w "Gazecie" i te, które powstały pod wpływem tego materiału. Ich zawartość zazwyczaj będzie bardzo podobna.

Więcej o: