Z kroniki polskiej informatyki - część 2

Zapraszamy na kolejną podróż komputerowym wehikułem czasu, by sprawdzić, czym żyła informatyzująca się Polska - 25, 20 i 10 lat temu. W kioskach znajdziemy pierwszy numer nowego magazynu poświęconego mikroinformatyce, a następnie pomożemy dotkniętemu okrutną klątwą Sabremanowi znów stać się człowiekiem. Dowiemy się, co potrafi komputer niewiele większy od kasety wideo i zobaczymy trudne początki nowej usługi TP SA, która w przyszłości miała odmienić sposób, w jaki Polacy będą korzystać z Internetu. Startujemy.
Komputer, nr 1 z 1986 roku Komputer, nr 1 z 1986 roku Fot. Komputer

25 lat temu. Szerzenie kultury informatycznej

W kioskach pojawia się pierwszy numer miesięcznika "Komputer", skierowanego do dojrzalszego - wiekiem oraz mikrokomputerowym stażem - odbiorcy. O ile tworzony z myślą o młodzieży i początkujących "Bajtek" chciał działać u podstaw, "zwalczać mikrokomputerowy analfabetyzm w Polsce", o tyle redakcja "Komputera" stawiała przed sobą inne zadania. Jak czytamy we wstępniaku:

Naszym głównym celem jest szerzenie kultury informatycznej wśród dojrzałych Czytelników, stających wobec konieczności posługiwania się środkami informatyki i rozumienia ich. Na świecie cel ten określany bywa jako computer literacy lub kompjutemaja gramotnost, my jednak (...) wolimy mówić o kulturze informatycznej.

W pierwszym numerze magazynu zamieszczono mnóstwo pożytecznych informacji, takich jak informacje o systemie operacyjnym CP/M, opisy ciekawych programów użytkowych oraz sensacyjny kod źródłowy w LOGO do samodzielnego przepisania. Jak zachwalał autor:

Załączony program daje niepowtarzalną, jedyną w swoim rodzaju, okazję obejrzenia na ekranie telewizora (najlepiej kolorowego) komety Halleya!!! Jedyne co do tego potrzebne, to ? oprócz programu: mikrokomputer ZX Spectrum, translator Logo i... odrobina wyobraźni.

Nie samymi poważnymi tematami żyje jednak użytkownik mikrokomputerów, a zatem, jak zapowiadała redakcja:

Przewidzieliśmy oczywiście i coś lżejszego, przecież chyba każdy z nas po skończonej pracy lubi pograć w gry zgromadzone przez swoje dziecko.

Ciężkie życie wilkołaka

Opisy i mapy do gier są bardzo pożądane w kraju, w którym do skopiowanych na giełdzie programów nie dołącza się instrukcji. W kwietniu niewątpliwym hitem ?Komputera? jest zatem Knight Lore (rok produkcji: 1984), gra przygodowo-zręcznościowa, która staje się jednym z największych wydarzeń w historii branży. Choć już wcześniej programiści nieśmiało eksperymentowali z perspektywą izometryczną, czyli ówczesnym "trójwymiarem" (Q*bert, Ant Attack), to właśnie produkcja Ultimate Play The Game upowszechni ten efektowny sposób prezentowania grafiki, pokazując niedowiarkom, jakie rzeczy potrafi niedoceniane ZX Spectrum (animacja przemiany Sabremana w wilkołaka nawet dziś potrafi zrobić wrażenie). Jednak Knight Lore nie poprzestaje na graficznej rewolucji, kierując gry jako takie w zupełnie nowym ? dojrzalszym kierunku. Od teraz miała to być rozrywka bardziej złożona, skomplikowana, dopracowana, pełna detali.

O co chodzi w tej znakomitej grze? Tak tłumaczy to redaktor "Komputera":

Zadaniem gry jest uwolnienie Sabremana, dzielnego podróżnika, mającego upodobanie do za dużych, tropikalnych kapeluszy, od ciążącej na nim klątwy. W ciągu dnia wszystko jest w porządku ? Sabreman jest zdrów i zadowolony, jednak gdy tylko zapadnie noc i na niebie pokaże się księżyc, klątwa daje o sobie znać. Nasz bohater zmienia się w straszliwego wilkołaka. Jeżeli my, przy klawiaturze czy dżojstiku, w ciągu 40 dni i nocy nie zdołamy mu pomóc, Sabreman na zawsze przybierze wilczą postać. A tego oczywiście nikt nie chce. Musimy więc poprowadzić go przez komnaty pełnego niebezpieczeństw zamku i odnaleźć czarownika Melkhiora, który, zwyczajem wszystkich magów, warzy w zaklętym kotle tajemnicze mikstury. Jedna z nich może uwolnić Sabremana od kłopotów. Niestety Melkhior jest już zbyt stary, aby samemu poszukiwać po zakamarkach zamku składników magicznego napoju ? uprzejmie podpowiada jednak co mu jest potrzebne, by mikstura nabrała odpowiedniej mocy i właściwości (jednak uwaga ? Melkhior nie znosi wilkołaków). Tak więc Sabreman musi sam przeszukiwać labirynt kamiennych lochów i korytarzy, a to wcale nie jest łatwe. Przeszkody to nie tylko, a nawet nie przede wszystkim zawiłości typu architektonicznego. Prawdziwie niebezpieczni są mieszkańcy zamku oraz czyhające na każdym niemal kroku pułapki. Na życie naszego bohatera dybią uzbrojeni strażnicy, duchy potępionych rycerzy, a nawet pozornie niegroźne skaczące kule czy błędne ogniki... Wszędzie jeżą się zatrute ostrza, kolczaste kule spadają w najmniej oczekiwanych momentach, pozornie solidne, kamienne schody załamują się pod stopami lub wręcz rozsypują w pył... Taaak, ciężkie jest życie wilkołaka!.

Chętnych, by pomóc Sabremanowi, nie brakuje także w Polsce. Wyposażeni (lub nie) w mapę z "Komputera" licznie zapuszczają się oni w pełen niebezpieczeństw labirynt. Czytelnicy "Bajtka" wybiorą Knight Lore grą roku 1986.

Atari Portfolio Atari Portfolio

20 lat temu. Trochę większy od kasety wideo

Do Polski zaczyna docierać Atari Portfolio - palmtop kompatybilny ze standardem PC. Sama idea komputera, który można trzymać w dłoni, jest Polakom jednak obca, redaktor "Mojego Atari" opis urządzenia zaczyna zatem od wytłumaczenia podstaw:

Przeznaczenie komputera znakomicie oddaje jego nazwa. Słowo Portfolio oznacza po angielsku teczkę lub aktówkę, czyli przedmiot, z którym wybieramy się w podróż. Kto nie wierzy, niech sprawdzi w słowniku!

Najmniejsze Atari przy swoich wymiarach 200 x 100 x 25 mm, czyli - jak opisuje to redaktor magazynu - "nieznacznie więcej niż kaseta wideo systemu VHS" - istotnie prawie mieści się w kieszeni, potrafi wyświetlać na ekranie 8 wierszy po 40 znaków, ma wbudowany system operacyjny DOS i programy takie jak edytor tekstu, kompatybilny z Lotusem 1-2-3 arkusz kalkulacyjny, kalendarz, kalkulator i książkę adresową pełniącą również funkcję bazy danych. Portfolio umie także wymieniać się danymi ze stacjonarnym pecetem.

Pamięć wewnętrzna, 128 KB RAM i 125 KB ROM, nie zaimponuje użytkownikom dużych komputerów AT i 386, którzy już zdążyli oswoić się z cyframi sięgającymi kilku megabajtów. Wypowiadając się na ten temat, nie zapominajmy jednak, że Portfolio nie zajmuje powierzchni całego biurka, tak jak jego więksi bracia. Jego pamięć jest i tak większa niż Spectrum, Atari 800 XL i Commodore 64 razem wzięte.

Na rewolucję jest jeszcze za wcześnie, do zakupu nie zachęca również zaporowa, sięgająca dwóch średnich pensji cena urządzenia, niemniej wprawne oko fana nowoczesnej techniki może w dużych miastach dostrzec elegancko ubranych biznesmenów wyjmujących Portfolio z teczki. Mniej zasobni czytają testy w "Moim Atari" lub "Bajtku", a wkrótce wszyscy zobaczą najmniejszą atarynkę na kinowych ekranach. W "Terminatorze 2" młody John Connor, korzystając z Portfolio, najpierw okradnie bankomat, a później pokona zabezpieczenia Cyberdyne Systems.

Atari Atari

Najpopularniejszy mikrokomputer w Polsce

Wracając z filmowej do krajowej rzeczywistości trzeba jednak pamiętać, że w Polsce najpopularniejszym mikrokomputerem jest również Atari, tyle że ośmiobitowe - z serii XL/XE. Choć na Zachodzie to sprzęt praktycznie wymarły, u nas wciąż znajduje wielu kupców. Jak chwali się w wywiadzie udzielonym "Mojemu Atari" Lucjan Wencel, czyli polonijny biznesmen odpowiedzialny za sprowadzenie tych komputerów do Polski i ich sprzedaż w sieci sklepów "PEWEX":

Jeżeli widzi pan Atari w Pewexie, to jest to egzemplarz wyprodukowany dwa miesiące temu (...). Obecnie około 20% światowej produkcji 8-bitowych komputerów Atari trafia do Polski.

Mimo promowania na łamach "Bajtka" maszyn szesnastobitowych, ani Atari ST, ani Amiga, ani tym bardziej pecety jeszcze długo nie będą mogły marzyć choćby o zbliżeniu się do wskaźników sprzedaży poczciwego "malucha". Atari XL/XE odda pozycję lidera rynku dopiero w roku 1992. Co ciekawe, najpopularniejszym komputerem domowym w Polsce zostanie wówczas Commodore 64. Również ośmiobitowiec.

10 lat temu. Niespełnione marzenie każdego polskiego internauty

Telekomunikacja Polska testuje (na razie tylko w Warszawie i tylko w wybranych centralach) nową usługę. To korzystająca z technologii ADSL Neostrada, która w przyszłości ma stać się alternatywą dla modemów i SDI. Póki co jednak barierą jest cena. Najtańszy miesięczny abonament kosztuje 300 zł za łącze o prędkości 256 kb/s (to dwa razy szybciej niż SDI i pięć razy szybciej niż modem), najdroższy - 2 tys. zł za łącze zapewniające transfer rzędu 2 Mb/s.

Zdecydowana większość z blisko 4 milionów polskich internautów wciąż zatem łączy się z siecią przez modem, godząc się na powolne działanie, zrywanie połączeń, wieczne zajmowanie linii i nerwowe oczekiwanie na kolejny rachunek telefoniczny.

Redaktor miesięcznika "PC World Komputer" ubolewa:

Niespełnionym marzeniem każdego polskiego internauty pozostanie stały, płatny ryczałtem dostęp do Sieci w domu za mniej niż 100 złotych miesięcznie.

Nie wypada już nosić notesu

Na szczęście są w naszej komputeryzacji dziedziny, gdzie rozwój widać gołym okiem. O ile 10 lat wcześniej Atari Portfolio było zaledwie ciekawostką, o tyle w roku 2001 palmtopy zaczynają naprawdę zdobywać polski rynek. Redaktor "Gazety Wyborczej" pisze wprost, że:

W erze wszechobecnej elektroniki nie wypada już nosić papierowego notesu czy wizytownika.

Co ważne, urządzenia te przestają pełnić funkcję wyłącznie organizera, kalendarza czy notatnika. "Gazeta" opisuje np. PalmPix Kodaka, czyli moduł zmieniający palmtopa w cyfrowy aparat fotograficzny, podłączany do palmtopa satelitarny odbiornik GPS, "by w każdym momencie widzieć na ekranie, gdzie jesteśmy i jak trafić do celu" (niestety, dostępne są tylko mapy USA, ale "jeśli ktoś często jeździ do Stanów, to GPS może się jak najbardziej przydać"), a także... skaner wizytówek:

Wystarczy podłączyć go do palmtopa, wsadzić wizytówki jedna po drugiej, by po chwili mieć ich zawartość w książce teleadresowej (...). Niestety, wizytówki muszą być zgodne ze standardami powszechnie stosowanymi na świecie. Jeśli dostaniemy wizytówki nietypowe (...), zamiast poświęcić chwilę na wprowadzenie ręczne, trzeba spędzić dwa razy więcej czasu na wprowadzaniu poprawek.

Pojawiają się również pierwsze wiadomości o jeszcze innej przystawce do palmtopów (dostępnej na razie tylko w USA), pozwalającej prowadzić za pomocą PDA rozmowy telefoniczne. Oczywiście numery można wybierać z książki adresowej zamontowanej w palmtopie! To krok w dobrym kierunku, kto wie, być może w przyszłości uda się nawet połączyć te dwa urządzenia?

Bartłomiej Kluska

Więcej o: