Haker specjalizował się w kradzieży materiałów dotyczących procesów produkcyjnych, formuł i dokumentów korporacyjnych. Całość można więc spokojnie zaliczyć do szpiegostwa przemysłowego nowej generacji.
Działalność chińskiego hakera może przypomnieć nam, jak niebezpieczne bywa umieszczenie cennych danych w Sieci. Nagle całkiem realne stają się cyberpunkowe wizje wielkich sieciowych "włamów" i czerpanie korzyści z tego typu procederów. Zwłaszcza, że według raportu Symanteca, większość kradzieży rozpoczęła się instalacją RAT o nazwie Poison Ivy, czyli powszechnie dostępnej aplikacji tworzącej kanał zdalnego dostępu do komputera (Remote Access Trojan). Trojany mogły się znajdować w załącznikach wiadomości e-mail podesłanych do nieświadomych zagrożenia pracowników atakowanych firm. W takim wypadku wystarczyło je otworzyć, aby zainicjować instalację.
Symantec odmówił podania nazw, ale firma potwierdziła, że na liście poszkodowanych znajdują się także przedsiębiorstwa zaliczane do setki najbogatszych. 29 spośród nich to chemiczne laboratoria, także te prowadzące badania na potrzeby wojska. Większość infiltrowanych komputerów znajdowała się na terenie USA i Wielkiej Brytanii. Ekspertom z Symanteca udało się namierzyć maszynę, z którego najprawdopodobniej proceder był inicjowany. Okazało się, że jego właścicielem jest dwudziestoparolatek z północnych Chin. Czy to on był hakerem, trudno powiedzieć. Sam komputer - fizycznie - wpięty był do sieci w USA.
Nadszedł chyba czas aby zweryfikować szalone pomysły scenarzystów filmowych. Jak widać, przyszłość jest tu i teraz. Warto też pamiętać o nie otwieraniu załączników wiadomości od nieznanych nadawców.