Aby uzyskać prawo do rabatu wystarczy mieć przynajmniej jedno dziecko, które kwalifikuje się do funkcjonującego od 1946 roku narodowego programu dokarmiania głodujących dzieci w wieku szkolnym. Dostawcy Internetu mają udostępnić tanie i szybkie łącza w zamian za miesięczny abonament w wysokości zaledwie 9,95 dolarów.
Inicjatywa jest pokłosiem wyniku badań, które wykazały, że o ile aż 93% amerykańskich gospodarstw domowych o dochodach powyżej 100 tysięcy dolarów rocznie ma dostęp do szerokopasmowego Internetu o tyle w podobnej sytuacji znajduje się już tylko 43% tych o dochodach poniżej 25 tysięcy dolarów rocznie.
Jak widać FCC wzięło się na poważnie za walkę z cyfrowym wykluczeniem mniej zasobnych obywateli USA i wyrównywaniem szans. Z badań zleconych przez Komisję (FCC) wynika, że może być mowa nawet o 100 milionach ludzi, a rynkowa wartość podłączeń może sięgnąć nawet 4 miliardów dolarów. To dużo.
O co chodzi z tą szklanką?
Po pierwsze, Komisja nie ustaliła o jakim szerokopasmowym łączu mowa. Jakość transferu może więc pozostawiać odrobinę do życzenia.
Po drugie, sam Internet to nie wszystko. Trzeba mieć jeszcze na czym wyświetlać witryny. Zakup komputera może się okazać odrobinę większym wydatkiem niż przyłączenie sieci nawet za amerykańską średnią krajową stawkę (około 45 dolarów miesięcznie). Oczywiście i na to znalazł się sposób. Biedni Amerykanie będą mogli odkupować wyremontowane laptopy po okazyjnych cenach (już nawet za 150 dolarów). To w końcu doskonały pomysł na ponowne wpuszczenie w rynek niepełnowartościowych komputerów, które w innym przypadku najprawdopodobniej trafiłyby na śmietnik.
Trzecie "ale" to fakt, że okres rabatowania przyłącza ma trwać nie dłużej niż dwa lata. To wystarczająco długo, aby się przyzwyczaić do korzystania z sieci. Po takim okresie ciężej też będzie powrócić do świata bez Internetu, nawet jeśli sytuacja materialna gospodarstw wcale się w tym czasie nie poprawi.
Oto dlaczego szklanka jest do połowy pełna a w drugiej połowie pusta. Z jednej strony, wydaje się, że inicjatywa jest słuszna i zasługuje na szersze rozpropagowanie, a z drugiej wcale nie wiadomo, czy wręcz nie przyczyni się do społecznego naznaczania, którego chciano uniknąć. Wszystko to kwestia punktu widzenia. To zresztą nie pierwsza taka akcja .