Indyjski Minister Komunikacji Kapil Sibal stwierdził, że jego celem jest, by obraźliwe dla jego kraju i religii treści nigdy nie trafiły do sieci. Do współpracy wezwał internetowych gigantów takich jak Facebook czy Google, ci jednak stwierdzili, że spełnienie przez nich tej prośby jest zupełnie niemożliwe.
To zresztą zrozumiałe - w jaki sposób można by obserwować taką masę zawartości jaka trafia do sieci i w dodatku blokować niektóre treści, zanim zostaną gdziekolwiek umieszczone?
I czy nie jest to jakaś forma cenzury prewencyjnej?
W obliczu odmowy współpracy przez internetowych gigantów, Sibal nie zamierza jednak składać broni. Zapowiada, że nie pozwoli, by jego kultura była obrażana.
O ile to wydaje się zrozumiałe, o tyle zdaje się, że jednak nie ma sposobu, by kontrolować Internet. A jeśli jest, to mamy niejasne przeczucie, że w ogólnym rozrachunku nie doprowadzi to do niczego dobrego. Ale to tylko nasze zdanie.
[za Yahoo! ]