Ciężko jednoznacznie powiedzieć, jakie według twórców miało być przeznaczenie Girls Around Me. Aplikacja służyła bowiem do pokazywania użytkownikowi, jakie kobiety pojawiły się (to jest: zalogowały się przy pomocy Foursquare) w jego okolicy. Dzięki Facebookowi można było także uzyskać błyskawiczny dostęp do ich zdjęć czy informacji na ich temat.
Girls Around Me wywołało burzę. Bardzo szybko nazwana została wręcz "aplikacją dla gwałcicieli". Twórcy bronili się, twierdząc - zgodnie z prawdą - że wykorzystywali tylko publicznie dostępne dane. Wygląda jednak na to, że sprawdziła się stara zasada mówiąca, iż nieskatalogowana informacja jest bezużyteczna. Dopiero program, który zajmował się właśnie tym - i to w tak jawnie seksistowski sposób - wywołał kontrowersje.
Dziś Girls Around Me jest już bezużyteczne. Bardzo szybko na całą sprawę zareagował Foursquare, który odciął jej dostęp do swoich danych.
Czy to jednak faktycznie aplikacja jest problemem? Może ten leży znacznie głębiej, gdzieś w okolicach takich kwestii jak prywatność w sieci i ogromna ilość informacji na swój temat, jakie upubliczniamy?