Zacznijmy od narzędzia Abine DNT+ pozwalającego przekonać się kto nas śledzi podczas surfowania. Z krótkiej i bezpłatnej analizy wykonanej przez aplikację wynika, że Facebook może pozostawić w naszym systemie nawet 200 "szpiegujących" plików. Wyspecjalizowane silniki szpiegowskie - tysiące.
Arsenał sztuczek używanych do pozostawiania nas w błogiej nieświadomości co do faktu zbierania danych jest spory. "Prześladują" nas nie tylko dobrze znane ciasteczka ale i niewidoczne jedno-pikselowe obrazki, pływające ramki, skrypty.
Sceptycy powiedzą: to inwigilacja, pracownicy agencji reklamowych zaoponują: to zwykłe ustalanie targetu.
Jak daleko jednak można się posunąć w określaniu tego kim jesteśmy i co jest nam potrzebne? Świetnym przykładem jest historia trzydziestoletniej Sally. Na swoim profilu nigdy nie przyznała, że jest w ciąży. Nie można znaleźć żadnego zdjęcia ani wpisu, który potwierdzałby ten fakt. Okazało się jednak, że kilka tygodni po tym jak jej mąż zamieścił na swoim koncie zdjęcie testu ciążowego z odpowiednim komentarze to Sally zaczęła widzieć na Facebooku reklamy pieluszek.
W jakiś sposób "wszechobecny system" połączył więc fakty: mąż -> żona -> ciąża. Dziennikarze portalu Adage.com, który opisuje historię, postanowili drążyć temat i poprosili o komentarz Facebooka.
Opiekunka marki, której reklamy widziała Sally stwierdziła, że zadziałał wyłącznie czysty przypadek - jedynym czynnikiem powodującym wyświetlenie reklamy był wiek użytkowniczki Facebooka - od 18 do 34 lat.
O zdanie spytano też osoby z agencji reklamowych odpowiedzialne za przygotowywanie kampanii. Ich opinia była zgoła inna: Facebook radzi nam, żebyśmy śledzili statusy użytkowników. Można z nich dowiedzieć się bardzo wielu cennych - z punktu widzenia reklamodawcy - rzeczy.
Facebook zaprzecza, twierdząc, że szpiegowanie nie jest potrzebne by mieć pewność, że dana użytkowniczka portalu spodziewa się dziecka. Wystarczy analizować jej ruchy w serwisie, sprawdzić co polubiła.
"Jeśli twoim celem jest znalezienie czegoś, czego po prostu nie ma w naszym systemie, wciąż możesz dotrzeć do ludzi, do których chcesz dotrzeć. Musisz tylko dotrzeć równocześnie do większej ilości osób" - w nieco pokrętny sposób tłumaczy działanie Facebooka szef marketingu produktu Brian Boland.
I trudno znaleźć przeciwko Facebookowi twarde dowody. Jedyne jakie mamy, to analizy wykonane choćby przez wspominany powyżej Abine DNT+ . Skoro serwis Marka Zuckerberga nie zbiera o nas informacji w nielegalny bądź nieetyczny sposób, to dlaczego pozostawia na naszym komputerze nawet kilkaset "czujek", które spowalniają ładowanie się stron i działają bez naszej zgody?
Czyż jedynym wytłumaczeniem nie jest: Facebook zbiera o nas wszelkie dane, jakie tylko da się zebrać i udostępnia je reklamodawcom? A może popadamy w paranoję? Może sieci, w tym Facebooka nie ma co się obawiać - wystarczy ignorować reklamy i nie korzystać z serwisu zbyt często.
[ za businessinsider.com ]