Czy potrzebujemy Konstytucji Mediów Społecznościowych?

Czy wiesz, że twoje prywatne dane, które zostawiasz w sieci, wykorzystywane są przez dziesiątki firm trzecich?

Lori Andrews to autorka książki "I Know Who You Are and I Saw What You Did", poza tym profesor prawa i dyrektor Instytutu Nauki, Prawa i Technologii w Instytucie Technologii Illinois. W swojej ostatniej publikacji zajmuje się problemem informacji na nasz temat, które non stop zostawiamy w sieci. Jak się okazuje, nie są sprzedawane tylko reklamodawcom, ale także innym firmom trzecim. Mogą z nich korzystać nawet osoby prywatne. Jak tłumaczy sama Andrews:

Wydaje mi się, że ludzie już zdają sobie sprawę z tego, iż wrzucenie zdjęcia z zakrapianej imprezy na Facebooka może zaszkodzić im w znalezieniu pracy, ale mogą nie zdawać sobie sprawy z tego, że również ich prywatne maile mogą być wykorzystywane w budowaniu opinii na ich temat. Jeśli przez Gmaila powiem siostrze: "Zastanawiam się nad rozwodem", mogą mi zostać zaoferowane gorsze karty kredytowe (...). Wyszukaj w Google lekarstwa dla znajomego albo starszej osoby z rodziny, a ludzie będą myśleć, że jesteś chory. (...) Istnieją całe sprawy kryminalne tworzone na podstawie wyszukań z Google. Ludzie są na tej podstawie oskarżani!

Takich przykładów w książce Andrews znaleźć można więcej, na czele z systemem oświaty stanu Pensylwania, który rozdał uczniom laptopy, ale zapomniał im powiedzieć, że każdy ma wbudowany aparat, który będzie robił zdjęcia w ich domach...

Nie chodzi tylko o to, że prywatność każdego użytkownika w sieci jest wątpliwa. To także kwestia tego, jak traktowane jest prawo do prywatności w coraz bardziej cyfrowym świecie. Jak interpretowane są często szczątkowe informacje na temat każdego z nas. To szeroki problem, dotykający chyba każdego, kto ma jakieś życie w Internecie.

Andrews nie tylko straszy. Ma jednocześnie pomysł na to, jak chociaż częściowo rozwiązać tę kwestię. To Konstytucja Mediów Społecznościowych ("The Social Network Constitution"). Jej pełny tekst można znaleźć na oficjalnej stronie , poniżej przytaczamy zaś dziesięć podstawowych praw, które można tam znaleźć.

1. Prawo do komunikacji.

2. Prawo do wolności słowa i wolności wypowiadania się.

3. Prawo do prywatności miejsca i informacji.

4. Prawo do prywatności myśli, emocji i uczuć.

5. Prawo do kontrolowania swojego wizerunku.

6. Prawo do uczciwego procesu.

7. Prawo do niezawisłego sądu.

8. Prawo właściwych procedur prawnych i prawo do informacji na ich temat.

9. Wolność od dyskryminacji.

10. Wolność zrzeszania się.

Powyższy zestaw brzmi jak mniej więcej standardowe prawa i wolności człowieka związane z komunikacją i postępowaniem prawnym. W Internecie, który w większości składa się z prywatnych portali i serwisów, nie wszystkie one muszą być przestrzegane. Czy tego typu deklaracja bądź "konstytucja", byłaby dobrym pomysłem? Wydaje się, że tak - gdyby tylko podpisali ją wszyscy najważniejsi gracze. Mogłaby wtedy funkcjonować jak podobne w treści umowy międzynarodowe. Z tym, że zamiast państw, dotyczyłaby Internetu.

Pytanie tylko, kto czuwał by nad jej przestrzeganiem.

Ciężko powiedzieć czy pomysł profesor Andrews trafi na podatny grunt. Niewątpliwie dotyka jednak ważnego problemu, który z roku na rok będzie się stawał coraz bardziej ważki dla coraz większej ilości społeczeństwa. Warto o tym pamiętać i odpowiednie środki podjąć już teraz.

[za Business Insider ]

Konstytucja Mediów Społecznościowych...
Więcej o: