MegaUpload był jednym z bardziej liczących się serwisów pozwalającym na wymianę plików. Adres ten znał każdy Internauta szukający w Sieci filmu, muzyki czy oprogramowania. Działalność serwisu zakończyła międzynarodowa akcja FBI. Kim Dotcom został zatrzymany w Nowej Zelandii, serwery usługi do dziś są "zaplombowane" przez amerykańskie służby.
Schmitz (tak brzmi prawdziwe nazwisko Dotcoma) długie miesiące czekał na ekstradycję do USA, gdzie grozi mu poważny proces z obrońcami praw autorskich. W grę wchodzi nawet dwudziestoletnia odsiadka. Nowozelandzki wymiar sprawiedliwości nie znalazł jednak formalnych podstaw do wydania zatrzymanego Amerykanom. Nie uwierzyły też, że czekałby go uczciwy a nie pokazowy proces. Sprawa ekstradycji ma zostać rozstrzygnięta dopiero latem tego roku.
Wczoraj Dotcom zamieścił na Twiterze mocny wpis.
"Dokładnie w tej chwili rok temu Megaupload został zniszczony przez rząd USA. Witajcie w mega.co.nz."
Serwis działa w pełni pod adresem mega.co.nz . Każdy otrzymuje za darmo 50GB przestrzeni dyskowej do dowolnego zagospodarowania. Za 9,99 euro otrzymujemy 500GB, za 19,99 2TB, za 29,99 4TB miejsca "w chmurze".
Interfejs jest całkiem przejrzysty - pliki można po prostu przerzucić na ekran, dostępna jest polska wersja językowa. Zalecana jest przeglądarka Chrome.
Fot. megaz.co.nz
Kim nie kryje, że chce utrzeć nosa antypirackim szeryfom. Przede wszystkim działanie serwisu przerzuca całą odpowiedzialność za wgrywaną treść na użytkownika. Transmisja danych jest zakodowana z poziomu przeglądarki a do danych zajrzeć można tyko po otrzymaniu kodu. Właściciel serwera nie ma więc możlwości zobaczyć, jakie pliki przechowuje - idąc dalej tym tokiem rozumowania nie można mu absolutnie niczego zarzucić.
Uwaga - jeśli zagubisz kod nie będzie możliwości odzyskania dostępu do danych.
Fot. Mega.co.nz
Jesienią ubiegłego roku Dotcom opisywał w jaki sposób chce uciec przed prawną odpowiedzialnością:
Mega omija wszelkie relacje z amerykańskimi firmami hostingowymi, amerykańskimi domenami, dostawcami usług transmisji danych. Zmienia sposób działa uniemożliwiając zamknięcie".
Wczytując się w regulamin Mega odkryliśmy wpisy, które zakazują umieszczania i pobierania jakichkolwiek treści, do których nie ma się praw.
"Szanujemy ochronę praw autorskich i wymagamy od naszych użytkowników by przestrzegali tego prawa. Obowiązuje całkowity zakaz używania naszego serwisu do naruszania prawa autorskiego. Nie możesz wgrywać, POBIERAĆ, przechowywać, dzielić, wyświetlać, udostępniać, dystrybuować, e-mailować, linkować, transmitować oraz w jakikolwiek inny sposób czynić dostępnymi jakiekolwiek pliki, dane, treści, które naruszałyby jakiekolwiek prawa autorskie."
Dalej serwis zachęca do przesyłania wszelkich zarzutów co do "nielegalnych treści", które będę natychmiastowo usuwane.
Czyżby Dotcom "nawrócił się" na stuprocentową praworządność? Skoro umieścił takie zapisy w regulaminie to po co zabezpieczanie przesyłanych plików kodem? Z pewnością chodzi tu o względy prawne - taki zapis pokazany w sądzie może dowodzić "dobrych intencji". Ale co ze słowem "pobierać" w punkcie regulaminu? Jeśli wiem, że ściągam kopię hitu z Hollywood łamię regulamin - co mi za to grozi?
W regulaminie znajdują się też wpisy, które powinny być ostrzeżeniem dla tych, którzy chcą z Mega zrobić drugie Megaupload.
"Jeśli uznamy za potrzebne zastrzegamy prawo do przekazania twoich danych władzom. [ ] Zastrzegamy prawo do stosowania się do nakazów sądu".
Twórca Mega czuje się skrzywdzony przez amerykańskich obrońców praw autorskich. Na Twitterze umieścił zrzut ekranowy przedstawiający kolejną witrynę. MegaMovie zdaje się być stroną na której można znaleźć filmy, seriale i muzykę.
Fot. Twitter
Czy Mega.co.nz ma szansę na suckes? Z pewnością. Twórca serwisu chwali się na Twiterze: "tysiące rejestracji na minutę".
Dotcom, który dzięki Megaupload dorobił się milionów z pewnością liczy na kolejne gigantyczne zyski. I to one stoją zapewne u podstaw jego działań. Dotcom zarabia na tym, co Internauci kochają: poczucia bezstresowego pobierania wszelkich danych.
Bez wątpienia zamknięcie serwisu Megaupload, zatrzymanie jego twórcy zostały przeprowadzone w amerykańskim stylu: trochę na pokaz, nie do końca zgodnie z prawem. Dotcoma szpiegowano przed zatrzymaniem, jego proces w USA mógłby być "ostrzeżeniem dla innych" a wyrok bardzo surowy.
Pan Schmitz nie jest jednak aniołem. Jest geniuszem, wizjonerem. A może jest Robin Hoodem Internetu czyli... złodziejem (?) Osądźcie sami.
Serwis w ciągu doby zdobył już milion użytkowników. Kim Dotcom w wywiadzie prasowym stwierdził "Jesteśmy nie do zatrzymania".
Popularność domeny sprawia, że czasami jest ona niedostępna. Nie mogliśmy uzyskać dostępu do witryny tej nocy, teraz również są problemy. Z pewnością przejściowe.
[ za theverge.com ]
zobacz inne prawo w