Google Reader (wciąż) jest bezpłatną usługą pozwalającą zapoznawać się z informacjami w protokole RSS. Wiadomości z różnych portali są wyświetlane w formie tekstowych nagłówków co umożliwia szybkie "ogarnięcie" wielu branżowych źródeł.
Internetowy gigant tłumaczy swą decyzję małą popularnością Czytnika oraz koniecznością przeprowadzenia restrukturyzacji wszystkiego, co nierentowne.
Jak pisaliśmy w Sieci pojawiły się liczne głosy krytyki: Google zabija usługę, do której sporo ludzi się przyzwyczaiło, Google zmusza do zmiany zachowań, Google jest złe.
Po kilku dniach okazało się, że Sieć poradziła sobie z problemem. Receptą okazał się bliźniaczy projekt Feedly . W ciągu dwóch dni "przeprowadziło się do niego" 500 tys. użytkowników. Zespół Feedly zapewnił nawet że sklonuje interfejs Readara, żeby internauci nie odczuli różnicy.
Na stronie Change.org pojawiła się petycja skierowana do Google: nie zamykajcie Readera. Odwiedziło ją 400 tys. ludzi, poparło 100 tys. Pojawiły się też podobne inicjatywy, które też zyskały poparcie.
Decyzja Google jest też szansą dla aplikacji, które do tej pory nie mogły się przebić. Readera może zastąpić z powodzeniem stosując choćby Netvibes , NewsBlur , Feeddemon .
Do dyskusji włączył się Dave Winer, twórca protokołu RSS. Stwierdził, że nie będzie tęsknił za Readerem, bo... nigdy go nie używał. Decyzję Google przyjął nawet z radością - RSS ma teraz według niego drugą szansę.
Internet poradził więc sobie z arogancją Google błyskawicznie. Skoro setki tysięcy użytkowników chce Readera, będzie go miało.
[ za theverge.com ]