Jak wiadomo agencja NSA specjalizuje się w skanowaniu wszelkiego typu urządzeń w poszukiwaniu śladów, które mogłyby doprowadzić do terrorystów. Dzięki rewelacjom zdradzonym przez Edwarda Snowdena wiemy, że apetyt amerykańskiej agencji na dane jest nieposkromiony a cel zdobywania danych czasem kontrowersyjny.
Potwierdzają to kolejne informacje publikowane przez Glenna Greenwalda , dziennikarza, który jako pierwszy pisał o aferze NSA. Według jego informacji dane zbierane przez agencje były wykorzystywane do namierzania terrorystów przez drony. Niestety "likwidując terrorystów" zabijano też niewinnych ludzi.
Działo się tak dlatego, że afgańscy rebelianci wiedzieli, że są śledzeni. Niektórzy używali nawet 16 różnych kart SIM, rozdawali je po krótkim użyciu członkom rodziny, znajomym. Takie rozproszenie śladów powinno sprawić, że amerykańskie władze nie będą miały pewności kogo decydują się unicestwić.
Amerykanie zrzucali bomby na domy do których prowadził je sygnał namierzonych telefonów. Nie sprawdzali jednak, kto w momencie ataku przebywa w danej lokalizacji, nie przeprowadzali dodatkowe zwiadu. Ufali danym z NSA.
Jedne z agentów, odpowiedzialnych za przygotowywanie ataków dronów zdradził Greenwaldowi:
Nie śledzimy ludzi ale telefony i to w nie celujemy mając nadzieję, że facet w którego trafia pocisk jest "tym złym".
Rewelacje Greenwalda nie są tak zaskakujące, jeśli weźmiemy pod uwagę inne doniesienia dotyczące sposobu w jaki Amerykanie zwalczają terroryzm. Dla wielu publicystów jest on bardzo kontrowersyjny głównie dlatego, że wiąże się z licznymi pomyłkami. Dane pochodzące od NSA mogą więc być niekompletne i nie nie pozwalają ze stuprocentową pewnością stwierdzić, że likwiduje się terrorystę.