Kiedy Edward Snowden ogłaszał swoje rewelacje na temat działań amerykańskiej agencji NSA technologiczni giganci tacy jak Microsoft, Apple, Google twierdzili, że nigdy nie zgadzali się na inwigilację szarego obywatela.
Niestety dla Google do sieci wyciekła właśnie korespondencja pomiędzy Keithem Alexanerem, jednym z dyrektorów NSA, a Sergeyem Brinem i Ericem Schmidtem. Emaile z lat 2011-2012 (jeszcze sprzed afery Snowdena, która wybuchła w 2013) dowodzą, że szefowie największej firmy internetowej świata, wydają się "przyjacielscy i chętni do współpracy".
Korespondencja nie jest dowodem na to, że Google w jakikolwiek sposób pomógł NSA w nielegalnych działaniach. ,Wygląda jednak na to, że firma dostała poufne i bardzo dokładne informacje na temat tego, jak NSA chce zorganizować cały proces nadzoru i "przeczesywania" internetu. Tymczasem z wypowiedzi szefów Google można do tej pory wywnioskować że "nie mieli o niczym pojęcia".
Dyrektor NSA pisał jednak do Google:
"Pół roku temu zaczęliśmy skupiać się na bezpieczeństwie urządzeń mobilnych. Google, Apple i Microsoft, oraz inne firmy, osiągnęły porozumienie w kwestii głównych kwestii bezpieczeństwa. W odpowiednim momencie odbędziemy tajne spotkania instruktażowe z szefami największych firm by przekazać najważniejsze informacje na temat istotnych zagrożeń. Udział Google w opracowaniu odpowiednich technik inżynieryjnych wydaje się niezbędny".
Oczywiście w mailu tym nie ma słowa o inwigilacji, szpiegowaniu. Szefowie Google doskonale jednak wiedzą, czym zajmuje się NSA. Eric Schmidt wydaje się być wobec szefa amerykańskiej agencji wyjątkowo spolegliwy odpisując:
"Generalne Keith.... Miło cię słyszeć! Niestety nie będzie mnie w Kalifornii w tym tygodniu, a więc nie mogę uczestniczyć w spotkaniu (będę na wschodnim wybrzeżu). Z miłą chęcią spotkam się z tobą następnym razem. Dziękuję!".
Dalsza korespondencja pomiędzy Schmidtem a NSA ma być "jeszcze bardziej otwarta".
Wiadomo też, że do Google i NSA współpracowali, że wymieniali się dokumentami. Największa firma internetowa świata uczestniczyła bowiem w rządowym projekcie ESF (Enduring Security Framework - Niezmienne Wytyczne Bezpieczeństwa). To niejawna inicjatywa amerykańskiego rządu. Ujawnione maile opisują niektóre szczegóły tego projektu, pozwalają też zidentyfikować, jakie firmy zgodziły się wziąć w nim udział.
Google zapewniał tymczasem, że nigdy nie pozwolił sobie na pełną współpracę z NSA. Firma twierdzi teraz, że współpracowała z agencją tylko w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa swoim użytkownikom. Przedstawiciel Google skomentował fakt ujawnienia korespondencji pomiędzy szefem Google a NSA.
"Robimy wszystko co możliwe by ochronić naszych użytkowników przed atakami cyberprzestępców i zawsze rozmawiamy na ten temat z ekspertami - wliczając w to agencje rządowe USA."
W czerwcu zeszłego roku Google informował nawet jak wygląda proces przekazywania danych do NSA. Jednocześnie zapewniał:
"Odrzucamy możliwość uczestniczenia w jakimkolwiek programie - realizowanego dla zapewnienia bezpieczeństwa wewnętrznego lub w innym celu - który wymagałby udzielania rządowi dostępu do naszych systemów, do instalowania jego sprzętu w naszej sieci."
Eric Schmidt pod koniec 2013 roku w wywiadzie dla Wall Street Journal otwarcie skrytykował amerykańską NSA za jej praktyki. Firma, która zbiera mnóstwo danych o swoich użytkownikach nie zgadza się na to, by sama była szpiegowana. Krytyka odnosiła się jednak do projektu MUSCULAR - według Edwarda Snowdena NSA przechwytywała dane transmitowane pomiędzy serwerowniami Google, co pozwalało na w zasadzie nieograniczony dostęp do danych.
Trudno jednak twierdzić, że Google nie wiedział, że NSA inwigiluje użytkowników na bardzo niepokojącą skalę. Z pewnością największa firma internetowa świata wiedziała więcej, niż mówiła że wie. Jak zatem mamy wierzyć w zapewnienia szefów Google i innych firm? Ile wie NSA, jakie dane są przekazywane? Mamy prawo mieć wątpliwości.
O sprawie jako pierwszy informował portal Aljazeera .