Trybunał UE: Google musi szanować prawo do zapomnienia. Z wyszukiwarki będziemy mogli usuwać strony, które nas szkalują

Europejski Trybunał Sprawiedliwości stwierdził, że obywatele Unii Europejskiej mają prawo domagać się od Google usunięcia z wyników wyszukiwania stron, które mogą wpłynąć na nadszarpnięcie ich dobrego imienia.

To bardzo ważna decyzja. Każdy z nas ma swoje "cyfrowe ja" w postaci konta na Facebooku, w Google, zostawiamy wpisy na forach internetowych. Ale w momencie, gdy publikujemy swoje dane w internecie, tracimy nad nimi kontrolę. Decyzja Trybunału Sprawiedliwości chce nam tę kontrolę chociaż częściowo przywrócić. Ale po kolei.

Googlowanie różnych osób stało się już normą. Robimy to sprawdzając kandydatów do pracy, przed randką albo sprawdzamy, jak sami prezentujemy się "w internecie", czyli w oczach innych.

I jeśli wszystko jest dobrze, to nie ma problemu - przyjmujemy kandydata do pracy, albo w spokoju ducha idziemy na spotkanie rekrutacyjne. Gorzej, jeśli nasze życie nie zawsze było krystalicznie czyste.

Tak właśnie było w przypadku pewnego Hiszpana. Mężczyzna w przeszłości miał poważne długi (zalegał z płaceniem podatków), musiał więc wystawić swój dom na licytacji. Długi zostały uregulowane, ale gdy wpisze się w wyszukiwarkę jego imię i nazwisko, informacje o tym wciąż wyskakują. Formalnie więc człowiek jest czysty, ale wizerunek w Google wciąż jest nadszarpnięty.

Decyzja Trybunału Sprawiedliwości ma chronić właśnie takie osoby.

Operator wyszukiwarki internetowej jest odpowiedzialny za przetwarzanie danych osobowych, które pojawiają się na stronach internetowych publikowanych przez osoby trzecie

orzekł sąd. Tym samym stwierdził, że użytkownicy Google mają prawo prosić o usunięcie danego wyniku wyszukiwania, jeśli informacje które znajdują się na danej stronie są "niepełne, nieistotne lub nieaktualne".

Google stwierdził, że wyrok sądu jest dla niego zaskakujący. Piotr Zalewski z polskiego oddziału koncernu komentuje:

Z perspektywy wyszukiwarek i wydawców internetowych wyrok rozczarowuje. Jesteśmy bardzo zaskoczeni, że tak znacznie różni się od opinii Rzecznika Generalnego, a w tym od ostrzeżeń i konsekwencji, które wcześniej wskazał. Potrzebujemy teraz czasu na jego przeanalizowanie.

Wcześniej, w 2010 roku, Komisja Europejska stwierdziła, że Google nie może być pociągany do odpowiedzialności, ponieważ wyszukiwarka jest tylko narzędziem dotarcia do danych osobowych, a sam koncern nie jest ich administratorem.

Google nie może odwoływać się od wyroku Trybunału Sprawiedliwości, ponieważ jest on najwyższą instancją. Decyzja sądu nawiązuje do forsowanej przez UE koncepcji prawa do zapomnienia, według której użytkownik miałby możliwość usunięcia tych informacji, które wcześniej wprowadził do danego serwisu (np. Facebooka). Europejska komisarz ds. sprawiedliwości, Viviane Reading, która zaproponowała prawo do zapomnienia stwierdziła:

Koncerny nie będą już mogły chować się za serwerami znajdującymi się w Kalifornii albo innym miejscu świata.

Decyzja Trybunału Sprawiedliwości może w przyszłości okazać się bardzo przyjazna nam, konsumentom. Za to Google (a prawdopodobnie i inne amerykańskie korporacje) będzie musiał zastanowić się, jak może się przygotować na potencjalne prośby mieszkańców Europy o usunięcie ich danych z wyszukiwarki.

Do tej pory to Bóg zapominał; internet - nigdy. Decyzja Trybunału Sprawiedliwości może to zmienić.

Więcej o: