Google zadeklarował właśnie, że najnowsza wersja Androida, której premiera nastąpi w ciągu kilku miesięcy, będzie miała domyślnie włączony mechanizm kodowania danych. To ważna zmiana, bo choć kodowanie jest możliwe od 2011 roku, to jednak Google ukrył tę opcję przed zwykłym użytkownikiem na tyle skutecznie, że nikt tej opcji w zasadzie nie używa.
Sytuacja zmieniła się dość nieoczekiwanie. Wydaje się, że ziarno strachu przed inwigilacją zasiane przez Edwarda Snowdena zbiera wreszcie żniwa. Dowodzi tego list otwarty wystosowany kilka dni temu przez Tima Cooka. Krytykuje w nim Google zupełnie wprost:
Nasz biznes nie opiera się na dochodach z reklam, więc nam na tym (śledzeniu użytkowników) nie zależy - z resztą nawet gdybyśmy chcieli, to nie możemy. Nie musisz się nigdzie logować, by używać Maps, a każdy użytkownik jest rozpoznawany poprzez losowy identyfikator, który resetuje się co jakiś czas, w miarę używania aplikacji. Co więcej, Maps także dzieli dane o trasach na segmenty, co uniemożliwia nie tylko Apple, ale i wszystkim innym osobom, pełne odtworzenie przebytych przez ciebie tras.
Choć Apple z pewnością w ten sposób próbuje przywrócić zaufanie utracone po skandalu z kradzieżą zdjęć nagich celebrytek, do której miało dojść za pośrednictwem usługi iCloud.
Jak wyjaśnia Washington Post Apple ma jednak przewagę nad Google - iOS 8, wyposażony w opcję domyślnego kodowania, trafi do większości użytkowników w ciągu kilku tygodni. Android L potrzebuje na to kilku, a może nawet kilkunastu miesięcy. A i tak spora część użytkowników może się po prostu "elki" na swoje urządzenia nie doczekać.
W odróżnieniu od Google Apple sam produkuje swoje telefony, swój system, nie musi konsultować niczego z dziesiątkami producentów, ani martwić się o archaiczne wersje sprzętu.
Prywatność stała się właśnie ostateczną kartą przetargową jeśli chodzi o wybór systemu.