Bojkot Apple Pay - największe sieci handlowe wypowiedziały wojnę Apple'owi i bankom

Miał być sukces, jest bojkot. W przededniu zmian, które mają przekształcić amerykański rynek kart płatniczych, toczy się walka pomiędzy bankami, Apple i wielkimi sieciami handlowymi.

Kiedy Apple zapowiadało Apple Pay, ekscytacja wokół tej usługi mogła zdziwić niejednego Europejczyka - co takiego niesamowitego jest w płaceniu zbliżeniowo smartfonem? Albo w ogóle w płaceniu zbliżeniowym? Przecież nawet w Polsce jest to powszechne, a co dopiero w Ameryce!

100 lat za Polakami

Karty płatnicze (fot. Apple)Karty płatnicze (fot. Apple) Karty płatnicze (fot. Apple) Karty płatnicze (fot. Apple)

No właśnie, w Ameryce, a konkretnie w Stanach Zjednoczonych, karty zbliżeniowe nie są wcale popularne. Ba!, choć może to zaskakiwać, to nawet karty z chipami są rzadkością. Zdecydowana większość Amerykanów posługuje się dziś kartami magnetycznymi, a transakcje potwierdzają własnoręcznym podpisem. Numer PIN jest dla nich obcą technologią rodem z Europy i Azji.

Do tej pory powszechną wymianę kart na nowsze modele blokowały koszty. Jak podaje Smart Card Alliance (za  The Guardian ), obecnie w Stanach działa 10 mln terminali płatniczych i 1,2 mld kart płatniczych. Proces ich wymiany pochłonie miliardy dolarów i do tej pory nikt, ani banki, ani operatorzy kart, ani tym bardziej sklepy, nie palił się do poniesienia tych kosztów. Szczególnie, że nie było powodu - główny atut kart z chipami, bezpieczeństwo, nie przemawiał do nikogo, ponieważ skala oszustw w Stanach była stosunkowo niska.

Ten stan nie mógł jednak trwać wiecznie - z roku na rok straty spowodowane przez oszustwa związane z kartami rosną i w zeszłym roku wyniosły 7,1 mld dolarów. Gdy dodamy do tego głośne włamania, jak zeszłoroczną kradzież danych 40 mln kart kredytowych i debetowych z bazy ogromnej sieci handlowej Target, to łatwo zrozumieć, że problem stał się co najmniej palący. Rynek kart płatniczych w Stanach czeka więc głęboka przemiana, a to doskonały moment, żeby ugrać coś dla siebie.

Apple Pay - już największy?

Apple Pay (fot. Apple)Apple Pay (fot. Apple) Apple Pay (fot. Apple) Apple Pay (fot. Apple)

Gigant z Cupertino oczywiście nie mógł zignorować tej okazji. Firma liczy, że zdobędzie serca klientów prostotą i szybkością płacenia za zakupy swoim iPhonem. I wygląda na to, że nie pomyliła się - choć usługa wystartowała dopiero 20 października, to, według słów Tima Cooka , już jest większa od wszystkich swoich konkurentów (płatności zbliżeniowe PayPal czy Google Wallet) razem wziętych.

Ale z drugiej strony trudno mówić tu o wielkim zaskoczeniu - rynek płatności zbliżeniowych w Stanach wciąż jest niezagospodarowany. Jego ekspansja leży w gestii banków i operatorów kart, ponieważ Apple Pay, w swojej istocie, nie wywraca zastanego systemu do góry nogami - użytkownicy wciąż posługują się kartami płatniczymi, choć ich dane są zeskanowane i przechowywane bezpiecznie (według zapewnień Apple'a) w aplikacji Passbook. Do działania całego systemu wciąż też potrzebne są terminale zbliżeniowe z modułem NFC.

Popularyzacja Apple Pay nie zaoszczędzi więc Stanom kosztów związanych z wymianą kart i terminali na te nowej generacji. Niemniej Apple gorąco liczy na jej sukces, bo dzięki niej będzie mógł zainkasować 0,15% (taka jest prowizja według Financial Times ) od każdej przeprowadzonej transakcji.

Co ciekawe, banki nie tylko gotowe podzielić się wpływami z Apple, ale także mocno dopingują nowej usłudze. Jak zwraca uwagę The Verge , z jednej strony bowiem system Apple'a jest, jakby nie było, bezpieczniejszy od zwykłego płacenia kartami, a z drugiej Apple ma ogromną bazę potencjalnych użytkowników. Jeśli przejdą oni na Apple Pay, to większość zakupów będą robili przy pomocy "domyślnej karty", tej, która wyskoczy zaraz po przyłożeniu telefonu do terminalu. Nic więc dziwnego, że banki zabijają się teraz o to, żeby użytkownicy to ich plastiki ustawili jako pierwsze.

Bojkot sieci handlowych

Usługa CurrentCUsługa CurrentC Usługa CurrentC Usługa CurrentC

Pierwsze dni Apple Pay dalekie były jednak od sielankowych - po tygodniu pojawiła się informacja, która poddaje w wątpliwość sam sens istnienia tej usługi. Wal-Mart, Best Buy, Kmart, 7-Eleven, absolutni giganci w handlu, obok wielu innych sklepów rozpoczęli bojkot Apple Pay. Niektóre sieci posunęły się nawet do tego, że zaczęły blokować moduły NFC w swoich terminalach płatniczych.

Skąd ta wrogość? Konkurencja - markety wspierają system płatności, który rzeczywiście wywraca system do góry nogami. Nazywa się CurrentC i, w przeciwności do Apple Pay, nie cieszy się miłością banków. Powód jest prosty - korzystając z CurrentC nie płacisz zeskanowaną kartą, tak jak w Apple Pay. Zamiast tego kwota jest pobierana bezpośrednio z Twojego konta. Ten system pomija operatorów kart płatniczych, a przede wszystkim - prowizję ich i banku.

Prowizja, wahająca się od 1% do 3%, może wydawać się mała na pierwszy rzut oka, ale pamiętajmy, że mówimy o ogromnych sieciach handlowych, których obrót nieraz przewyższa PKB mniejszych krajów - roczny przychód Walmarta to 476,3 mld dolarów, PKB Polski to 517,5 mld. Nic więc dziwnego, że sieci są mocno zaangażowane w rozwój CurrentC. Jako że jest to "sklepowe" rozwiązanie, prowizja CurrentC jest zapewne znacznie niższa, zapewniając gigantom pokroju Wal-Martu oszczędności idące w miliardy dolarów. Z ich powodu sklepy nie tylko bojkotują rozwiązania NFC, ale są gotowe zachęcać swoich klientów do korzystania z CurrentC zniżkami lub specjalnymi gratisami.

Wojna o prowizje toczy się już od lat, ale być może przyszły rok będzie rozstrzygający. Apple Pay, CurrentC i nowe karty płatnicze zaczną bowiem na dobre kształtować to, w jaki sposób przeciętni Amerykanie będą płacić za swoje zakupy. Ten, kto wyjdzie z tej walki zwycięsko, będzie bogatszy o miliardy dolarów z prowizji, których na pierwszy rzut oka nie widać.

http://www.theverge.com/2014/10/20/7013795/apple-pay-banks-default-card

Więcej o: