Urządzenie zasilane jest przez USB. Zasysa wiatraczkiem powietrze i wtłacza je w cienką poduszkę na której siedzimy, skąd przez wiele drobnych otworów wydostaje się ono na zewnątrz. Dziwaczne? Może. Ja raczej nie wypróbuję i nie chodzi nawet o sam pomysł, który mam za ciekawy - po prostu mój sensor estetyki jęczy, gdy pomyślę o położeniu na czarnym, skóropodobnym tworzywie tego różowego czegoś. Druga wersja kolorystyczna, jaskrawopomarańczowa, również do mnie nie trafia, ale pewnie nie mieszczę się po prostu w grupie docelowej.
[via Brando ]
Tomasz Andruszkiewicz