GAO zajęło się kwestią piractwa komputerowego jako naturalnym ruchem w celu realizacji ustawy PRO-IP Act , przegłosowanej jeszcze za kadencji prezydenta Busha. Zebranie danych i oszacowanie zjawiska nie okazało się jednak łatwe. Co więcej - postawiło wszelkie dotychczasowe wnioski na głowie .
Według Business Software Alliance każda "skradziona" poprzez piractwo sztuka własności intelektualnej oznacza sztukę potencjalnie sprzedaną . Rodzi to poważne pytania. Między innymi w jakim stopniu piractwo wynika z faktu, że dany użytkownik nie tyle nie chce, co nie jest w stanie kupić konkretnego oprogramowania właśnie ze względów finansowych. W takim przypadku zaliczenie nielegalnego ściągnięcia jako potencjalnego zakupu jest bardziej niż nieuprawnione.
GAO porusza ten temat w swoim raporcie, kładąc kres cytowanym od zawsze statystykom. Rozprawia się równie brutalnie z wcześniejszymi rządowymi raportami. Wykazuje luki w metodologii, braki bibliografii i ogólnych podstaw niektórych wniosków i obliczeń .
Przykładowo, przedstawiciel FBI, autora notatki prasowej z 2002 roku, w której po raz pierwszy pojawiła się suma 250 miliardów potencjalnej straty , zapytany o podstawę obliczeń stwierdził że nie istnieją źródła, z których FBI mogło wysnuć takie wnioski i nie wie dlaczego w ogóle je wysunięto.
Nate Anderson z Ars Technica przytacza w tym miejscu inny przykład. W 2009 roku CBP wezwało do zaprzestania powoływania się na wcześniejsze badania mówiące o 750 tysiącach utraconych stanowisk pracy , ze względu na brak potwierdzających to źródeł. Mimo to, informacja nadal jest powtarzana i uważana za prawdziwą.
GAO zwraca uwagę na rzadko promowaną w mediach hipotezę, jakoby piractwo było pewną formą redystrybucji (w zamian za pewne ryzyko, niematerialne dobra zyskują ci których w rzeczywistości na nie stać), w wyniku której w kieszeni konsumentów-piratów pozostają pieniądze, które z kolei nie leżą bezczynnie w skarpetach ale przeznaczane są na inne dobra, a więc ostatecznie trafiają jednak do obiegu .
GAO zdecydowanie powinno było rozpocząć swoje badania dużo wcześniej. Być może uniknęlibyśmy powtarzania w kółko mitów i danych wyssanych z palca. Pytanie tylko co teraz rząd USA zrobi z nową nie-wiedzą ? Miały byc odpowiedzi a pojawiły się same znakli zapytania.
Przy okazji nasuwa się pokrętny wniosek, że skoro pieniądze z piractwa i tak trafiają do obiegu, to może wcale nie jest owo piractwo problemem, którym warto się zajmować? Co wy na to?
[via Ars Technica ]
Łukasz Cichy