Na blogu koncernu właśnie pojawił się bardzo interesujący wpis - Google stwierdził, że czasy nowożytne zaowocowały wydaniem niemal 130 milionów książek . W jaki sposób osiągnięto taki wynik?
Cóż, na początku trzeba było zdefiniować "książkę" . Pracownicy Google doszli do wniosku, że rozsądnie będzie za "książkę" uznać "tom". Na blogu czytamy, że na przykład różne edycje "Hamleta" powinny być traktowane jako odrębne książki, ponieważ zawierają różne przedmowy czy komentarze. Kolejnym krokiem było określenie sposobu, w jaki książki powinny być policzone .
Zastanawiano się nad wykorzystaniem numeru ISBN (International Standard Book Number - Międzynarodowy Znormalizowany Numer Książki), ale funkcjonuje on od mniej więcej 40 lat. Google zebrał więc dane pochodzące zarówno z numerów ISBN, Biblioteki Kongresu Stanów Zjednoczonych (największej biblioteki świata) oraz katalogu WorldCat (największy katalog bibliotek na świecie). Po analizach, obliczeniach, wyeliminowaniu dokumentów rządowych czy przedmiotów opatrzonych numerem ISBN (na przykład koszulek), koncern ogłosił, że liczba nowożytnych książek na świecie wynosi 129 864 880 .
Przypomnijmy jednak, po co w ogóle Google zadał sobie trud liczenia książek. Jednym z projektów koncernu jest Google Books , w ramach którego książki są skanowane, a następnie umieszczane w Internecie. Koncern twierdzi, że za swoją misję obrał zindeksowanie i skatalogowanie wszystkich możliwych informacji na świecie - a więc także książek. Projekt Google Books budzi wiele kontrowersji wśród wydawców którzy uważają między innymi, że Google nie powinien udostępniać publicznie i za darmo dzieł literackich. Doszło do kilku pozwów zbiorowych, w których stowarzyszenia wydawców, biblioteki a nawet amerykański Kongres wykazywali nieścisłości prawne, którymi obarczony jest projekt. O problemach związanych z Google Books pisaliśmy już wielokrotnie, a tu znajdziecie kilka tekstów na ten temat.
Joanna Sosnowska