Drukarki tego typu, popularnie zwane "plujkami" nanoszą atrament na papier przy pomocy specjalnych dyszy. Lekarze z Wake Forest Institute for Regenerative Medicine wykorzystali tę technologię do nanoszenia żywych komórek na poparzoną skórę. Jest to szczególnie istotne gdyż utrata pełnej grubości skóry na obszarze przekraczającym 4 cm średnicy nie zaleczy się sama i normalnie konieczne są przeszczepy.
Testowane na myszach urządzenie wykorzystuje dwa zbiorniki i dwie głowice, z których jedna nakłada komórki skóry zmieszane z fibrynogenem (powodującym krzepnięcie krwi) i kolagenem typu I, natomiast druga trombinę (inny element procesu krzepnięcia krwi). Po zmieszaniu nakłądane środki krzepną, tworząc fibrynę powleczoną warstwą keratynocytów (komórek skóry).
Zademonstrowane podczas Kongresu Klinicznego Amerykańskiego Kolegium Chirurgów wyniki testów na myszach pokazały, że już w drugim tygodniu wykazywały one znaczące postępy w zdrowieniu, a pod koniec trzeciego tygodnia myszy z "nadrukowaną skórą" miały całkowicie zamknięte rany, na których utworzona była tkanka bliznowata.
Teraz kolejne próby będą przeprowadzone na świniach, których skóra jest bardziej zbliżona do ludzkiej. Nie wiadomo jeszcze, kiedy można oczekiwać urządzeń nadrukowujących sztuczną skórę na szpitalnych oddziałach oparzeń, ale jeszcze parę lat zapewne trzeba będzie poczekać.
[ American College of Surgeons Clinical Congress , via Next Big Future ]
Leszek Karlik