Współczesne systemy rozliczeń finansowych oparte są o licencjonowane przez państwo firmy i instytucje, przede wszystkim banki. Kiedy płacimy za coś kartą, pieniądze przechodzą z banku do banku przez cały łańcuch pośredników - banków, firm rozliczeniowych, czy wystawców kart kredytowych. Dla obywateli cywilizowanego świata system ten ma wiele zalet - pieniądze są chronione przez wielostopniowe zabezpieczenia a karty płatnicze oferują możliwość reklamowania transakcji jakich nie daje gotówka.
Jednak ta forma elektronicznych rozliczeń ma też ciemniejszą stronę : łatwiej poddaje się kontroli. Przykładem jest tu PayPal, popularny serwis internetowych rozliczeń, który wielokrotnie zamrażał rachunki, na których zbierano datki na jakiś kontrowersyjny cel (np WikiLeaks). Od decyzji firmy odwołać się można tylko na skomplikowanej i kosztownej drodze sądowej, co nie jest łatwe, a czasami nawet niemożliwe (dla użytkowników z krajów Trzeciego Świata). Internetowe systemy rozliczeń mają też rozmaite ograniczenia wymuszone przez lokalne prawodawstwo i modele biznesowe, np dzielą użytkowników na lepszych (którzy mogą płacić i dostawać pieniądze) i gorszych (którzy mogą tylko płacić tym pierwszym.
fot. Shutterstock
Wad tych pozbawiona jest gotówka, niosąca jednak ze sobą inne problemy: jej utrata jest nieodwracalna, można ją fałszować, wreszcie - nie działa przez Internet, do jej przekazania trzeba się spotkać "F2F" - twarzą w twarz, albo skorzystać z usług jednej z wspomnianych wcześniej firm czy instytucji rozliczeniowych.
Dlatego też przez ostatnie dwadzieścia lat cywilni naukowcy - głównie matematycy i kryptologowie pracują nad stworzeniem cybergotówki (cybercash) - elektronicznego pieniądza nie wymagającego istnienia arbitra - zaufanej strony trzeciej - banku, centrum rozliczeniowego, czy mennicy kontrolującej wszystkie transakcje.
Jest to zdumiewająco trudne, można się wprawdzie umowić, że ciąg bitów "1Q1BihiKq3YHyTfvPP9AMvtcNT2xgVvdBi" (tu zapisany w postaci czytelnych dla ludzi liter i cyfr) stanowi równowartość stu dolarów, czy sztabki złota. Jednak jeśli oddamy za niego towar, nie mamy żadnej gwarancji, że oferent nie użył tego samego ciągu do kupienia wcześniej samochodu czy zapiekanki. To problem wielokrotnego wydawania (double spending), aby cyfrowa gotówka działała, każdy "banknot" musi dać się wymienić na towar czy usługę tylko raz .
Alternatywny symbol BitCoin. Fot. Bitcoin.org
Jedno z rozwiązań problemu cybergotówki zostało zaproponowane trzy lata temu w artykule opublikowanym przez Satoshiego Nakamoto. Projekt nazwany Bitcoin (bitowa moneta) opiera się na biciu elektronicznego pieniądza za pomocą grupowego wykonywania skomplikowanych obliczeń. Każdy może włączyć się w zbiorowy wysiłek, a jeśli to jemu zdarzy się dotrzeć do któregoś pożądanego wyniku, zostanie nagrodzony kwotą pięćdziesięciu świeżo wybitych bit-monet. Aby ograniczyć dopływ cyfrowych pieniędzy, a co za tym idzie - inflację, obliczenia robią się coraz trudniejsze i wymagają coraz większych komputerów. W tej chwili aby opłacało się "fedrować" Bitcoiny, trzeba mieć w komputerze kilka szybkich kart graficznych dobranych pod kątem wydajności odpowiednich obliczeń. Docelowo w systemie będzie około 21 milionów bit-monet.
To jeden z zarzutow wobec Bitcoin. Eksperci twierdzą, że przez ograniczenie podaży cyfrowego pieniądza nastąpi deflacja bit-monet (odwrotność inflacji) przez co użytkownicy nie będą chcieli wydawać bit-monet i oparta na nich gospodarka zadławi się. Niektórzy też podnoszą brak instytucji stojącej za cyfrowym pieniądzem instytucji gwarantującej jego wymienność. Niepewność budzi też anonimowość twórcy systemu - poza opublikowanym w Sieci artykułem i pierwszą wersją oprogramowania Bitcoin, Satoshi Nakamoto jest osobą nieznaną , prawdopodobnie jest to pseudonim. Kto za nim stoi - nie wiadomo.
Zabezpieczenie przed podwójnym wydawaniem wykorzystuje grupową współpracę komputerów utrzymujących sieć kont zawierających monety - każda moneta zawiera cyfrowo podpisaną historię transakcji w jakich uczestniczyła, a komputery uczestników systemu sprawdzają na bieżąco, czy któraś z bitowych monet nie została wydana podwójnie. Z tego też powodu Bitcoin nie jest anonimowy, w każdej chwili można sprawdzić ile pieniędzy przeszło z konta "1B7Nu28sACQGrtj8AeRQUCH36Wgc7wpCAF" na konto "1Q1BihiKq3YHyTfvPP9AMvtcNT2xgVvdBi", nie wiadomo tylko do kogo one należą .
fot. anonymous/flickr
Nie zważając na wątpliwości ekspertów, entuzjaści Bitcoin rozkręcili rynek, który według bieżących danych obraca nawet dwudziestoma pięcioma milionami dolarów dziennie . Nie wydaje się to wielką sumą, dla porównania jedna z największych firm rozliczeń internetowych, AllPay, obraca dziennie trzystoma milionami dolarów. Ale to tylko czternaście razy więcej .
Jeśli mamy rynek, to muszą być towary. Jakaś część użytkowników Bitcoin traktuje to jako grę spekulacyjną, ale jeśli wejść na stronę, wyliczającą firmy przyjmujące rozliczenia w Bitcoin, jest ich zdumiewająco dużo. Większość to małe jednoosobowe biznesiki budujące swą pozycję na przyjmowaniu kontrowersyjnej waluty i unikaniu w ten sposób podatków, jednak znajdziemy też większe firmy, a także - i to w Polsce - krakowskich przewodników turystycznych, oraz sklep z tuningowymi tłumikami.
Wraz z rozwojem rynku i napływem pieniędzy, nadeszli przestępcy. Pojawiły się robaki internetowe-kieszonkowcy, kradnący portfele - pliki zawierające zapis bit-monet należących do użytkownika. Inny przestępczy wirus niczego nie kradł, ale wykorzystywał zarażony komputer do fedrowania bit-monet na rzecz swoich mocodawców. Nastąpiło też kilka spektakularnych włamań do kantorów wymieniających Bitcoin na inne środki płatnicze. Okazało się, że zabezpieczenia banków coś jednak dają.
Największą porażką popisał się nasz rodak prowadzący jeden z kantorów : na skutek błędu w zarządzaniu serwerem, oraz braku kopii zapasowych, zniszczeniu uległa zawartość serwera, a wraz z nią bit-monety warte około sześćset tysięcy złotych po aktualnym kursie.
To jedna z wad cybergotówki - skradzionych czy zniszczonych bit-monet nie da się odzyskać w żaden sposób.
Obecna sytuacja Bitcoin przypomina trochę westernowy Dziki Zachód - poszukiwacze kopią złoto (fedrują bitcoiny), przynoszą je do sklepu/kantoru, gdzie wymieniają na inne towary albo gotówkę. Kantory pomału zamieniają się w małe banki, które jednak są słabo zabezpieczone i co jakiś czas padają ofiarami kasiarzy i rewolwerowców. Wykopane złoto może też w każdej chwili okazać się udającym prawdziwy kruszec "złotem głupców" - przypominającym złoto, nic nie wartym pirytem, który swoim wyglądem oszukiwał kopaczy - jeśli z jakiegoś powodu użytkownicy nagle stwierdzą, że to wszystko jednak nic nie warte.
Co dalej? Ciągle jeszcze może okazać się, że sposób działania elektronicznej gotówki opracowany przez Satoshiego Nakamoto ma luki , na przykład pozwalające na jej fałszowanie czy wielokrotne wydawanie, to prawdopodobnie będzie zabójczy cios dla Bitcoin. Inne prorokowane przez krytyków zagrożenia na razie nie spełniły się: po włamaniu do serwisu MtGox - jednego z największych kantorów wymiany - kurs spadł do zera, po czym szybko wrócił do poprzedniego poziomu.
Rynek Bitcoin rozwija się, jednak jest to w tej chwili "waluta" o bardzo zmiennym kursie, podatnym w dodatku na manipulacje. Nie ma jednego banku ustalającego kurs oficjalny, każdy kantor określa go samodzielnie na podstawie otrzymanych ofert. Jest to gotówka, użytkownik traci kontrolę nad wydaną sumą po wypuszczeniu jej z ręki, mogą się więc znów pojawić wszystkie oszustwa o jakich w czasach przelewów, kart płatniczych i reasekuracji zdążyliśmy już zapomnieć - łącznie z tworzeniem fałszywych kantorów, a później bierz forsę i w nogi .
Paradoksalnie, atutem Bitcoin może być pojawienie się w dobrym momencie - kryzys finansowy spowodował spadek zaufania do światowego systemu finansowego, chwieją się najpotężniejsze waluty świata - dolar i euro. W takiej sytuacji niezależna od żadnego banku alternatywa wydaje się kusząca. Starsi czytelnicy mogą jeszcze pamiętać czasy, kiedy w Polsce nieoficjalne ceny ustalało się w dolarach, przeliczanych na złotówki po kursie z dnia transakcji. Bitcoin może wejść w rolę takiej nieoficjalnej waluty rozliczeniowej.
Rządom to się raczej nie spodoba i może być tak, że któregoś dnia "okaże się" że bit-monety używane są do finansowania terroryzmu . Wówczas za użytkowników Bitcoin wezmą się wytrenowane na medialnych piratach służby monitorowania sieci. Jako, że do stabilnego funkcjonowania potrzeba współpracy komputerów dużych grup użytkowników, może to zniszczyć cały system cybergotówki.
Inna możliwość, to pozostanie Bitcoin w roli niszowej ciekawostki , międzywaluty, używanej do przeliczania przy nielegalnych wymianach, walut gier sieciowych, oraz przez grupkę sieciowych anarchistów, cypherpunków, którym imponuje, że mogą posługiwać sie sieciową walutą niezależną od wszystkich rządów.
Może wreszcie okazać się, że głosy niektórych internetowych krytyków okażą się prawdziwe, że cały ten system i społeczność to "ustawiony" bąbel spekulacyjny (oszustwo "pump and dump") w którym oszuści nakręcają sztucznie cenę jakiegoś zasobu, aby następnie rzucić na rynek wielkie jego zapasy, zgromadzone przed rozpoczęciem afery.
W tej chwili Bitcoin, to zabawa dla ciekawskich i bardzo odważnych.
Ale jeśli spojrzeć na ostatnie wiadomości, który rynek finansowy dziś taki nie jest?