CC: Goodbye, Steve

Jak przestałem się bać i pokochałem korporacje.

Podręczniki do życia w przyszłości nie pozostawiały żadnych wątpliwości - w roku 2020 rządzić miały korporacje wielkości państw, zaibatsu o strukturze yakuzy (a może yakuza o strukturze zaibatsu, czasem ciężko było odróżnić). A na czubku tej wieży z kości słoniowej przetykanej najnowocześniejszą technologią, tej egipskiej piramidy postawionej w środku mrocznego Los Angeles albo tokijskiej wieży Babel - siedział prezes korporacji.

Już przedstawiciel zarządu średniego szczebla przedstawiony na ilustracji w Chrome Book , dodatku do gry Cyberpunk 2020 robił wrażenie - cybernetyczna aktówka, nienaganny garnitur i wystająca spod drogiego płaszcza katana (to były czasy przed pęknięciem japońskiej bańki gospodarczej, kiedy Amerykanie byli gotowi na powitanie swoich nowych nippońskich władców); jejku, to kim musiał być jego szef!

Postać stara jak Metropolis Fritza Langa, w którym wielkim miastem z wyżyn rządził drapacza chmur rządził Joh Fredersen. Blade Runner pokazał doktora Eldona Tyrella, geniusza z rysą szalonego naukowca stojącego na czele "rodzinnej" Tyrell Corp. To spadek po oryginale Philipa K. Dicka, pisarza znającego kapitalizm od strony małomiasteczkowych biznesów, w których ważną rolę pełniła ojcowska figura szefa. Było coś z takiego dobrodusznego, naiwnego tatuńcia w Robocopie (zwłaszcza w serialu), gdzie siwy prezes OCP nic nie wiedział o machlojach swoich skorumpowanych podwładnych. A może po prostu nie chciał wiedzieć?

Zabaw nas!

Ale zwykle prezes czy nawet kierownik cyberpunkowej korporacji był uosobieniem zła, jak szefowie korporacji GENOM z anime Bubblegum Crisis czy przedstawiciel Weyland-Yutani z filmu Obcy: Decydujące starcie . Całkiem słusznie, biorąc pod uwagę ostatni kryzys czy przypadki firm typu Enron. Ciekawe, na ile wizerunek Billa Gatesa przedstawianego jak zły przez przedstawicieli wolnego oprogramowania ( i mormońskich pisarzy ), składających w GIMP -ie fotomontaże Gatesa jako Hitlera, miała wpływ ta cyberpunkowa narracja, przykładanie wzorców z powieści czy filmów? Google tak bardzo nie chciało być złe (evil ), że aż to sobie wpisali do motto. I tylko lewicowi rockmani z Manic Street Preachers przytomnie śpiewają, że "nie musicie być źli, wystarczy, że jesteście korporacją".

Tymczasem ze stanowiska prezesa firmy Apple odszedł Steve Jobs; prezes postcyberpunkowy, z czasów, kiedy zaczęliśmy przepraszać się z korporacjami. Już nie demoniczny naukowiec, już nie skorumpowany szef, tylko skrzyżowanie przywódcy sekty ( Apple jest jak religia ) ze Santa Clausem, który przynosi takie piękne prezenty (zwłaszcza hipsterom, którym kasę dają rodzice, więc podobieństwo ze Św. Mikołajem jest 100%)! Po co (i jak) robić rewolucję bez iPoda (albo Blackberry )?

Ostatnią trylogię Williama Gibsona spaja postać Hubertusa Bigenda (wyglądającego jak "Tom Cruise na diecie z krwi dziewic i truflowych czekoladek"), szefa Blue Ant, nowoczesnej agencji reklamowej. Człowiek, który z pewnością nie jest dobry ; ale bez którego bohaterowie nie dadzą sobie rady. Już nie wróg, jak w pierwszych cyberpunkowych opowiadaniach, ale nieunikniony sprzymierzeniec.

I nie musi być zły, wystarczy, że jest z korporacji.

Cyber Czwartek to cykl cotygodniowych felietonów poświęconych dawnym wizjom przyszłości i temu, jak (i czy!) spełniły się w naszym nowoczesnym świecie. Autor, Michał R. Wiśniewski , jest publicystą i blogerem specjalizującym się w fantastyce oraz japońskiej popkulturze.

Więcej o: