Znacie Alicję w Krainie Czarów? Jest już strasznie nieaktualna. Współczesna wersja to Cyberalicja w Krainie Technologii. Zakładasz specjalne okulary, widzisz Białego Królika, w ubraniu i z zegarkiem kieszonkowym. Wchodzisz za nim w głąb króliczej nory i przenosisz się w zupełnie inny świat.
Alicja w Krainie Czarów to baśń. Ale teraz taka królicza nora, czyli drzwi do innego, rozszerzonego świata, dostępna jest na wyciągnięcie ręki dla każdego z nas w postaci rzeczywistości rozszerzonej.
28 lat temu, w 1984 roku w kultowym "Terminatorze" mogliśmy zobaczyć jak cyborgi z przyszłości będą widzieć świat. Na rzeczywisty obraz nałożona zostaje kolejna warstwa, która podaje dodatkowe informacje. W przypadku elektronicznego mordercy jest to oczywiście niezbędny celownik, ale też i możliwość identyfikowania ludzi i przedmiotów, wraz z podaniem niezbędnych danych.
Same okulary pojawiają się nieco później
Jest rok 1988. Na ekrany kin wchodzi film "They Live" (Oni Żyją) Johna Carpentera. Historia jest prosta - przybysze z obcej planety wcielając się w postaci szanowanych biznesmenów okupują miasto. Za pomocą ukrytych sygnałów chcą przekształcić ludzi w bezwolnych konsumentów. Jedynie przez specjalne okulary Nada (Roddy Piper) można zobaczyć kim są naprawdę "zacni" mieszkańcy.
W filmie Carpentera w przewrotny sposób rzeczywistość rozszerzona pokazuje nam nie cyfrowo wzbogacony obraz, ale "prawdziwy świat". Zastosowań okularów jest mało, ale mem został zasiany, popkultura zwróciła uwagę na ten gadżet. Pięć lat później pojawia się książka Williama Gibsona - Wirtualne Światło
Ja stawiam - rzekł Kevin, podając mu hełm. Nie takie sprytne niewielkie okulary, jakie miała Karen, lecz białe plastikowe urządzenie podobne do gogli używanych przez dzieci do gier komputerowych. - Włóż je. Ja wybiorę numer.
Książka już jest nieco przestarzała, bo opisuje rok 2005, a już wiemy, że świat wygląda nieco inaczej, niż przewidywał to autor. Tytułowe "Wirtualne Światło" to okulary przypominające nieco zestaw wirtualnej rzeczywistości, pozwalające na dostęp do różnych baz danych, bez fizycznego kontaktu z siecią. Ich opis pasuje do najnowszego wynalazku, a w zasadzie prototypu zaprezentowanego przez Google . Zanim do niego przejdziemy, na szybko warto jeszcze wspomnieć o Star Treku ( film ) , który zainspirował wiele współczesnych urządzeń, Robocopie ( film ) , "Ghost in the shell", gdzie główna bohaterka wpina się do sieci przez implant w mózgu, "Mission: Impossible - Ghost Protocol" jeden z agentów IMF używa soczewki kontaktowej z ekranem, czy w końcu o Dziwnych Dniach ( film ) , gdzie specjalne okulary pozwalały nam odtworzyć nagrane życia i wspomnienia innych. Tyle fikcji. Przechodzimy do rzeczywistości.
4 kwietnia Google zaprezentował Project Glass .
O projekcie napisano już dużo. Niektórzy są nim zafascynowani i już chcą złożyć swoje, jakże cenne, zamówienia przedpremierowe, inni są sceptyczni, reszta obraca wszystko w żart . Ważne jest, że projekt ma się ukazać do końca roku . A z nim na pewno przyjdą zmiany .
Korzyści są oczywiste . Dostajemy do swojej dyspozycji zupełnie nowy sposób interakcji z komputerem. Naturalny, podający nam na tacy wszystkie potrzebne informacje. Interfejs nie stanowi problemu, nie trzeba uczyć się obsługi myszki, klawiatury czy skomplikowanych programów. To co zapoczątkował Kinect Microsoftu ze swoim sensorem nie wymagającym od gracza żadnego kontrolera idzie o krok dalej w wynalazku Google. Możemy sobie wyobrazić nowe typy gier, programów treningowych czy banalnych przewodników turystycznych.
Ale są też zagrożenia . Przesuwanie się usług internetowych z komputerów na urządzenia mobilne to sprytny ruch, który kończy pewną epokę w rozwoju internetu. To już nie dziki zachód www, ale starannie kontrolowane i ogrodzone raje użytkownika. W przeglądarce internetowej na komputerze możemy póki co zainstalować sobie praktycznie dowolne oprogramowanie. Możemy odciąć usługodawców od niektórych informacji, bądź też korzystać ze specjalnych sieci zapewniających nam anonimowość. Mobilny klient, używający specjalnie skonstruowanych aplikacji tej wolności nie ma. A przy okazji zostawia o sobie dużo więcej informacji.
O tym, że firmy wiedzą, czego szukamy w internecie wiemy od dawna. Urządzenia mobilne (także te, dzięki którym będziemy korzystać z rzeczywistości rozszerzonej, na przykład okulary Google) to możliwość zebrania dużo większej ilości danych. Podawane są nie tylko informacja o tym czego szukamy, ale też i gdzie. Z kim się spotykamy, jakie zdjęcia lubimy robić, z kim się kontaktujemy i w jakich godzinach . A to zapewne tylko wierzchołek góry lodowej danych do analizy dla skomplikowanych algorytmów. Okulary z wirtualną rzeczywistością to krok dalej. Czy produkujące je firmy zostawią sobie furtki, by widzieć, to co my widzimy? Nagrywać nasze życia i za naszą zgodą (kto by tam czytał licencje) analizować na ich podstawie nasze zachowania? A co z hakerami i włamaniami z przejęciem kontroli nad naszymi nowymi, lepszymi oczami? Sformułowanie "życie na sprzedaż" może zyskać zupełnie nowe znaczenie. Spersonalizowane reklamy i śledzenie użytkownika pięknie pokazano w filmie "Raport Mniejszości". Tu nawet nie są już potrzebne żadne okulary.
Marshall McLuhan, wielki kanadyjski "prorok ery telewizji", określił media jako rozszerzenie ludzkich zdolności:
Koło jest przedłużeniem nogi, książka jest przedłużeniem wzroku. Ubranie - przedłużeniem skóry. Obwód elektryczny - przedłużeniem centralnego układu nerwowego.
Można wybiec myślami jeszcze dalej, do świata, w którym każdy się przyzwyczaił się do tego, że 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu wszędzie, gdzie pójdzie, część jego wiedzy, możliwości, postrzegania (czyli dawniej jego umysłu) jest permanentnie zawarta w jakimś gadżecie. Powoli smartfony, tablety czy okulary przestają być "rozszerzeniem" człowieka na plus, niedługo człowiek ich pozbawiony - choćby na jakiś czas - będzie zubożony, co zresztą świetnie opisał Charles Stross w książce Accelerando, gdy jeden z bohaterów powieści traci nagle swoje cyberokulary.
Ofiara siedzi na kamieniach, oburącz ściskając bolące skronie. Co się stało? - zachodzi w głowę. Świat jest pełen rozmazanych, szybko poruszających się wielobarwnych kształtów, uzupełnionych ogłuszającymi dźwiękami. Zamontowane w uszach kamery co chwila się restartują. Mają atak paniki co osiemset milisekund, za każdym razem, gdy uświadamiają sobie, że są w jego osobistej sieci komputerowej samotne, pozbawione uspokajającego wsparcia huba, który dyktowałby im, gdzie wysyłać strumień przychodzących danych sensorycznych. Dwa telefony komórkowe kłócą się jak kretyni o pasmo w jego sieci, a pamięć gdzieś zniknęła.
- człowiek bez specjalnych okularów nie jest stanie funkcjonować we współczesnym społeczeństwie.
Technologia jest jak narkotyk, z tym, że nie znamy jeszcze jego efektów ubocznych - mówił Charlie Brooker, producent serialu Black Mirror . Jeden z jego odcinków przedstawia świat, w którym możemy nagrywać swoje wspomnienia, by później je odtwarzać. To smutna i przerażająca wizja ludzi zatopionych w swojej przeszłości. Oczywiście nie musi być prawdziwa. Okulary Google nie muszą wieszczyć zrealizowania się dystopijnych wizji futurystów, mogą być wykorzystywane w szczytnych celach, bądź też po prostu umilać nam życie.
Jest dla mnie logiczne, że moc obliczeniowa będzie obecna wszędzie i zawsze - a to oznacza noszenie jej na sobie. Nie mam żadnych wątpliwości, że za 20 lat będzie to standard. Najprawdopodobniej komputery staną się po prostu soczewkami kontaktowymi lub okularami z wykorzystaniem nowego interfejsu łączącego się bezpośrednio z naszym mózgiem
- napisał na swoim blogu Michael Abrash - wieloletni projektant gier, niedawno zatrudniony u jednego z potentatów tej branży, firmy Valve.
Jestem praktycznie pewny, że zmiana platformy nastąpi dużo wcześniej niż za 20 lat, prawie na pewno w 10, ale jest też to możliwe że będzie to szybciej - w przeciągu 3-5 lat. Kluczowe obszary potrzebne do wdrożenia "noszonych komputerów" takie jak moc obliczeniowa, rozmiar czy miniaturyzacja już są na dość dużym stopniu zaawansowania, chociaż oczywiście zostało nam sporo rzeczy do wymyślenia
Google nie jest jedyne. Projektem okularów, które zastąpią smartfony zajmuje się wiele firm. W końcu każdy chce uszczknąć dla siebie jak największy kawałek tortu przyszłości.
Zawsze jednak jest tak, że tego typu wynalazki mają swoją mroczną stronę. Fantastyka stara się od dawna je zbadać i opisać. Warto mieć to na uwadze ciesząc się coraz doskonalszymi wynalazkami.
Tekst pochodzi z bloga Zniekształcenie Poznawcze