Chwilowa moda? Zabawka dla młodych, którzy przegapili okres dominacji kaset, ale też chcą mieć wspomnienia z przewijaniem? A może docenienie niezasłużenie zapomnianego nośnika? Znajdziemy argumenty potwierdzające wszystkie hipotezy. Małe Miasta dodają do przedpremierowych zamówień tysiąc kaset. Wcześniej podobną akcję organizował między innymi O.S.T.R. Muzyczny mainstream traktuje kasety trochę jak dziwadło, dzięki któremu można odciągnąć słuchacza od Spotify. Przyciągnąć wzrok. Zobacz, dostajesz nie tylko płytę, ale też kasetę. Kto dzisiaj ma coś takiego? Będziesz wyjątkowy! I pewnie to jedna z przyczyn, dla których magnetofony i walkmany nie kurzą się w piwnicach, tylko znowu stoją na półkach. Tak, hipsterstwo.
Byłbym hipokrytą gdybym stwierdził, że to coś złego. Przyznaję: sam od tego zacząłem. Kupiłem kasetę, bo chciałem mieć unikatowy dla mnie nośnik. Coś nowego, coś innego niż płyta, coś no cóż, co fajnie wygląda na półce i czego od dawna nie miałem. Ale potem zacząłem kupować kolejne, kolejne i kolejne. Kaseta przestała być u mnie ciekawostką, a stała się normalnym, aktywnym, pełnowartościowym nośnikiem.
Pointless fot. Irena Przybylska fot. Irena Przybylska
Jest też druga strona medalu. Są wydawcy, dla których to nie moda, tylko normalny sposób dystrybucji. A dla ich słuchaczy zwykły nośnik, a nie coś, co właśnie powraca. Na sobotnich targach małych wytwórni w Warszawie na stoiskach królowały kasety. Były też CD, były winyle, ale raczej nie skłamię, jeśli napiszę, że najwięcej było właśnie kaset. Bo małe polskie wytwórnie nie pozwoliły kasetom umrzeć i od lat albumy wydawane są właśnie w ten sposób. To zasługa takich labeli jak BDTA , Jasień, Pointless Geometry , -Super- , Wounded Knife, DUNNO czy Złe Litery . Wystarczyłoby rzucić okiem na kolejne wystawy, żeby zrozumieć, dlaczego wciąż ich produkcje są tak chętnie kupowane.
A raczej: "chętnie". Nie ma mowy o wielkim boomie, tylko o skromnych liczbach.
"Poszczególne tytuły wydawane na kasetach nie osiągają gigantycznej sprzedaży - 2000-3000 sztuk" - pisał Robert Kędzierski . Cóż, w Polsce o takich liczbach można tylko pomarzyć. Małe wytwórnie wypuszczają kasety w bardzo niewielkim nakładzie. Czasami 50 sztuk, częściej około 20. Pieniądze z tego żadne, mimo że produkcja nie kosztuje zbyt wiele. Sama kaseta też nie - od 10 do 20 zł, czyli łatwo policzyć sobie, że na emeryturę odłożyć się z tego nie da. A jednak w Polsce wielu ludziom się chce.
Ten mały nakład sprawia, że każda kaseta jest wyjątkowa. Nie, nie dlatego, że jest ich tylko, dajmy na to, 25 w całej Polsce. Na przykład wszystkie egzemplarze "Marzenie" wydane w wytwórni -Super- podpisane są przez autora nagrań, Łukasza Jastrubczaka. Niby nic, ale już widzisz, że to nie kolejny-taki-sam-album-wypuszczony-przez-fabrykę, tylko coś specjalnego.
Kaseta "Marzenie" fot. Irena Przybylska fot. Irena Przybylska
Z innymi kasetami jest podobnie. Najczęściej przegrywaniem, pakowaniem, wkładaniem do pudełka, drukowaniem okładek, nalepianiem naklejek, wysyłką i wszystkimi innymi kwestiami związanymi z dystrybucją zajmuje się jeden człowiek. Kaseta nie jest więc po prostu "tylko nośnikiem". To, jakkolwiek patetycznie to nie zabrzmi, pasja. Rękodzieło.
Chałupnicza robota, która zwala z nóg:
Kamil Szuszkiewicz "Istina" fot. Irena Przybylska fot. Irena Przybylska
MAZZMELANCOLIE fot. Irena Przybylska fot. Irena Przybylska
Kupuję kasety przede wszystkim dlatego, że są piękne. Mają wyjątkowe grafiki. Okładki, które często najchętniej powiesiłoby się na ścianie, jak plakaty. Mam wiele ślicznie wydanych płyt, także je uwielbiam, ale to kasety lubię oglądać najbardziej. Może to zasługa pudełek, dzięki którym prezentują się inaczej? A może kwestia doboru grafików? Zresztą to nieważne. Istotne jest to, że wyglądają niesamowicie.
Rara fot. Irena Przybylska fot. Irena Przybylska
A co z muzyką? Mówiąc o kasetach w ten sposób ciągle wrzucamy je do szufladki z napisem: "hipsterstwo". A przecież najważniejsze są dźwięki. Nośnik jest mniej ważny - przekonują niektórzy. Nie jestem audiofilem, nie stwierdzę, że kasety brzmią najlepiej na świecie, ale lubię ich słuchać. Do wielu nagrań trzaski czy zakłócenia idealnie pasują. Coś dodają do albumu. Nie mam jednak problemu ze słuchaniem w lepszej jakości na telefonie czy komputerze, bo wydawcy dodają jeszcze kody, dzięki czemu ściągam płytę z Bandcampu i mam cyfrową kopię. Pełna wygoda.
Ale jest jedna rzecz, dzięki której kasety mają przewagę. Trzeba słuchać ich w całości. Wprawdzie sam nie miałem z tym nigdy problemu, bo nie lubię składanek, wolę słuchać płyt od początku do końca. Tyle że zdarza mi się robić to będąc przy komputerze, zajmując się kilkoma sprawami naraz, a jak coś mi się spodoba lub jakiegoś utworu nie lubię, to szybko mogę wrócić lub włączyć kolejny. Kaseta tego nie umożliwia. Niby mogę przewinąć, ale nie jest to tak wygodne jak w przypadku zwykłej płyty. Więc słucham. Może nawet nieco uważniej.
I także więcej odkrywam. Zdarzyło mi się kupować kasety w ciemno, bo były od wytwórni, którą lubię. To świetny sposób na poznawanie nowych zespołów. Idziesz na targi, widzisz kolejną śliczną kasetę, więc ją kupujesz. A dopiero potem okazuje się, że to interesujący artysta.
Przede wszystkim nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że kasety są modne, bo to "kult starych czasów". Nie odgrzewa się kotletów, w ten sposób wydaje się nowe rzeczy, młodych artystów, do których twórczości kaseta po prostu pasuje. Nie chodzi o nostalgię czy sentyment, ale możliwości. Bo kaseta to inny dźwięk i inny wygląd. Nie każdemu musi to odpowiadać. Ale to nie oznacza, że kaseta umarła i teraz powraca. Ona wciąż ma się całkiem nieźle. Choć, nie da się ukryć, to ciągle nisza.
Chwilowa moda? Zabawka dla młodych, którzy przegapili okres dominacji kaset, ale też chcą mieć wspomnienia z przewijaniem? A może docenienie niezasłużenie zapomnianego nośnika? Znajdziemy argumenty potwierdzające wszystkie hipotezy. Małe Miasta dodają do przedpremierowych zamówień tysiąc kaset. Wcześniej podobną akcję organizował między innymi O.S.T.R. Muzyczny mainstream traktuje kasety trochę jak dziwadło, dzięki któremu można odciągnąć słuchacza od Spotify. Przyciągnąć wzrok. Zobacz, dostajesz nie tylko płytę, ale też kasetę. Kto dzisiaj ma coś takiego? Będziesz wyjątkowy! I pewnie to jedna z przyczyn, dla których magnetofony i walkmany nie kurzą się w piwnicach, tylko znowu stoją na półkach. Tak, hipsterstwo. Byłbym hipokrytą gdybym stwierdził, że to coś złego. Przyznaję: sam od tego zacząłem. Kupiłem kasetę, bo chciałem mieć unikatowy dla mnie nośnik. Coś nowego, coś innego niż płyta, coś no cóż, co fajnie wygląda na półce i czego od dawna nie miałem. Ale potem zacząłem kupować kolejne, kolejne i kolejne. Kaseta przestała być u mnie ciekawostką, a stała się normalnym, aktywnym, pełnowartościowym nośnikiem. Jest też druga strona medalu. Są wydawcy, dla których to nie moda, tylko normalny sposób dystrybucji. A dla ich słuchaczy zwykły nośnik, a nie coś, co właśnie powraca. Na sobotnich targach małych wytwórni w Warszawie na stoiskach królowały kasety. Były też CD, były winyle, ale raczej nie skłamię, jeśli napiszę, że najwięcej było właśnie kaset. Bo małe polskie wytwórnie nie pozwoliły kasetom umrzeć i od lat albumy wydawane są właśnie w ten sposób. To zasługa takich labeli jak BDTA, Jasień, Pointless Geometry, -Super-, Wounded Knife, DUNNO czy Złe Litery . Wystarczyłoby rzucić okiem na kolejne wystawy, żeby zrozumieć, dlaczego wciąż ich produkcje są tak chętnie kupowane. A raczej: "chętnie". Nie ma mowy o wielkim boomie, tylko o skromnych liczbach. "Poszczególne tytuły wydawane na kasetach nie osiągają gigantycznej sprzedaży - 2000-3000 sztuk" - pisał Robert Kędzierski. Cóż, w Polsce o takich liczbach można tylko pomarzyć. Małe wytwórnie wypuszczają kasety w bardzo niewielkim nakładzie. Czasami 50 sztuk, częściej około 20. Pieniądze z tego żadne, mimo że produkcja nie kosztuje zbyt wiele. Sama kaseta też nie - od 10 do 20 zł, czyli łatwo policzyć sobie, że na emeryturę odłożyć się z tego nie da. A jednak w Polsce wielu ludziom się chce. Ten mały nakład sprawia, że każda kaseta jest wyjątkowa. Nie, nie dlatego, że jest ich tylko, dajmy na to, 25 w całej Polsce. Na przykład wszystkie egzemplarze "Marzenie" wydane w wytwórni -Super- podpisane są przez autora nagrań, Łukasza Jastrubczaka. Niby nic, ale już widzisz, że to nie kolejny-taki-sam-album-wypuszczony-przez-fabrykę, tylko coś specjalnego. Z innymi kasetami jest podobnie. Najczęściej przegrywaniem, pakowaniem, wkładaniem do pudełka, drukowaniem okładek, nalepianiem naklejek, wysyłką i wszystkimi innymi kwestiami związanymi z dystrybucją zajmuje się jeden człowiek. Kaseta nie jest więc po prostu "tylko nośnikiem". To, jakkolwiek patetycznie to nie zabrzmi, pasja. Rękodzieło. Chałupnicza robota, która zwala z nóg: Kupuję kasety przede wszystkim dlatego, że są piękne. Mają wyjątkowe grafiki. Okładki, które często najchętniej powiesiłoby się na ścianie, jak plakaty. Mam wiele ślicznie wydanych płyt, także je uwielbiam, ale to kasety lubię oglądać najbardziej. Może to zasługa pudełek, dzięki którym prezentują się inaczej? A może kwestia doboru grafików? Zresztą to nieważne. Istotne jest to, że wyglądają niesamowicie. A co z muzyką? Mówiąc o kasetach w ten sposób ciągle wrzucamy je do szufladki z napisem: "hipsterstwo". A przecież najważniejsze są dźwięki. Nośnik jest mniej ważny - przekonują niektórzy. Nie jestem audiofilem, nie stwierdzę, że kasety brzmią najlepiej na świecie, ale lubię ich słuchać. Do wielu nagrań trzaski czy zakłócenia idealnie pasują. Coś dodają do albumu. Nie mam jednak problemu ze słuchaniem w lepszej jakości na telefonie czy komputerze, bo wydawcy dodają jeszcze kody, dzięki czemu ściągam płytę z Bandcampu i mam cyfrową kopię. Pełna wygoda. Ale jest jedna rzecz, dzięki której kasety mają przewagę. Trzeba słuchać ich w całości. Wprawdzie sam nie miałem z tym nigdy problemu, bo nie lubię składanek, wolę słuchać płyt od początku do końca. Tyle że zdarza mi się robić to będąc przy komputerze, zajmując się kilkoma sprawami naraz, a jak coś mi się spodoba lub jakiegoś utworu nie lubię, to szybko mogę wrócić lub włączyć kolejny. Kaseta tego nie umożliwia. Niby mogę przewinąć, ale nie jest to tak wygodne jak w przypadku zwykłej płyty. Więc słucham. Może nawet nieco uważniej. I także więcej odkrywam. Zdarzyło mi się kupować kasety w ciemno, bo były od wytwórni, którą lubię. To świetny sposób na poznawanie nowych zespołów. Idziesz na targi, widzisz kolejną śliczną kasetę, więc ją kupujesz. A dopiero potem okazuje się, że to interesujący artysta. Przede wszystkim nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że kasety są modne, bo to "kult starych czasów". Nie odgrzewa się kotletów, w ten sposób wydaje się nowe rzeczy, młodych artystów, do których twórczości kaseta po prostu pasuje. Nie chodzi o nostalgię czy sentyment, ale możliwości. Bo kaseta to inny dźwięk i inny wygląd. Nie każdemu musi to odpowiadać. Ale to nie oznacza, że kaseta umarła i teraz powraca. Ona wciąż ma się całkiem nieźle. Choć, nie da się ukryć, to ciągle nisza.