Kurs akcji spółki ciągle rósł. Eksperci przewidywali, że w najbliższych dniach ciągle będzie wzrost. Firma miała zapowiedzieć nowy, rewolucyjny projekt, który odmieni branżę. Inwestorzy liczyli na jeszcze większe zyski. Na dwa dni przed zapowiadaną konferencją, w Sieci pojawiło się nagranie, w którym prezes spółki przyznał, że ich produkty są słabe, a kupujący to naiwniacy. Materiał był krótki, głos ledwo słyszalny, ale co do twarzy nie można było mieć wątpliwości - autor tych słów wyglądał jak prezes spółki, która świetnie radziła sobie na giełdzie. Dzień później, na specjalnie zwołanej konferencji prasowej, biznesmen przyznał, że nigdy nie był w restauracji, w której rzekomo go sfilmowano i nawet nie zna człowieka, który obok niego siedzi. Zapewniał, że ma świadków, którzy potwierdzą jego zdanie. Mimo to kurs akcji gwałtownie spadł, spółka straciła kilka milionów. Adwokaci w prywatnych rozmowach z prezesem przyznawali, że może minąć kilka miesięcy nim uda się oczyścić jego zszargane imię.
W tym samym czasie polskie media informowały o nowym oszustwie - "metodzie na wnuczka". Oszuści za pomocą internetowego komunikatora dzwonili do starszych osób, podając się za ich wnuka. Ofiary poznawały członków swoich rodzin. Niektórzy z nich zwracali uwagę na to, że głos jest niepodobny. Wówczas oszuści tłumaczyli się, że to wina kiepskiego połączenia i błędów na komputerze. Przestępcy prosili o szybki przelew pieniędzy, wyłudzili w ten sposób kilka tysięcy złotych.
To wszystko brzmi jak fragment taniej powieści sensacyjnej albo historii rodem z tabloidu. Ale wbrew pozorom taki scenariusz może być możliwy. Niedawno zaprezentowano nagranie pokazujące, jak łatwo włożyć człowiekowi cudze słowa w jego usta. I tak Barack Obama może przemówić jak George W. Bush. Demokrata staje się republikaninem, prawicowiec lewicowcem, ateista wierzącym:
Bardzo łatwo wyobrazić sobie jak może zostać wykorzystany taki program. Co za problem posądzić kogoś o zdradę? Oskarżyć o słowa, których nie powiedział? Nawet jeśli ktoś po jakimś czasie się wybroni, to przecież plotka pójdzie w świat i łatka zostanie przylepiona. Nagranie może też być potwierdzeniem newsa. Gazeta pisze, że znany aktor spotkał się z modelką. Na drugi dzień wypływa fragment ich krótkiej rozmowy. Wszyscy myślą, że tabloid miał rację. A tak naprawdę bohaterami nagrania byli przypadkowi ludzie, na których nałożono twarze celebrytów.
Niepotrzebne będą nawet specjalne programy. Pod koniec ubiegłego roku Apple kupiło firmę Faceshift, zajmującą się przenoszeniem mimiki twarzy do wirtualnego świata. Dzięki temu aktor może "grać" goblina albo innego nierealnego stwora. Technologia stworzona przez Szwajcarów została wykorzystana w ostatnich "Gwiezdnych Wojnach". Po co Apple takie rozwiązanie? Niektórzy twierdzą, że Apple zamierza użyć Faceship przy pracach nad wirtualną rzeczywistością. Faceship może pomóc w rozpoznawaniu twarzy albo pozwoli tworzyć własnego awatara, który będzie odwzorowywał reakcje naszej twarzy: uśmiech, zaskoczenie, smutek. Na początku może to być postać z bajki, ale z czasem tego typu rozwiązanie może sprawić, że nasza twarz będzie prawdziwym awatarem w wirtualnym świecie. Mając na sobie gogle VR zobaczymy kogoś tak, jakbyśmy widzieli go przed sobą naprawdę.
Ale kto w taki filmik uwierzy? Z jednej strony technologia imponuje, z drugiej widać jej ewidentne niedociągnięcia. Tyle że z czasem uda się stworzyć takie modele, które trudno będzie rozróżnić. Ale nawet na początku nagrania mogą być wiarygodne.
Duńska telewizja opisywała Damaszek pokazując zdjęcie z gry Assassin's Creed. Jeszcze groźniejszą wpadkę miała stacja Russia Today. W materiale o dzieciach-żołnierzach w Sudanie pokazano fragment Metal Gear Solid V. Nawet jeśli to tylko błąd wynikający z pośpiechu, to był przykrym dowodem na to, że nawet wirtualny świat może być narzędziem propagandy. Grafika w wielu produkcjach, a szczególnie ich zwiastunach, jest fotorealistyczna, więc nieświadomy widz może nie wiedzieć, czy bombowce nad jego stolicą są wymysłem twórców gry, czy prawdziwą relacją na żywo. A skoro łatwo uwierzyć w obrazek z gry, to czy problemem będzie zaufanie awatarom wyglądającym jak twarze prawdziwych ludzi?
Internet już teraz chłonie nieprawdę, powołując się na informacje, które zawarte są w memach. Nie tak dawno niemal cała prawica zachwycała się słowami Orbana o Polsce, "narodzie największych bohaterów". Sęk w tym, że cała wypowiedź została zmyślona przez jednego z wykopowiczów . Obrazek zaczął jednak żyć swoim życiem i trafił m.in. na strony narodowców czy facebookowy profil Janusza Korwin-Mikkego. Nawet zdjęcie watahy wilków "dorobiło" się zmyślonej historii i nieprawdziwego autora. Internet jednak bezmyślnie podawał fotkę dalej, zachwycając się mądrością natury.
Wystarczy zdjęcie i krótki tekst, by mnóstwo ludzi myślało, że tak jest naprawdę. Co stanie się, gdy manipulatorzy wezmą się za nagrania? Manipulacja wchodzi na kolejny poziom.