W bardzo ciekawej książce "Poza rejestrem. Rozmowy o muzyce i prawie autorskim" Radosław Sirko, współtwórca wytwórni Audile Snow wydającej albumy na karcie microSD i muzyk działający pod pseudonimem duy gebord, przypomina nietypowy przypadek zespołu Kury. Wiele osób dowiedziało się o nich dzięki źle otagowanej piosence, która trafiła do Sieci:
Coś takiego nie wydarzyłoby się dzisiaj, dlatego fajnie obrazuje, jak to funkcjonowało w tamtych czasach. Chodzi o zespół Kury i piosenkę Chryzantemy złociste - utwór, z którym Kury nie miały nigdy nic wspólnego, ale MP3 zostało przez kogoś tak otagowane, jako Kury. No i zaczęto kojarzyć z nimi tę piosenkę, przez pewien czas to był ich najbardziej znany utwór w sieciach peer-to-peer, dużo osób miało go w folderze "śmieszne". Trochę wypłynęli dzięki cudzemu utworowi, więc w pewnym momencie zaczęli autoironicznie grać go na koncertach.
Przypomniałem sobie utwór "Pierdolona era techno", którego wcale nie wykonywała Pidżama Porno, jak się przypisuje, tylko Analogs. Do Internetu trafił jednak jako numer Grabaża i nikomu nie przeszkadzał fakt, że wokalista śpiewa w nim inaczej niż lider PP - siła tagów. Siła piractwa.
Piractwa, które w tym przypadku okradło zespół podwójnie - Analogs nie tylko traciło na tym, że ich numer rozprowadzany był nie do końca legalnie na czym nie zarabiali, ale przede wszystkim na tym, że komuś przypisano ich pracę. A skoro tak, to na piractwie ktoś zyskał, bo piosenka swego czasu, w pewnych kręgach, cieszyła się sporą popularnością. To mógł być dobry wstęp, żeby zainteresować się innymi piosenkami Pidżamy Porno. Tak jak i "Chryzantemy złociste" pomogły w pewien sposób Kurom.
Ale to już zdarzyć się nie może. Dzisiaj "empetrójek" raczej nikt nie pobiera, wszystko jest na Spotify, Bandcampie, Soundcloudzie, są profile facebookowe artystów, więc o pomyłkę trudno. Sirko wspomina również, jak jego tata kupił na poczcie płytę z coverami Metalliki, mającą białą okładkę i tytuł "Metallica and Symphonica". "Dzisiaj już nie ma takich rzeczy, coraz częściej zostaje nam jedynie kultura oficjalna" - dodaje muzyk.
Jest jednak jeden wyjątek. Gry. I co jest jeszcze ciekawsze, tworzeniem "podróbek" i pirackich wersji, różniących się od oryginału, zajmują się sami twórcy, a nie piraci. Choć to przez nich powstają takie wyjątkowe "dzieła".
Dziś CD Projekt RED uważa, że pirat to źle obsłużony klient. "Jeśli będziemy pozytywnie do tych ludzi podchodzić, to oni w pewnym momencie tę grę kupią" - mówił w rozmowie z Wyborczą.biz Marcin Iwiński, jeden z założycieli studia. Jednak jeszcze kilka lat wcześniej podejście twórców Wiedźmina było trochę inne - byli kelnerem wrzucającym muchę do zupy klienta, który nie chce za nią zapłacić.
Piraci grający w Wiedźmina 2 w pewnym momencie widzieli scenę, w której Geralt zostaje powieszony. Z komentarzem: "Nienawidzę złodziei". Posiadacze nielegalnej kopii zastanawiali się, czy taka scena seksu to błąd gry, czy żart twórców:
Podobne pytania zadawali sobie ci, u których Geralt został "zaatakowany" przez biegające dzieci, powtarzające kwestie z prób nagraniowych. Wrzucali tego typu filmiki na forum, przy okazji się demaskując - to był właśnie dowód na to, że mają piracką, a nie oryginalną wersję.
CD Projekt RED wkurzało piratów na różne sposoby, między innymi walkami, których nie dało się wygrać. "Wymyśliliśmy ileś głupich sytuacji w grze, nie koniecznie blokujących przejście Wiedźmina 2, ale na pewno psujących zabawę" - tłumaczył w rozmowie z Polygamią jeden z twórców - "Było to nam narzucone przez wydawcę. Zmuszeni do zrobienia bezsensownej rzeczy postaraliśmy się zrobić to jak najzabawniej umiemy" - dodawał.
Nie tylko oni. Twórcy Shooting Stars! sami wrzucili swoją grę do Sieci, uprzedzając piratów, o czym pisał portal grynieznane.pl . Ale przy okazji zostawili w niej prezent - trzeci boss, który w oryginalnej edycji się nie pojawiał, był nieśmiertelny, więc nie dało się przejść gry. W nielegalnej wersji Settlers III hutnik produkował świnie , a drzewa nie rosły, co oczywiście utrudniało w znaczący sposób rozgrywkę. W Game Dev Tycoon , tytule, w której zarządza się studiem tworzącym gry, zmodyfikowana piracka wersja doprowadza do bankructwa prowadzonej ekipy z powodu piractwa. To się nazywa lekcja życia!
Żarty żartami, bo tak zwane spotchecki, czyli nietypowe zabezpieczenia antypirackie, to ciekawy przykład czegoś, co moglibyśmy nazwać "piracką kulturą" . Chcąc nie chcąc (wiadomo - nie chcąc) twórcy musieli stworzyć nowe dzieło. Niedziałające, złe, wadliwe, ale przy tym interesujące. Bo inne, a przy tym ulotne. Być może znajdą się jeszcze osoby, które mają na swojej półce pirackie gry z polską wersją nagraną przez lektora będącego Rosjaninem (pewnie to niezła kolekcjonerska perła). Ale tutaj? W przypadku Wiedźmina 2 aktualizacja od twórców skasowała pirackie zabezpieczenia, a więc także i sceny. Możemy się domyślać, że podobny los spotkał inne tego typu utrudnienia. Albo poradzili sobie z nimi crackerzy, albo taka wersja została skasowana, bo kto chciałby grać w coś, czego przejść się nie da?
I trochę szkoda. Symbol walki z piractwem, ciekawy, kreatywny, inny, przepadnie, chyba że trafił na dyski tych, którzy uznali to za niezły kolekcjonerski okaz. Tylko czy chce im się to trzymać? Udostępniać dalej? Zostało stworzone, pożyło przez chwilę, umarło. I dowiedzieli się o tym tylko ci, dla których miała to być wyłącznie kara, a nie wyjątkowy produkt. Kolejny smutny efekt piractwa.