To słowa Maksia z filmu Seksmisja. Dystans, z jakim Juliusz Machulski podszedł w filmie do kwestii manipulacji i inwigilacji ludzkości, był bardzo charakterystyczny dla czasów, kiedy komunistyczny ustrój chciał kontrolować i kontrolował może nie całość, ale na pewno dużą część naszego życia społecznego.
Ale jak to samo kontrolować w demokracji, ustroju liberalnym, w teorii hołdującym wolności i swobodzie jednostki? Jak najlepiej przekonać nas do rzeczy, których nie chcemy? Tak samo, jak się przekonuje dziecko do przysłowiowej wizyty u dentysty - przez komunikowanie wynikających z tego powodu korzyści. W sierpniu prezydent Komorowski podpisał ustawę, na mocy której w 2011 roku w Polsce będą wydawane już tylko dowody biometryczne. Co to dla nas, zwykłych obywateli, oznacza? Zacznijmy od "clue", czyli od wyjaśnienia, czym jest dowód biometryczny.
Słowo "biometryczne", mniej więcej od czasu ataków z 11. września, odmieniane jest w mediach przez wszystkie przypadki. Ale tak do końca to chyba mało kto wie, czym owa biometryka jest. Dane biometryczne to przede wszystkim :
- zapis linii papilarnych dłoni a także jej geometrii,
- zapis obrazu tęczówki i/lub siatkówki,
- wizerunek twarzy,
- zapis brzmienia głosu.
Powyższe dane w formie pełnej bądź okrojonej przechowywane będą na chipach RFID wtopionych w plastikową kartę stanowiącą dowód osobisty.
Po co? Teoretycznie dla większego bezpieczeństwa każdego z nas, ponieważ dowody będzie dużo trudniej podrobić. Z drugiej strony w przypadku kradzieży złodziej będzie miał do wglądu o wiele więcej informacji, niż ma to miejsce dziś. Jest też jednak inna kwestia, o której póki co się nie mówi. Chip RFID czyli Radio frequency identification , jak to ma miejsce w przypadku teleinformatyki, umożliwia zarówno odczyt, jak i zapis danych bez jakiejkolwiek interakcji z naszej strony . Najpopularniejsze czytniki mają dziś zasięg około 0,5 metra, niemniej jednak - wykorzystując wyższe częstotliwości - zasięg czytnika może wynosić nawet 6 metrów, a jeśli ustawimy je w sposób rozproszony, to można bez problemu pokryć nim obszar będący wielokrotnością 6-metrowego okręgu. Co to oznacza? Może jeszcze nie w Polsce, może jeszcze nie w 2011 roku, ale za parę lat państwa będą mogły śledzić migracje ludzi w sposób w 100% zautomatyzowany - i to niezależnie od tego, czy ktoś jest niewinną owieczką, podejrzanym o kradzież, czy może seryjnym mordercą. Ale o tym się nie mówi, ponieważ powyższe fakty mogą przerazić każdego, kto choć w najmniejszym stopniu jest świadomy zagadnień inwigilacji społeczeństwa.
Co się jednak stanie, jeśli znajdą się osoby, które nie będą ze sobą nosić dowodów osobistych z RFID? Każdy, kto oglądał Raport Mniejszości, pamięta poniższą scenę:
Niby science fiction, ale jeśli przyjrzeć się sprawie, to owa przyszłość dzieje się na naszych oczach. Dlaczego o tym nie słyszymy na co dzień? Bo takie dobrodziejstwa oferowane są w pierwszej kolejności najbogatszym: z jednej strony jest to okazja, aby zaoferować im na pozór ekskluzywną usługę, z drugiej - możliwość kontroli właśnie tej warstwy społecznej, przez którą przepływa największa ilość pieniędzy . Przykłady? Proszę bardzo.
Największe porty lotnicze osobom często podróżującym samolotem oferują kontrolę graniczną opartą na skanowaniu tęczówki oka - z pozoru ma być przede wszystkim wygodniej dla podróżującego, ponieważ oszczędza czas. Tylko niektórzy zastanowią się nad faktem, że zgadzając się na to, udostępniają swoje niepowtarzalne dane praktycznie wszystkim kluczowym służbom świata. Raz wprowadzone, nigdy już baz danych nie opuszczą.
Tak samo jest z korzystaniem z Internetu - wiele osób czy firm przekonało się, że informacje zgromadzone w sieci są już nie do usunięcia . I nie chodzi tu tylko o poufne dane, ale i te bardzo prozaiczne. Ludzie poruszają się w sieci w sposób nieprzemyślany i chaotyczny do tego stopnia, że wielu z nich w momencie wejścia w dorosłość, bądź chcących radykalnej odmiany swojego życia, będzie musiało zmienić swoją tożsamość. Bo tej w Internecie nie da się wymazać. Przesadzam? Niekoniecznie, szczególnie w kontekście wypowiedzi szefa największej komercyjnej korporacji gromadzącej dane czyli Erica Schmidta z Google .
Inny przykład: paręnaście lat temu telewizja przemysłowa (dzisiejszy monitoring) była sposobem bogatych na to, by nikt nie zakłócał ich domowego spokoju, bądź formą kontroli nad pracownikami w dużych zakładach. Z jednej strony coraz więcej ludzi chciało mieć komfort, że kiedy oni śpią, to ktoś czuwa, z drugiej zaś szefowie liczyli każdy grosz i konsekwentnie eliminowali mniej efektywnych, bądź najzwyczajniej nieuczciwych pracowników. Z czasem jednak kamery zaczęły pojawiać się nie tylko w rozległych rezydencjach, ale i w mniejszych domach i zakładach pracy. Wykorzystując ten sam pretekst, czyli bezpieczeństwo, także władze lokalne zaczęły sięgać po kamery. Dodatkowym argumentem był aspekt finansowy: jedna kamera monitoruje obszar, do którego obserwacji potrzebnych byłoby co najmniej 3 policjantów. Jest to swoista prewencja, przy okazji której monitoruje się Bogu ducha winnych obywateli przemierzających ulice miast. O ile parę lat temu sprawa dotyczyła tylko największych miejscowości, o tyle dziś następuje swego rodzaju eskalacja wykorzystania monitoringu wideo: w Warszawie w ramach różnych systemów pracuje ponad 10 tysięcy kamer, ale na przykład w takim średniej wielkości mieście, jakim jest Giżycko, jest ich już 134, a w najbliższej przyszłości planowane jest uruchomienie kolejnych. Dziś są to zwykłe kamery, z których obraz jest przechowywany na taśmach. Kiedy już się do nich przyzwyczaimy, to bez zbędnego informowania nas zostaną one wymienione na takie, jak te w Meksyku - automatycznie identyfikujące do 50 osób na minutę .
Można by rzec, że nasze dobrowolne poddawanie się kontroli służy bezpieczeństwu narodowemu czy światowemu - rezygnujemy z części własnej prywatności w zamian za spokój . Ale nie zawsze jest tak, że nasze bardzo, ale to bardzo osobiste dane biometryczne wędrują do zasobów służb bezpieczeństwa. Co jednak będzie, jeśli te dane trafią do bazy jakiejś korporacji? Pewnie zastanawiasz się czytelniku, jak to miałoby się stać - włamanie do bazy Interpolu, wyciek danych? Nie, wręcz przeciwnie. Wszystko odbywa się legalnie i za zgodą osób zainteresowanych. I to nad Wisłą. Wiosną tego roku warszawski oddział banku BPS uruchomił bankomat, w którym do autoryzacji wszystkich transakcji wystarczy nasz palec. Na podstawie biometrycznego zapisu żył w palcu (Finger Vein) jesteśmy przez maszynę rozpoznawani i obsługiwani. Z opublikowanych komentarzy wynika, że usługa ta spotkała się z bardzo dużym zainteresowaniem klientów. Do tego stopnia, że planowane jest uruchomienie kolejnych maszyn korzystających z technologii Finger Vein - nie tylko w sieci BPS. Pojawiły się bowiem informacje, jakoby nawet 200 bankomatów banku BZ WBK miało zostać zmodernizowanych tak, by umożliwić korzystanie z w/w technologii.
Wracając jednak do tematu, który otwierał artykuł, czyli dowodów biometrycznych: wydaje się, że jeśli chodzi o naszą polską rzeczywistość, to w chwili obecnej nie mamy się czego obawiać. O ile sama ustawa o dowodach z RFID jest już podpisana, o tyle nie ma póki co żadnych aktów prawnych regulujących wykorzystanie RFID w Polsce. Gorzej, jeśli ktoś wyjdzie z założenia, że co nie jest zabronione to jest dozwolone Wtedy "permanentna inwigilacja" w polskim wydaniu może się okazać nie tyle popularnym żartem, co zaskakującą rzeczywistością.
Paweł Kuflikowski