Skąd się wzięła moda na sprzęty retro? Mieszanina nostalgii i technohipsteryzmu, załatwiająca naraz dwie potrzeby współczesnego człowieka - chęć otulenia się kocykiem bezpieczeństwa cyfrowych wspomnień i jednoczesnego szpanowania ciekawym elektronicznym gadżetem. Czy coś lepiej spełnia to zadanie niż zegarek "elektronik" z kalkulatorem? Ach, teraz nie dość, że zawsze wiem, która jest godzina (mam taką fobię, że obudzę się i nie będę wiedział, więc zegarek w komórce czy komputerze to dla mnie za mało), to już nigdy więcej podstępna ekspedientka nie zrobi mnie w konia na cenie rzodkiewki.
Nie licząc elementu retro cyfrowy zegarek z kalkulatorem nie robi może dziś takiego wrażenia, ale kiedyś (pierwszy taki gadżet, HP-01, trafił na rynek w 1977 roku) był przedmiotem wyjętym wprost z science-fiction: komputer noszony na ręce. Ile razy widzieliśmy fantastycznych bohaterów stukających w noszoną na przedramieniu klawiaturę lub ekran dotykowy? Pierwszy krok ku cyborgizacji - pełnego zespolenia z cyfrową maszyną. Widać to było w starej grze przygodowej B.A.T. II , w której tajny agent przyszłości nie dość, że nosił na ręce konsolę komputera, to jeszcze była ona podłączona do jego własnego organizmu, monitorując pracę serca czy aplikując adrenalinę. Z jednej strony wydaje się to głupie, bo lepszy byłby wyświetlacz HUD, ale jak ktoś zauważył w jednym opowiadaniu-pastiszu cyberpunka, bywają one bardzo denerwujące. Lubię wiedzieć, która godzina, ale gdyby cyferki pokazywały się cały czas gdzieś na skraju pola widzenia, z pewnością bym oszalał.
Szaleństwa jednak najwyraźniej nie boi się Steve Mann, który od wczesnych lat osiemdziesiątych pracuje nad WearComp, komputerem, w który można się ubrać. W Wikipedii można obejrzeć zdjęcia przedstawiające ewolucję jego wynalazku - pierwsze, z 1980 roku, przedstawia młodego człowieka w rynsztunku kosmity: kasku z antenkami i kamerą i sporym monitorem zasłaniającym ćwierć twarzy. Grube kable idą do niewidocznego na fotce plecaka, gdzie mieści się komputer. Na kolejnych jest obwieszony elektroniką, przypominając nieco ostatnią fazę mutacji bohatera japońskiego horroru cyberpunkowego Tetsuo: Człowiek z żelaza , albo przeobrażenie Billy'ego Idola w teledysku Shock to the System. Jak gdyby oprócz chęci stałego podłączenia ważną rolę odgrywał jakiś niesprecyzowany technologiczny fetysz.
Na ostatniej fotce, z końca lat 90., komputer i elektronika jest już niewidoczna - wyświetlacz skrywają przeciwsłoneczne okulary w stylu Paris Hilton, które sprawiają, że Steve Mann wygląda jak hipster (to zupełnie jak ja z moim retro-elektronikiem!). Dziś okulary z wyświetlaczem są dostępne komercyjnie - wystarczy podpiąć do nich iPhone'a.
Zastosowania WearCompów są nieograniczone. Od zabawy z rozszerzoną rzeczywistością po (znane od lat) aplikacje medyczne czy komunikację. Ubranie się w komputer to pierwszy krok do zostania cyborgiem - od pełnej cyborgizacji WearComp różni się chyba tylko tym, że można go zdjąć przed snem.
Ciekawe tylko, ilu technofetyszystów nie skorzysta z tej możliwości.
Cyber Czwartek to cykl cotygodniowych felietonów poświęconych dawnym wizjom przyszłości i temu, jak (i czy!) spełniły się w naszym nowoczesnym świecie. Autor, Michał R. Wiśniewski , jest publicystą i blogerem specjalizującym się w fantastyce oraz japońskiej popkulturze.