Możni tego świata chcą cywilizować Internet

Kto rządzi internetem? Internauci, korporacje czy rządy? W zeszłym tygodniu podczas spotkania grupy e-G8, możni tego świata radzili, jak uregulować światowy Internet.
Wszechświat [Internetu] nie jest światem równoległym. Nie można zapominać, że w demokracjach to wyłącznie rządy są reprezentantami woli ludu. Zapominanie o tym grozi chaosem i anarchią.

Stwierdził prezydent Sarkozy podczas otwierającego spotkanie przemówienie. Ton obrad narzucała oczywiście Francja, ze swoim prawem nakazującym odłączanie piratów od sieci bez nakazu sądowego.

Grupa 8 (G8) to międzynarodowe forum przywódców najbogatszych państw świata. W tym roku głowy Francji, Kanady, Niemiec, Stanów Zjednoczonych, Rosji, Japonii, Włoch, Wielkiej Brytanii i Unii Europejskiej zebrały się we francuskim Deauville. W tym roku głównymi tematami obrad były: arabska "wiosna wolności", partnerstwo z bogatymi w surowce krajami Afryki, bezpieczeństwo międzynarodowe oraz Internet.

Ten ostatni temat jest dla G8 na tyle ważny, że spotkanie przywódców zostało poprzedzone osobną paryską konferencją nazwaną e-G8, gdzie gośćmi oprócz polityków byli m. in. Eric Schmidt (Google), Jimmy Wales (Wikimedia Foundation), Andrew Mason (Groupon), Mark Zuckerberg (Facebook), Jurij Milner (grupa Mail.ru), Sheryl Sandberg (Facebook) i Rupert Murdoch (MySpace). Oprócz Johna Barlowa, tekściarza kultowej hipisowskiej kapeli Grateful Dead, zaproszonymi gośćmi "ideologicznymi" byli Lawrence Lessig, prawnik zajmujący się wpływem prawa autorskiego na wolność Internetu, oraz pisarz SF i entuzjasta Wolnej Kultury, Cory Doctorow, który odmówił przyjazdu.

W czasie obrad głosy były podzielone. Przedstawiciel Berkman Center for Internet and Society, części Uniwersytetu Harvarda zwrócił uwagę, że możemy wprowadzić regulacje Internetu dzięki którym nikt nielegalnie nie odsłucha piosenki Lady Gagi albo Justina Biebera, ale te same regulacje zablokują rozwój następnego Skype czy YouTube.

Niezależni komentatorzy podkreślali nierównowagę pomiędzy reprezentacjami biznesu i sfer rządowych, a organizacjami pozarządowymi i wolnościowymi. Jedynym przedstawicielem tych drugich był wspomniany już John Perry Barlow. To właśnie on piętnaście lat temu, 8 lutego 1996 w szwajcarskim Davos, ogłosił Deklarację Niepodległości Cyberprzestrzeni. Deklaracja mówiła o wolności nowego, wirtualnego świata, którego nie dosięgają ręce władzy świata rzeczywistego.

Podkreślał on, że proponowane przez Sarkozy'ego "cywilizowanie" Internetu to narzucanie przyszłości władzy i standardów standardów z przeszłości, a także - jako twórca - zaznaczył, że mechanizmy ochrony własności intelektualnej w sieci mniej służą samym artystom i twórcom, a bardziej pośrednikom i wydawcom "którzy na nich pasożytują" . W dyskusji z szefem francuskiego oddziału Universal Music, Barlow zaznaczył też, że nagłaśniane wydatki wytwórni muzycznych na szukanie i promowanie nowych talentów, spowodowane są przez sposób prowadzenia biznesu polegający na sztucznym wywoływaniu niedoboru pożądanych dóbr (w tym wypadku muzyki), co jest nie do utrzymania w sytuacji kiedy odbiorcy mają swobodę wymiany informacji a dostępne są alternatywy.

Nieco ostrożniej, ale w podobnym tonie wypowiadał się Eric Schmidt z Google, który pokreślił, że dzięki Internetowi pojedynczy obywatele uzyskują możliwości dostępne tylko rządom. Schmidt powiedział też:

Moim prywatnym zdaniem większość rządów nie potrafi pogodzić się z takim przesunięciem centrum władzy. Ale może zamiast na to narzekać, jak wszyscy, spróbujmy to wykorzystać?

Opracowane przez e-G8 przesłanie dla przywódców Grupy 8 mówi ogólnie o potrzebie wzmocnienia mechanizmów obrony sieciowej prywatności użytkowników, konieczności wprowadzenia mocniejszych mechanizmów ochrony własności intelektualnej, a także o konieczności uporania się z pedofilskim zagrożeniami dla używających Internetu dzieci.

Delegaci e-G8 odrzucili inicjatywę stworzenia międzynarodowej organizacji mającej nadzorować rozwój Internetu.

Żródła: Wired , New York Times , TechPresident.com , AP

Więcej o: