W weekendowej Świątecznej Wyborczej natknąłem się na tekst Piotra Pacewicza , w którym pada propozycja ustalania poziomu matury tak, aby wszyscy uczniowie, a przynajmniej ich większość ją zdawali. Matura to egzamin dojrzałości, egzamin, który ma pokazać, że młodzi ludzie są gotowi na dorosłe wyzwania, a jednocześnie uświadomić, że dzieciństwo się skończyło. Dorosły świat i dorosłe oczekiwania. Także radzenia sobie ze stresem. Jeśli młody człowiek ze strachu nie zda egzaminu do którego przygotowywał się kilka lat, jak poradzi sobie z rozmową o pracę, gdzie musi "sprzedać się" konkurując z innymi? Jeśli matematyka okazuje się być problemem, jak świadczy to o umiejętnościach przewidywania i planowania u maturzystów?
Matura to egzamin z dorosłości. Równie dobrze można by powiedzieć, że egzamin na prawo jazdy jest za trudny, że egzaminatorzy powinni przepuszczać - a policja nie zatrzymywać - ludzi, którzy nie umieją jeździć, nie potrafią parkować i nie mają obowiązkowych ubezpieczeń OC. No bo przecież jakoś to będzie. Jak z matematyką na maturze.
Może to wina systemu edukacji, skupionego na przekazywaniu akademickiej wiedzy i nastawionego zaledwie na wyłowienie zainteresowanych, z których później będzie się hodować następne pokolenie naukowców. Skutek jest taki, że nikomu nie zależy, żeby z matematyki czy fizyki uczniowie wynieśli jakąkolwiek praktyczną wiedzę - nauczyciele rozliczani są z mechanicznego realizowania programów, a uczniowie - racjonalnie - podchodzą wedle zasady 3Z: zakuć, zdać, zapomnieć. W efekcie większość ludzi żyje w świecie, którego zupełnie nie rozumie. To działa, dopóki do życia wystarcza naciskanie wyraźnie oznakowanych guzików, za których działanie odpowiada niewidzialna armia specjalistów. Problem pojawia się, jeśli "zdeklarowani humaniści" mają podjąć jakąś decyzję o rzeczach, których nie rozumieją - choćby zagłosować w referendum na temat energetyki jądrowej, albo wybrać metodę leczenia swojej śmiertelnej choroby. Pytają wtedy ekspertów, ale nie uzyskują jednoznacznej odpowiedzi, jedni specjaliści mówią tak, drudzy inaczej, A żyjący w sielance "humaniści" nigdy sami nie musieli krytycznie analizować liczb, sprawdzać skuteczności, porównywać danych - od tego mieli fachowców. Pójdą więc za tym, kto ładniej umie przekonać.
Odkładam Wyborczą na stół, obok leży dołączony do któregoś z poprzednich numerów Gazety zeszyt "Sławni Polacy" traktujący o polskich kryptologach, którzy rozpracowując szyfr Enigmy wpłynęli na losy II wojny światowej. To wielki polski sukces i chętnie się nim chwalimy. Ale nie zwracamy uwagi na to, że Marian Rejewski, Jerzy Różycki i Henryk Zygalski byli matematykami, że złamanie Enigmy było wynikiem wykorzystania i rozwinięcia przez nich nowej wówczas dziedziny matematyki: teorii permutacji. Pracowali pod olbrzymią presją, od tego jak szybko uda im się złamać szyfr zależało życie ludzkie i losy wojny. Nikt nie mówił im "nie przejmujcie się, to za trudne". Dzięki ich wysiłkowi i poświęceniu możemy dzisiaj dumnie pisać "Polacy złamali szyfr Enigmy i zmienili losy II wojny światowej".
Ich następcy budują nowe wynalazki: Internet, statki kosmiczne, ogólnoświatowe usługi i wielkie firmy, a Piotr Pacewicz przychyla ucha płaczom ludzi, którym nie chciało się przygotować do prostego egzaminu o jasno określonych regułach i znanej od lat dacie.
Kolejny zeszyt z serii "Wielcy Polacy" będzie o Stanisławie Lemie. Ten wielki pisarz, jednemu ze swoich bohaterów włożył w usta takie stwierdzenie:
"[...] ludzie pozbawieni matematyki -- głusi na nią -- wydawali mi się zawsze kalekami! Ubożsi o taki świat! Nawet go nie przeczuwający!"
Po cóż więc zdeklarowanemu humaniście matematyka? Z wielokrotnie trudniejszymi od szkolnych "zadaniami z treścią" zetknie się podpisując umowę o kartę kredytową. Humanista czy humanistka może trafić do pracy, w której będzie musiała weryfikować fakty i liczby, Humanista może wreszcie zainwestować na giełdzie gdzie różnica między procentem, a punktem procentowym znaczy pieniądze.
W serwisie Technologie piszemy o nowych wynalazkach i odkryciach, a zdumiewająco mało z nich dokonywanych jest w Polsce. Tu nie wypada nie mieć prawa jazdy, ale przyjęte jest chwalenie się nieznajomością matematyki. Widzę tu korelację.
Ale to taki ścisły, matematyczny termin.