Powraca sprawa, o której pisaliśmy w lipcu. Wtedy to okazało się, że Chińczycy mogą monitorować nawet 80% światowej komunikacji . Ma to być możliwe dzięki zainstalowaniu "tylnego wejścia" w sprzęcie firm Huawei i ZTE. Tak przynajmniej twierdził amerykański analityk pracujący między innymi dla Pentagonu - F. Michael Maloof.
Do modemów czy routerów tych producentów dostęp mają mieć służby wywiadowcze i armia Państwa Środka. Właśnie poprzez "tylne drzwi" mają wykradać cenne dane. A jest co kraść (przechwytywać). Sprzęt ZTE i Huawei wykorzystywany jest przez 45 z 50 największych światowych telekomów i jest sprzedawany w 140 krajach na świecie.
Już kilka miesięcy temu sprawa wydawała się poważna. Nie wiedzieliśmy jednak kto zwróci uwagę na słowa Maloofa. Tymczasem okazało się, że śmiertelnie poważnie podeszli do niej Amerykanie. Komisja ds. wywiadu przy Kongresie USA przeprowadziła własne, trwające 11 miesięcy śledztwo. Wnioski nie są zaskakujące.
Komisja zasugerowała, że chińscy producenci powinni otrzymać zakaz sprzedaż swojego sprzętu na amerykańskim rynku, a wszelkie przejęcie czy fuzje zaplanowane przez firmy z Państwa Środka powinny zostać zablokowane. Chińskich producentów podejrzewa się o szpiegostwo zarówno przemysłowe jak i wojskowe. Amerykańska komisja wysunęła wniosek o rozpoczęcie osobnego śledztwa w tej sprawie.
Jak można się domyślać, obie firmy nie przyznają się do stawianych im zarzutów. Przedstawiciele Huawei zaznaczają ponadto, że za tymi poważnymi zarzutami nie stoją żadne fakty - nie da się ich udowodnić.
Sugestie komisji ds. wywiadu i wnioski znajdujące się w jej raporcie nie mogą jednak dziwić. Ameryka od wielu lat ma problem z chińskimi hakerami, którzy w zasadzie nieustannie atakują ważne cele. Niedawno pisaliśmy zresztą, że tak naprawdę na świecie toczy się już prawdziwa woja hakerów, o której po prostu nie słyszymy w środkach masowego przekazu.
Przykłady? W 2007 roku hakerzy sparaliżowali wewnętrzną sieć Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego Stanów Zjednoczonych i włamali się do systemu zarządzającego pocztą elektroniczną Pentagonu. Celem "elektronicznych włamywaczy" padały nie tylko instytucje państwowe, ale i największe światowe firmy. Na długiej liście tychże znajduje się Intel, Google, Research in Motion, Cisco czy Adobe.
Podejrzewa się, że za większością włamań stoją właśnie hakerzy działający na zlecenie chińskiej armii czy tamtejszych służb wywiadowczych. Podejrzewa, bo wskazać konkretne osoby, które przeprowadziły atak jest niezwykle trudno. Złapanie ich wydaje się być niemożliwością. Tymczasem Chińczycy za każdym razem twierdzą, że nie mają absolutnie nic wspólnego z włamaniami.
Jeśli zresztą powyższe włamania nie przemawiają komuś do wyobraźni, to warto wspomnieć o innych udanych atakach. Bloomberg ujawnił niedawno, że w 2007 i 2008 roku hakerzy zakłócali pracę amerykańskich satelitów . Pod pojęciem "zakłócania" kryje się atak na tyle skuteczny, że hakerzy przejęli całkowitą kontrolę nad satelitą obserwacyjnym Terra AM-1. W rocznym sprawozdaniu Komisji Kongresu ds. Ekonomii i Bezpieczeństwa Amerykańsko-Chińskiego napisano, że hakerzy mogli wydawać satelicie dowolne polecenia.
W zeszłym roku ujawniono natomiast, że w sektorze chemicznym i zbrojeniowym dokonano przynajmniej 48 ataków. Podejrzewa się, że stał za nimi młody mężczyzna z północnych Chin. Co jednak wydaje się być normą dla tego typu ataków, udowodnienie czegokolwiek jest praktycznie niemożliwe. Komputer, z którego inicjowano opisane ataki wpięty był do Internetu w... USA.
Haker specjalizował się w kradzieży materiałów dotyczących procesów produkcyjnych, formuł i dokumentów korporacyjnych. Na liście poszkodowanych znajdują się także przedsiębiorstwa zaliczane do setki najbogatszych. Połowa poszkodowanych firm to laboratoria chemiczne, również te prowadzące badania na potrzeby wojska. Większość infiltrowanych komputerów znajdowała się na terenie USA i Wielkiej Brytanii.
To oczywiście nie są wszystkie przypadki ataków, o przeprowadzenie których podejrzewa się Chiny. Lista jest o wiele dłuższa. Interesująca w ich kontekście jest jednak ilość pieniędzy traconych w wyniku działalności hakerów. Zajmująca się bezpieczeństwem firm NCC policzyła, że w rankingu najbardziej aktywnych cyberprzestępców, dwa pierwsze miejsca zajmują Chiny i USA. Cyberprzestępcy z tych dwóch krajów w roku 2011 kosztowali światową ekonomię mniej więcej 44 miliardy dolarów. Tymczasem w corocznym raporcie Norton Cybercrime Report napisano, że w skali całego świata, działalność cyberprzestępców przyczyniła się do utraty 114 miliardów dolarów!
Warto przy tym pamiętać, że to jedynie straty, które dało się policzyć. Wiele firm nie ujawnia informacji na temat udanych ataków na ich sieci. Wartość części skradzionych informacji jest natomiast trudna do oszacowania. Czym więc zakończy się sprawa ZTE i Huawei? Trudno w tej chwili powiedzieć. Można jednak założyć, że Amerykanie podejdą do niej śmiertelnie poważnie.
[za: Ekonomia24.pl ]