Z komórką na zakupy. Od jesieni nowa forma płatności

Jedno połączenie telefoniczne i zapłacimy za taksówkę, zakupy czy parking. Rewolucyjną na polskim rynku usługę płatności wprowadzą jesienią Polkomtel i mPay

- Liczymy, że za rok komórką płacić będzie 100 tys. osób - zapewnia Dariusz Boduch, wicedyrektor departamentu rozwoju produktów i usług w Polkomtel. Spółka zakłada, że zaoferowanie tej usługi zarówno abonentom sieci Plus, jak i posiadaczom telefonów na kartę pozwoli operatorowi zająć pozycję lidera rynku.

Płatności przez telefon komórkowy w Plusie to rezultat współpracy operatora ze spółką mPay (spółka zależna grupy teleinformatycznej ATM SA). Sam pomysł pojawił się już w 2003 r., ale dopiero w styczniu NBP przyznało mPay licencję na rozliczanie takich transakcji.

Jak działa mPay? Zamiast wyciągać drobne z portfela czy kartę płatniczą, sięgamy po komórkę i wystukujemy numer. Pod numerem *145 łączymy się z serwisem podobnym do poczty głosowej i z klawiatury wpisujemy sześciocyfrowy numer przyznany sprzedawcy przez mPay oraz kwotę, jaką chcemy zapłacić. Na telefonie w ciągu kilku sekund powinna wyświetlić się informacja o przelewie - jeśli dane się zgadzają (np. 10 zł za kawę ma trafić na konto McDonald's, a nie sklepu obuwniczego), transakcję potwierdzamy podobnie jak w przypadku karty płatniczej - wstukując kod PIN.

Dla kupującego koszt skorzystania z mPaya ma być znikomy. - Zapłaci tylko ok. 20 groszy za połączenie - mówi Henryk Kułakowski, prezes mPay i pomysłodawca. Jego spółka chce zarabiać na prowizjach od transakcji (porównywalne są z tymi, jakie sprzedawca uiszcza za płatności kartami).

Kułakowski przekonuje, że usługa ma spory potencjał, bo w wielu miejscach nie można dziś płacić kartą (nie ma terminalu), a zdarza się, że w portfelu zabraknie gotówki. Płatność SMS-em też często nie jest opłacalna, bo prowizja operatora sięga nawet 50 proc. przelewanej kwoty.

Na starcie Kułakowski chce zdobyć rynek tzw. uciążliwych płatności, nie większych niż 20-30 zł. To np. zakup gazety w kiosku, puszki coli z automatu, płatności w barach szybkiej obsługi czy opłaty za parkowanie.

- Taka usługa może się też przydać np., gdy zatankujemy paliwo na stacji benzynowej i okaże się, że na koncie zabrakło środków - przekonuje prezes mPay. - Wówczas możemy zadzwonić do kogoś z rodziny czy znajomego z kontem w mPay i poprosić go o wykonanie transakcji - dodaje.

W pierwszym etapie użytkownik telefonu będzie musiał przelać na specjalne konto kwotę, którą chce przeznaczyć na płatności. - Może to zrobić w dowolny sposób: na poczcie lub przelewem z internetu - tłumaczy Boduch. W przyszłości ma być tak, że wystarczy wizyta w oddziale banku i podanie numeru telefonu, na którym chcemy uruchomić mPay. Aktywacją zajmie się bank, a środki może np. ściągać ze zwykłego konta klienta.

Kułakowski twierdzi, że rozmawia z bankami i jesienią usługa powinna ruszyć. Nie zdradza jednak w których bankach.

Firmy nie zdradzają też, gdzie będzie można płacić komórką. Zapewniają jednak, że zanim wprowadzą usługę, sieć punktów będzie wystarczająco duża, by skusić abonentów. - Zaczniemy od sklepów sieciowych, ale chcemy, by płatność komórką możliwa była wszędzie. Dla sprzedawcy to wygodna forma, bo nie musi kupować terminala do kart, a więc nie poniesie dodatkowych kosztów. Wystarczy, że i on będzie miał telefon komórkowy - zapewnia Boduch.

Prezes mPay jest przekonany, że do końca roku podpisze umowy z wszystkimi operatorami komórkowymi.

- Liczę, że uda się wykreować standard, który wszyscy zaakceptują. I operatorzy telekomunikacyjni, i banki - mówi Kułakowski. - Bez odpowiedniej skali trudno będzie o sukces.

O tym przekonali się choćby nasi południowi sąsiedzi - na m-płatnościach przejechał się Czesky Telekom, bo nie wciągnął do współpracy konkurentów.