Spór o to, w jaki sposób uaktualnić podstawowy protokół komunikacyjny internetu rozgorzał w Internet Engineering Task Force we wczesnych latach 90. XX w. To wtedy specjaliści zorientowali się, że w internecie - z powodu ograniczeń oryginalnej wersji protokołu IP (Internet Protocol), znanej jako IPv4 - skończy się przestrzeń adresowa.
Kierunek, w jakim powinien podążać protokół IP następnej generacji, określono na spotkaniu IETF w 1994 r. w Toronto. Ostatecznie IETF zdecydowała o zastąpieniu 32-bitowego schematu adresowego przez 128-bitowy w IPv6. Organizacja standaryzacyjna postanowiła też dać większą zachętę do przejścia na IPv6 - wbudowując bezpieczeństwo z IPSec i łatwiejsze zarządzanie przez autokonfigurację urządzeń sieciowych.
Blisko dekadę po tym stworzeniu specyfikacji (RFC 1883 i RFC 1884), branża informatyczna nie jest wiele bliżej od powszechnego wykorzystania IPv6. To dlatego, że przejście dla operatorów i korporacji oznaczałoby duże nakłady finansowe i czasowe, wobec trudnego do określenia zwrotu z inwestycji. Zamiast tego przemysł przygotowuje się do stopniowego przechodzenia na IPv6, który będzie wykorzystywany przez wiele lat równolegle ze starym IPv4.
W tym sporze pojawiają się pierwsze poważne oznaki zwycięstwa IPv6. W maju br. instytucja przydzielająca adresy IP dla obu Ameryk, czyli ARIN (American Registry for Internet Numbers), oficjalnie rekomendowała społeczności internetowej przechodzenie na nową wersję protokołu. Z kolei rząd USA zobowiązał swoje agencje do wprowadzenia IPv6 w szkieletach ich sieci komputerowych do czerwca 2008 r.
W końcu zdaniem niektórych ekspertów, niewiele ponad tysiąc dni zostało nam do momentu, gdy nie pozostanie już ani jeden wolny adres IPv4.
***
Zobacz: "Najbardziej zażarte spory technologiczne"
Tomasz Janoś