Katastrofa tunguska to jedno z bardziej tajemniczych wydarzeń minionego wieku: olbrzymia eksplozja była słyszalna w Rosji i krajach ościennych, spowodowała lokalne szaleństwo kompasów i busol (oraz magnetometrów, jak podaje polska Wikipedia), a na świecie wywołała efekt białych nocy.
UFO czy gazy bagienne?
Każdy poważniejszy naukowiec - nie mówiąc już o dziennikarzach! - miał swoją hipotezę, co stało się na Syberii. Ciekawość międzynarodowej społeczności podsycił fakt, że pierwsza ekspedycja naukowa nie znalazła żadnych jednoznacznych śladów mocno przemawiających za którąkolwiek teorią. A tych było bez liku: tłumacząc zjawisko mówiono o eksplozji nieznanej bomby, awarii UFO, uderzeniu w Ziemię komety czy meteorytu (za czym przemawiałyby współczesne zdjęcia satelitarne), wreszcie o tajemniczym działaniu sił tektonicznych czy o wyziewach gazów.
Zagadka rozwikłana?
Naukowcy z Sandia National Laboratories postanowili zmierzyć się z problemem bez konieczności uciekania się do uproszczonych założeń. Z ich symulacji wynika, że mieliśmy do czynienia z uderzeniem w Ziemię niewielkiej planetki. Jednak "Ziemia", to nie tylko "ziemia" - co prawda do atmosfery dotarła lita bryła skalna lub skalno-metalowa, ale ta zaczęła rozpadać się na części na wysokości ok. 15 kilometrów.
10-11 kilometrów nad ziemią doszło do olbrzymiej eksplozji, która rozerwała ciało niebieskie na strzępy oraz wywołała kolosalną falę uderzeniową kładącą drzewa na obszarze ponad 2000 kilometrów kwadratowych.
Kosmiczny gruz nie mógł w całości odparować, dlatego należy podejrzewać, że rozsypał się po dużym obszarze gruntu i utonął w błotach rozmarzającej tajgi. Jeśli to prawda, hipoteza o kraterze w jeziorze Czeko będzie tym trudniejsza do utrzymania.
Warto zobaczyć: "Sandia supercomputers offer new explanation of Tunguska disaster"
Łukasz Bigo