Zainspirowani blogerami z innych arabskich krajów Marokańczycy szybko zauważyli, że prywatna witryna może być dobrym sposobem obejścia cenzury podczas debatowania na tematy tabu lub te tzw. trudne - jak chociażby monarchia, islam, a także rozmowy o Saharze Zachodniej.
- To autentyczna rewolucja, ponieważ każdy może dowolnie komentować drażliwe tematy - mówi weteran "Blogomy", Larbi El Hilali, autor strony Larbi.org .
Jego blog od momentu startu w 2004 r. zawiera już 450 postów i doczekał się ponad 18 tys. odpowiedzi na poruszane tematy. Jego stronę odwiedza około 3,5 tys. osób dziennie, a najwięcej dyskutuje się tu o konstytucji, która zdaniem wielu daje zbyt dużą władzę królowi, oraz o problemie wolnej prasy - często karanej mandatami i zawieszeniem poszczególnych redaktorów za "obrazę islamu i monarchii".
- Blogoma to miejsce, gdzie poczujesz się jak w gronie przyjaciół w kawiarni - zachwala Mehdi7, którego strona zajmuje się głównie plotkami dotyczącymi pałacu, które przeplatane są z bardziej poważnymi tematami, takimi jak prostytucja lub handel narkotykami.
W Maroku jest obecnie 30 tys. blogów na ponad 4 mln osób mających dostęp do sieci.
- To niewiele, jeśli porównamy z 1,7 mln blogów w Francji, jednak dużo więcej niż u naszych sąsiadów - mówi El Hilali.
Jednak sąsiednia Algieria ma ich pięć razy mniej, jak podaje DZblog.com . Z kolei Tunezja z trudnością przełamuje barierę okrągłego tysiąca posiadających własne blogi.
Słynni są za to blogerzy, którzy pojawili się w Egipcie.
Wael Abbas, 33-letni Egipcjanin, został w listopadzie odznaczony przez Międzynarodowe Centrum Dziennikarskie z siedzibą w Waszyngtonie, gdy jego strona znacznie przyczyniła się do oskarżenia dwóch policjantów, którzy torturowali osadzonego na trzy lata więźnia.
Jednakże blogowanie w tym miejscu świata wiąże się też ze sporym ryzykiem. Karim Amer, 22-latek z Egiptu, został skazany na cztery lata więzienia za krytykę islamu i prezydenta Hosni Mubaraka na swoim blogu, który pisał z Al Azhar.
A w 2002 r. tunezyjski bloger Zouhair Yahyaoui został oskarżony o "publiczne fałszerstwo informacji" i skazany na dwa lata - sprawa dotyczyła rzekomego łamania praw człowieka.
To, że blogerzy w krajach muzułmańskich są pilnowani, potwierdza Global Voices Advocacy, agencja, która walczy z cenzurą w sieci. Przykłady? W maju zablokowano dostęp do YouTube na sześć dni, gdy znalazły się tam filmiki obrażające króla Mohammeda VI. Z kolei w czerwcu Live Journal, platforma obsługująca łącznie 2 mln blogów, został wyłączony gdy zaprezentowano tam materiały dotyczące walk rebeliantów z siłami marokańskimi w Saharze Zachodniej.
Blogerów to jednak nie zraża. Najciekawsze jest zaś to, że ich twórczość dzielą jedynie języki. Arabscy internauci piszą zarówno po angielsku, francusku, arabsku, a nawet w kilku lokalnych dialektach.
źródło: physorg.com