Kilka miesięcy po zakończeniu wojny między Toshibą a Sony o nowy format zapisu danych można odnieść wrażenie, że nic się nie zmieniło. Format Blu-ray firmy Sony, dzięki znacznie lepszej jakości obrazu i dźwięku niż zwykłe DVD, miał zrewolucjonizować rynek. Tymczasem w Stanach Zjednoczonych jedynie 6 proc. płyt sprzedawanych jest w nowym formacie. Reszta przypada na DVD. Co więcej - HD DVD, promowane przez Toshibę, nie znikło zupełnie z rynku.
Sony spodziewało się, że blu-ray w 2008 roku zdobędzie połowę globalnego rynku płyt. Już widać, że te prognozy są mocno na wyrost.
Klientów wciąż odstraszają wysokie ceny odtwarzaczy oraz filmów. Urządzenie do odtwarzania filmów w formacie Blu-ray kosztuje za Oceanem około 250 dolarów, w Polsce nadal około tysiąca złotych, czyli znacznie więcej niż najprostsze odtwarzacze DVD. Ceny płyt także są wysokie - w Polsce oscylują w granicach 90 złotych.
Ostatecznie może się okazać, że blu-ray nie zdąży zdobyć takiej popularności, o jakiej marzy szef Sony. Przyczyną tego są nieustające prace nad nowymi technologiami. Jak podaje Rzeczpospolita trwają badania nad płytami tzw. proteinowymi, które będą mogły pomieścić nawet 50 terabajtów danych. Inżynierowie pracują także nad tzw. hyper CD-ROM mieszczącym 10 tys. GB, a firma Pioneer nad 500-GB płytą.
Zanim jednak nastanie era płyt wysokiej pojemności, może się okazać, że nie będą one już potrzebne. Szybko rosnąca liczba użytkowników szybkiego internetu oraz ciągle poszerzająca się oferta filmów dostępnych online mogą sprawić, że nowe, super-pojemne, puste płyty kupować będą głównie internauci, by nagrywać pobierane przez internet produkcje.