Piotr Gurgul studiuje na Wydziale Elektrotechniki, Automatyki, Informatyki i Elektroniki Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Znalazł się w garstce szczęśliwców, którym udało się dostać na praktyki w amerykańskiej siedzibie Google - twórcy najpopularniejszej wyszukiwarki internetowej, firmy słynącej z innowacyjnych projektów i doskonałych warunków stwarzanych pracownikom. Piotr, by zostać przyjętym na praktyki, odbył siedem długich telefonicznych rozmów. Na jaki temat? Student milczy, bo szczegóły rekrutacji objęte są tajemnicą.
Rozmowa kwalifikacyjna w Google - Zobacz, o co pytają
Wiadomo jedynie, że Google stawia na ludzi z pasją. Firma szczyci się tym, że w szeregach pracowników ma mistrza w układaniu klocków lego i ...poskramiacza węży. Na początku wakacji Piotr poleciał do USA. - Chcę sprawdzić, czy wieści na temat Google jako super pracodawcy są prawdziwe - żartował przed wyjazdem.
Największym szokiem dla odwiedzających główną siedzibę Google w Mountain - Googleplex w Mountain View w Kalifornii jest kompleks bezpłatnych restauracji oferujących smakołyki ze wszystkich stron świat. Pracownicy mają do wyboru m.in. kuchnię włoską, meksykańską, indyjską i japońską.
- Restauracji było 18, zdążyłem zwiedzić 11, przytyłem 10 kilo - śmieje się Piotr Gurgul. Prezesi jadają tu lunche razem z szeregowymi pracownikami. Każdy może zamawiać z karty to, na co ma ochotę, a szefowie kuchni, którzy niejednokrotnie są mistrzami w swoim fachu, przyrządzają posiłki na oczach gości. - Pracownicy i praktykanci mogą tam jeść śniadania, obiady i kolacje, a od czasu do czasu zaprosić przyjaciół - wylicza Piotr Gurgul. - Ludzie przychodzą z całymi rodzinami i jedzą smakołyki. Szybko przekonałem się, że restauracje Google serwują najzdrowsze jedzenie, bo w mieście królowała amerykańska kuchnia w stylu fast- food. Gdziekolwiek wyjeżdżaliśmy na weekend, i tak stwierdzaliśmy, że w Google jedzenie było lepsze.
Student AGH mieszkał nad samą zatoką, zaledwie 2 mile od siedziby Google, w wynajętym mieszkaniu. Firma zapłaciła za przelot i zwróciła część kosztów wynajmu mieszkania. Google promuje ekologiczny transport - pracownicy, którzy przesiądą się z samochodu w autobus, mogą liczyć na specjalne bonusy, a każdy praktykant zaraz po przyjeździe dostaje na czas pobytu nowiutki rower z 24-godzinnym serwisem i dojazdem mechanika w razie awarii. Na terenie Mountain View powstał specjalny dworzec autobusowy dla pracowników Google, auta odjeżdżają średnio co dwie godziny. Na pokładzie jest internet, można wyjąć laptopa i w drodze do pracy surfować po sieci. - O tym, jak ważna jest dla Google ekologia, świadczy fakt, że jedyną rzeczą, jaką trzeba było zrobić w restauracjach, to idealnie posegregować odpady. Dużą część energii pochłanianej przez korporację Google pozyskuje przez panele słoneczne umieszczone na dachach budynków firmy - opowiada Piotr Gurgul.
Na korytarzach gigantycznego kompleksu, w którym pracuje 8 tys. ludzi, stoją automaty do lodów włoskich, maszyny do popcornu i gofrów z dodatkami, lodówki pełne soków ze świeżo wyciskanych owoców oraz profesjonalne automaty do kawy. Oczywiście, wszystkie za darmo i w nieograniczonym zakresie dostępne dla pracowników. - Na początku byłem nimi przerażony, nie wiedziałem, jak zrobić kawę - śmieje się Piotr Gurgul. - Potem odbył się lekcje przyrządzania latte, mochy i wszelkich innych pyszności, specjalnie dla praktykantów.
Co robi pracownik, kiedy ugasi pragnienie świeżym sokiem z pomarańczy i zje na obiad sushi? Po pracy może zrelaksować się w basenie wytwarzającym mini- fale, pograć w kosza na którymś z boisk przed budynkiem albo udać się na masaż zmęczonych pracą przy komputerze pleców. - Mają też fantastycznie urządzone siłownie - zdradza Piotr Gurgul. - Praktycznie na każdej bieżni jest albo gra, w którą można grać biegając, albo przynajmniej kanał muzyczny. Plan ćwiczeń ustala trener. Na miejscu jest też ogólnodostępna, darmowa pralnia. - Rano pracownicy przynoszą kosze brudnych rzeczy, by po pracy odebrać je niemal wyprasowane - mówi student AGH. Pracujący rodzice mogą zostawić swoje pociechy w tutejszym przedszkolu. To nie koniec bonusów. W swojej siedzibie Google urządziło market z wyposażeniem w postaci plecaków, toreb na laptopy, walizek. - Wygląda to jak normalny sklep, z tą różnicą, że do pewnej wartości pracownicy mogą sobie coś wybrać i nie płacić. Wróciłem do domu z dwoma plecakami - opowiada Piotr.
Jak wygląda praca u rankingowego pracodawcy "numer jeden"? Choć główna siedziba Google urządzona jest na korporacyjną modłę: otwarta przestrzeń i osobne boksy, internetowemu gigantowi daleko do sztywnej atmosfery i białych kołnierzyków. - Nie obowiązuje dress code, a firma wygląda tak, jakby trwał w najlepsze konkurs na najciekawsze urządzenie biurka. Ludzie przynoszą do pracy przeróżne rzeczy, poczynając od wielkich kolorowych parasoli, po kanapę - opowiada Piotr Gurgul. -Widok merdającego ogona przy czyimś biurku też nikogo nie dziwił. Do pracy można zabrać ze sobą kota, psa lub innego zwierzaka - dodaje.
W lobby poszczególnych budynków ustawione są stoły bilardowe, stoły do gry w ping- ponga, ogromne szachownice z pionkami. Na korytarzach pełno jest klocków lego, ale to nie koniec dbałości Google o dobre samopoczucie i wysoki poziom kreatywności pracownika. Firma, niczym mama czterolatka, przyjęła, że niektórzy, by efektywnie pracować, potrzebują ...uciąć sobie drzemkę. - To też był szok. Mają specjalne kabiny z podwieszanymi łóżkami w rodzaju kołysek. W ciągu dnia można tam przyjść, założyć na uszy słuchawki z muzyką relaksacyjną i ustawić budzik na godzinną drzemkę. Próbowałem - uśmiecha się Piotr Gurgul. - To świetny pomysł. Nigdy nie byłem tak delikatnie budzony, jak przez tę kołyskę dla dorosłych. Kiedy zbliżał się moment pobudki, zaczynała po prostu leciutko drzeć i trochę mocniej kołysać.
Praktyka trwa 12 tygodni. Każdy student dostaje swojego opiekuna i przydzielony jest do profesjonalnego zespołu.- Mój opiekun pomagał, jak tylko mógł. Co pewien czas spotykaliśmy się i pytał, jak mi idzie. To było bardzo motywujące - opowiada Piotr Gurgul. Projekty dla praktykantów są bardzo konkretnie zdefiniowane, dokładnie wiadomo, co, kiedy i jak ma być wykonane. To, czym zajmował się Piotr, objęte jest tajemnicą. Powód? Praktykanci współtworzą innowacyjne, dopiero wchodzące na rynek projekty, a Google nie może sobie pozwolić na przecieki. - Mogę tylko powiedzieć, że było to programowanie i najciekawsza rzecz, jaką robiłem w życiu. Pracowałem w języku, który poznałem w Polsce, ale zajmowałem się bardzo interesującymi zagadnieniami - mówi student z Polski.
Dzień pracy w Google jest nienormowany. - Nie ma ciśnienia, by pracować od 8 do 15, chyba, że ktoś tak lubi. Dlatego czasami przychodziłem do firmy w południe - mówi bez ogródek Piotr Gurgul. - Pracowałem tyle, ile miałem pomysłów i ochoty w danym dniu. Kiedy szło mi lepiej, zostawałem dłużej. Miałem swoje biurko, dwa wielkie monitory - opisuje swoje miejsce pracy.
Gurgul podkreśla, że jedną z lepszych rzeczy, jakie przytrafiły mu się w czasie praktyk były znajomości. - Pracowałem z osobami z Argentyny, Wenezueli, Ekwadoru, Brazylii, Meksyku, Francji, Włoch, USA, Indii, RPA czy Kanady. Ludzie byli bardzo otwarci, dzieliliśmy się wiedzą. W weekendy wymyślaliśmy coraz to nowe rozrywki. Ktoś rzucał pomysł i chętni mogli dopisać się do listy. W ten sposób zwiedziliśmy mnóstwo ciekawych miejsc, park narodowy, lataliśmy na lotni, byliśmy na surfingu. Około 30 proc. praktykantów stanowiły dziewczyny, rozkład płci był podobny jak w samej firmie - wyjaśnia.
Praktykanci mogli liczyć na ciepłe przyjęcie i otwartość stałych pracowników Google. - W moim zespole pracowali niesamowicie mądrzy ludzie. Często z nimi rozmawiałem, zadawałem mnóstwo pytań i zawsze mogłem liczyć na pomoc. Zresztą wszyscy pracownicy Google są bardzo otwarci. Część z nich to sławy informatyki, twórcy internetu, autorzy książek, które czytałem. Znaczna część to absolwenci najbardziej prestiżowej uczelni technicznej na świecie wg światowych rankingów czyli Massachusetts Institute of Technology. MIT stawia na nietypowe sposoby rozwijania w studentach umiejętności logicznego myślenia. Dowiedziałem się, że młodzi ludzie mają zajęcia, na których uczą się, jak wiązać węzły żeglarskie oraz... jak rozkładać na części pierwsze zamki i rozszyfrowywać ich zabezpieczenia - opowiada Piotr Gurgul. Praktyki ocenia na szóstkę z plusem.
- Pamiętasz jak rozmawialiśmy przed wyjazdem? Chciałem sprawdzić, czy Google jest faktycznie tak dobrym pracodawcą i czy wieści o tych osiemnastu restauracjach nie są przesadzone. Rzeczywistość przerosła moje oczekiwania. Bardzo dużo się nauczyłem i to na różnych polach, zdobyłem doświadczenie pracy w dużej korporacji. Słowem: to była przygoda życia!
Jakie są różnice między praktykami w polskich firmach lub oddziałach zachodnich korporacji, a Google? - Na praktykach w Polsce omijał mnie cały socjal, bo nie miałem umowy o pracę. W Google mogłem korzystać z wszystkich przywilejów, łącznie z dostępem do lekarzy. Do tego dochodziły bonusy dla praktykantów - opowiada Piotr. Jako dodatkową nagrodę zafundowano im wyprawę luksusową łodzią z kasynem na pokładzie po zatoce San Francisco, z rejsem pod mostem Golden Gate. Spotkania połączone z imprezami były organizowane niemal co tydzień. - Dostawaliśmy wejściówki na lekcje salsy, laser tag (czyli paintball z użyciem laserów) czy tor gokartowy - opowiada Piotr. Kolejna różnica między amerykańską firmą, a korporacjami w Polsce - tym razem nie wynikająca ze stopnia zamożności, to sposób doboru praktykantów do grup. - W Google był to zespół profesjonalistów, dzięki temu miałem się od kogo uczyć. Na praktykach w Polsce często studenci umieszczani są razem. Dla większości firm pisze się jakiś formularz, ale jest to rzecz powtarzalna i odtwórcza. W Google robi się projekty innowacyjne, czasem trzeba coś zbadać - mówi z uśmiechem Piotr Gurgul.
Zdaniem studenta AGH wadą polskich firm jest to, że idealnie trzymają ramy czasowe. - Efekt jest taki, że ktoś pracuje przez cztery godziny, a resztę dnia ogląda filmiki na Youtube. To bez sensu, bo lepiej, gdyby mógł po prostu odpocząć - argumentuje. - Kolejna różnica to rozliczanie pracowników tylko z tego, co sami zrobili, co powoduje, że nikomu nie opłaca się pomagać, bo nikt nie stawia na osiągnięcia całego zespołu. Tak naprawdę nie ma integracji. Wiele firm tak robi, bo chce zmusić pracowników do działania - dodaje.
Piotr Gurgul ceni Google za otwartość na praktykantów. - Koledzy, którzy byli na praktykach w polskich firmach mówili, że często odbywało się to na zasadzie "przyjdź, a my ci coś wymyślimy". W Google jest odwrotnie - każdy wie, co ma robić, harmonogram pracy jest bardzo przemyślany. W Polsce ludzie, którzy dostają zadania wymyślone z biegu, nie mają motywacji, by dobrze pracować. Wiedzą, że po pierwsze nikt tego nie doceni, po drugie czasem są to zadania niewykonalne - ocenia.
Piotr Gurgul: Na praktykach spotkałem ludzi z przeróżnym doświadczeniem - od Microsoftu po NASA. Wszyscy mówili, że w Google jest najlepiej. Ludzie najbardziej chwalą sobie atmosferę oraz to, że robi się ciekawe rzeczy. Świadomość pracy nad projektami, z których korzystają potem miliony ludzi, jest bardzo motywująca. Oczywiście wszyscy mówią sobie po imieniu, wszyscy są dostępni, każdy udziela odpowiedzi na pytanie. Praktykę wspominam jako okres wzmożonej pracy i poznawania nowych rzeczy. Stresowałem się jedynie wtedy, gdy grałem w piłkarzyki i przegrywałem - śmieje się Piotr. Jak to możliwe? - W Google pracują ludzie odpowiedzialni i zaangażowani - wyjaśnia. Zależy im na pracy, przez to, że ją lubią. To powoduje, że wykonują zadania najlepiej, jak potrafią - dodaje.
Po skończonych praktykach, Piotr poleciał na Hawaje. Choć była to, jak twierdzi, najtańsza opcja, było go stać na wakacje. Google płaci praktykantom za praktyki, ale stawki dla młodych, zdolnych, to kolejna tajemnica firmy.
Zobacz, o czym jeszcze przeczytasz w ramach akcji:
Weź udział w konkursie i wygraj 24 tysiące złotych: