Ponad rok temu pracownicy Nokii otrzymali list od prezesa firmy .
Stoimy na płonącej platformie. Co robić? Na decyzję mamy tylko chwilę
pisał wówczas Stephen Elop. Wymowa listu była wręcz apokaliptyczna. Elop, niedługo wcześniej ściągnięty z Microsoftu do ratowania Nokii, zaczynał go od autentycznej historii. Oto pracownika platformy wiertniczej w nocy budzi eksplozja. Wokół płomienie i zaledwie kilka chwil na decyzję: skoczyć 30 metrów w dół, w przeraźliwie zimne wody Atlantyku, czy zostać i zginąć w płomieniach.
"My też stoimy na płonącej platformie" - pisał Elop do pracowników Nokii (list wyciekł do mediów). I dodawał, że pożar w Nokii wznieciło wiele ognisk.
Za jedno z nich uznał Apple i jego iPhone'a, na którego Nokia po blisko czterech latach nie miała odpowiedzi. Drugim - Google i jego Android, który rozprzestrzenił się na smartfonach z niższej i średniej półki.
A najbardziej wstrząsające jest to, że nie walczymy z nimi nawet właściwą bronią - pisał prezes Nokii - Zostaliśmy z tyłu, przegapiliśmy nowe trendy, straciliśmy czas.
Następnego dnia Nokia ogłosiła, że zawiązała strategiczne porozumienie z Microsoftem i od tej pory to Windows Phone będzie instalowany na smartfonach fińskiego producenta. Ponad rok później okazuje się, że sprzedaż Nokii z Windows Phone jest mniej niż zadowalająca. Analitycy IDC uważają zaś, że wolniej rośnie sprzedaż Lumii, niż spada sprzedaż urządzeń z Symbianem .
Fot. Google Finance Fot. Google Finance
W pierwszym kwartale roku firma zanotowała aż 1,34 mld straty operacyjnej. Przychody spadły o 29 proc., do 7,35 mld euro. Tak słabe wyniki Nokii zaskoczyły inwestorów, którzy oczekiwali straty na poziomie 731 mln euro (rok wcześniej koncern miał zysk operacyjny 439 mln euro). Na czysto spółka miała 929 mln euro straty, też dużo więcej, niż prognozował rynek. Czy ktoś spodziewał się, że firma odrobi straty w drugim kwartale roku? Jeśli tak - był w dużym błędzie.
Nokia właśnie poinformowała, że II kwartał bieżącego roku zakończy stratą większą, niż wcześniej oczekiwano , czyli będzie prawdopodobnie ponad miliard euro "na minusie". To jednak nie koniec złych informacji. Do końca przyszłego roku pracę w Nokii straci 10 tysięcy osób, czyli 20% wszystkich zatrudnionych. Do tego w ramach minimalizowania kosztów działalności zamknięte zostaną trzy fabryki. Po ogłoszeniu wiadomości o przewidywanej w II kwartale stracie akcje Nokii natychmiast zanurkowały (ponad 15%). Jak zauważa Reuters , jest to największy spadek od 1996 roku. Mało? Właśnie kolejna agencja ratingowa obniżyła długoterminowe notowania Nokii i stwierdziła, że firma jest na poziomie nieinwestycyjnym. Agencja Moody's Investors Service obniżyła rating Nokii z poziomu Baa3 do Ba1 , czyli do poziomu nieinwestycyjnego. Jak zauważa Wall Street Journal , Nokia ma fatalne notowania u wszystkich najważniejszych agencji ratingowych.
Tak sielankowy obraz Finlandii wyłania się z piosenki Monty Pythona . Dużo mniej kolorowo natomiast musi wyglądać w oczach samych mieszkańców kraju. Zwłaszcza, jeśli zatrudnieni są w Nokii. Okazuje się jednak, że - paradoksalnie - porażka Nokii, może okazać się błogosławieństwem dla Finlandii . Rozmawialiśmy niedawno z fińskim dziennikarzem, dobrze znającym zakulisową sytuację w Nokii. Dowiedzieliśmy się, że w koncernie trwa proces rozpadania się międzynarodowych zespołów inżynierskich, bo pracownicy powoli odchodzą z firmy. Część z nich pewnie wyjedzie z Finlandii, kilku pewnie przejdzie do konkurencji. Ale część zostanie, a wszystkie kadry "uwolnione" z Nokii mogą zostać. Kto wie, może wśród nich są przyszli założyciele kolejnej firmy na miarę Rovio - twórców Angry Birds.
Angry Birds Space Angry Birds Space
Związek Nokii i Microsoftu coraz bardziej zaczyna przypominać mi historię jak z kiepskiego dramatu. Ona była zubożałą szlachcianką. On zaoferował się, że wyciągnie ją z ubóstwa. Żyli sobie spokojnie, dopóki na świecie nie pojawiły się małe Nokie Lumie. Świat zamiast się nimi zachwycić, zaczął wytykać je palcami. Czy w finale okaże się, że on wybrał sobie złą żonę? Tego jeszcze nie wiadomo. Ale skoro to dramat, to konwencja wymaga, żeby w ostatniej scenie ktoś zginął.