Vlad Savov z serwisu The Verge miał okazję przejść się po halach targowych CES 2013 w Las Vegas. Zauważył na nich coś, o czym słyszałem już kilka razy - śmierć 3D. Dowodem zgonu tej równie silnie kochanej, co znienawidzonej technologii jest podobno brak silnej promocji na stoiskach największych producentów telewizorów oraz podczas ich konferencji prasowych.
To dziwna oraz ironiczna dychotomia. Z jednej strony 3D w telewizorach stało się dostatecznie powszechne, by ludzie kupowali je bezwiednie, wybierając wysokiej klasy odbiornik HDTV zapełniający przestrzeń w ich salonach. Jednak z drugiej strony, każdy duży producent telewizorów obecny na CES wywiesił wyraźnie widoczną, białą flagę na próbach sprzedaży 3D w telewizorach jako istotnej funkcji
- pisze Savov w swoim tekście , którego tytuł informuje dobitnie, że 3D jest już martwe.
Autor używa silnych słów i jeszcze mocniejszych teorii, by lekko zszokować oraz przypodobać się pewnej części odbiorców, którzy nie znoszą 3D. Rozumiem to. Show must go on. Problem w tym, że takie teorie słyszymy od kilku lat. Już na targach IFA 2011 w Berlinie było widać, że intensywność promocji 3D zmalała. Z dużych producentów w zasadzie tylko LG poświęciło trzeciemu wymiarowi swoje całe stoisko. Pisałem o tym na moim blogu . LG musiało walczyć o 3D, bo postawiło na nie ogromne pieniądze, atakując rynek telewizorami z mniej popularną technologią pasywną.
Okulary 3D Fot. Szymon Adamus Fot. Szymon Adamus
Jeszcze dobitniej było to widać prawie dokładnie rok temu, podczas CES 2012. Wtedy w sektorze telewizyjnym rządziły aplikacje internetowe, łączność z urządzeniami mobilnymi i kilka technologii przyszłości z OLED-em na czele. Mniejsze nakłady na promocję 3D potwierdziły jeszcze prywatne imprezy poszczególnych producentów. Podczas warszawskiego spotkania z dziennikarzami, w marcu 2012, LG nadal stawiało na 3D, ale inni już nie. Gdy w lutym w swoje progi zapraszał Panasonic i Samsung, to trzeci wymiar był tylko jedną z wielu promowanych funkcji.
Czy jest w tym coś wielce wyjątkowego? Konkurencja goni jak szalona i nie rozumiem zdziwienia dziennikarzy, którzy obserwując powolne odejście 3D w cień robią wielkie oczy. To tak, jakby wzdychać ze zdziwieniem na brak promocji funkcji multimedialnych telewizorów. Wyobrażacie sobie, jak bardzo zostałby wyśmiany producent, który zacząłby podkreślać, że jego nowe telewizory odtwarzają filmy, muzykę i zdjęcia z dysków podłączonych przez USB?
Z 3D jest tak samo. To prawda, że technologia upowszechniła się tak bardzo, że w wielu przypadkach odbiorca może ją kupować, nawet niczego o niej nie wiedząc. Za dwa lata zapewne będzie to jeszcze lepiej widoczne, bo ciężko będzie znaleźć telewizor nawet z niskiej półki, który nie wspiera obrazu trójwymiarowego.
Manta 3D Fot. Szymon Adamus Fot. Szymon Adamus
Mamy więc technologię tak tanią w produkcji i spopularyzowaną, że tworzenie całych stoisk targowych pod jej dyktando nie ma sensu. Czy to oznacza, że 3D umiera? Śmiem wątpić.
W styczniu 2011 roku w raporcie PricewaterhouseCoopers mogliśmy przeczytać o tym, że filmy wyświetlane w 3D generują 50-70% sprzedaży biletów kinowych. Co ciekawe w 2010 roku przychody kin były najwyższe od 15 lat, a jednocześnie liczba widzów spadała.
Wraz z inflacją cen biletów na seanse 3D oraz IMAX chodzenie do kina stało się rozrywką bardziej luksusową. Raport PwC przewiduje moment, w którym tak wiele filmów będzie wydanych w 3D, że przemysł nie będzie stanie utrzymać się dłużej jeśli frekwencja nadal będzie spadać
Dwa lata później możemy z czystym sumieniem stwierdzić, że Hollywood nie ma się czego obawiać. Pomijając "Johna Cartera", który co prawda trochę zarobił, ale i tak był wielką porażką. Na liście najlepiej zarabiających filmów roku 2012 serwis Box Office Mojo umieścił 28 tytułów, które w samych Stanach Zjednoczonych zarobiły ponad 100 milionów dolarów. Jeśliby liczyć przychody z całego świata, to listę trzeba by wydłużyć do ponad 60 tytułów.
Fot. boxofficemojo.com
Oczywiście nie wszystkie z nich były pokazywane w 3D, a niektóre (jak "Hobbit", który ma już na koncie 827 mln dolarów) można było zobaczyć w kilku wersjach - 2D, 3D czy nawet 3D z 48 klatkami na sekundę . Było jednak kilka tytułów, które oglądaliśmy wyłącznie w 3D. To filmy, które dawniej odniosły już sukces w wersji standardowej, a zarazem doskonale znane marki. Sukces był gwarantowany. Ciężko jednak mówić o śmierci 3D, gdy niektóre z nich zarobiły ponad 100 milionów dolarów. Na przykład:
- "Titanic 3D" - 344 mln dolarów na całym świecie przy budżecie 18 mln na konwersję do 3D
- "Piękna i bestia 3D" - 62 mln dolarów na całym świecie
- "Gwiezdne Wojny: Epizod 1 3D" - 103 mln
- "Gdzie jest Nemo 3D" - 54 mln
- "Potwory i spółka 3D" - 28,6 mln (póki co tylko w USA, premiera w Polsce 15. lutego).
Ktoś mógłby powiedzieć, że jeszcze więcej zarobiły filmy, które były wyświetlane wyłącznie w 2D. I miałby rację. "Mroczny Rycerz Powstaje" ma na koncie już ponad miliard dolarów, podobnie "Skyfall". Komedia "Ted" zgarnęła pół miliarda dolarów, a "Igrzyska śmierci" ponad 680 mln. Te tytuły potwierdzają jedynie to, o czym większość widzów wie od dawna - 3D jest tylko dodatkiem i nie jest niezbędne ani do tego by film był dobry, ani by stał się popularny. Jednak twierdzenia jakoby trzeci wymiar stał już jedną nogą w trumnie nie potwierdzają fakty. Ciężko znaleźć dane dotyczące przychodów z wersji 3D, ale jeśli wierzyć serwisowi About.com, który przeprowadził taką analizę, dla wybranych filmów , to w 2011 roku bilety 3D stanowiły w USA od 40 do 96% przychodów konkretnych dzieł. Najmniej zarobiły dla twórców trójwymiarowe wersje filmów "Auta 2" i "Kapitan Ameryka" (40%). Najwięcej "Drive Angry" (96%).
W 2013 roku czeka nas kilkadziesiąt premier trójwymiarowych filmów. Będą wśród nich zarówno tytuły sztucznie przerabiane do 3D (np. "Park jurajski", "Mała syrenka", nowy Superman, epizod II i III Gwiezdnych Wojen oraz kolejne przygody bohaterów Marvela - "Iron Man 3" i "Thor: The Dark World"), jak i wiele filmów kręconych od początku z efektem głębi. Każdy z nich zostanie wydany na Blu-ray 3D, a jeśli to nie wystarczy, to lada chwila czeka nas jeszcze wysyp konwersji starszych tytułów kierowanych bezpośrednio do kin domowych. Wszystko dzięki mniejszym kosztom zamiany obrazu 2D na 3D. Dla przykładu firma JVC Kenwood chwali się technologią, która obniża koszty post produkcji o dwie trzecie. Podobno pełnometrażowy film może dzięki niej przerobić do trójwymiaru trzech specjalistów i potrzebują na to zaledwie trzech miesięcy. Efekty ich pracy możecie podziwiać już w zremasterowanej wersji filmu "Ja, Robot", który wytwórnia Twentieth Century Fox Home Entertainment wydała niedawno na Blu-ray 3D. W kolejce czekają już następne tytuły.
Fot. wydawca Ja, robot 3D
Oczywiście dostępność treści nie zagwarantuje trzeciemu wymiarowi sukcesu. Być może widzowie mają już go po prostu powyżej dziurek w nosie i odwrócą się do niego plecami. Być może Słusznie jednak zauważył Vlad Savov - 3D w telewizorach jest już powszechne, odtwarzacze kosztują rozsądne pieniądze, a filmy na Blu-ray tanieją. 3D jako nowinka rzeczywiście umarło. Niech żyje teraz jako zwyczajna opcja, po którą możemy sięgnąć kiedy i w jakiej formie nam odpowiada.
Szymon Adamus
Fot. na licencji CC TriiipleThreat Wikimedia