Przed chwilą przyszło potwierdzenie. Na Pacyfiku wodowała kapsuła Orion. Pełnym sukcesem zakończył się więc pierwszy od ponad 40 lat lot pojazdu kosmicznego, który może zabrać ludzi dalej, niż na niską orbitę Ziemi, po której krąży Międzynarodowa Stacja Kosmiczna.
Orion to wielka nadzieja NASA i ESA czyli amerykańskiej i europejskiej agencji kosmicznej, które wspólnie przygotowały nowy statek. NASA potwierdziła kilka dni temu, że Orion posłuży do załogowej wyprawy na Marsa, która ma się odbyć w latach 30. XXI stulecia. Oznacza to, że na Czerwoną Planetę polecieć może maksymalnie 6 osób - tyle bowiem mieści kabina Oriona. Szczegóły marsjańskiej misji są dopiero przygotowywane, ale Orion został zbudowany tak, by zapewnić ludziom ochronę podczas tego długiego lotu.
Właśnie testy osłony przeciwradiacyjnej były jednym z głównych celów dzisiejszego dziewiczego lotu statku. Miał startować w czwartek, jednak na przeszkodzie stanął m.in. silny wiatr i drobna awaria rakiety nośnej. Jednak dziś o 13:05 szczęśliwie wzniósł się w niebo na szczycie jednej z najpotężniejszych rakiet - Delta IV Heavy.
Start Oriona fot. NASA fot. NASA
Najpierw okrążył Ziemię na niskiej orbicie na wysokości około 700 km, a potem uruchomił silnik drugiego członu rakiety i wystrzelił wysoko nad Ziemię. W szczytowym momencie Orion osiągnął wysokość 5800 km, a potem zaczął opadać ku Ziemi. W trakcie tego opadania oddzieliła się kabina, która będzie w przyszłości chroniła załogę.
Głównym producentem Oriona jest firma Lockheed Martin. Moduł serwisowy przygotowała Europejska Agencja Kosmiczna (ESA).
Orion składa się z dwóch części. Pierwsza to kapsuła załogowa o średnicy 5 metrów, która pomieścić może 6 astronautów, a więc dwukrotnie więcej niż Apollo. Druga - moduł serwisowy, który zawiera urządzenia odpowiedzialne za dostarczanie energii oraz silniki generujące ciąg.
NASA
Warto też wspomnieć, że w przeciwieństwie do promów kosmicznych Orion posiada system ratunkowy LAS (Launch Abort System), który pozwala ocalić załogę, jeśli przed startem lub w jego trakcie coś pójdzie nie tak. W awaryjnej sytuacji kapsuła załogi zostaje oddzielona od reszty (czyli modułu serwisowego i rakiety nośnej) i wyniesiona daleko od strefy zagrożenia. Później opada na spadochronach w bezpieczne miejsce.
Ogólna budowa Oriona przypomina statki Apollo, którymi w latach 60. i 70. dotarto na Księżyc.
Jednym z kluczowych momentów lotu było wejście w atmosferę. Od 40 lat żaden stworzony przez człowieka obiekt nie zrobił tego z taką prędkością, jak Orion. Osiągnął 32 000 km/h, a jego powłoka nagrzała się do ponad 2200 stopni Celsjusza. By znieść taką temperaturę zastosowano termiczną osłonę ablacyjną, która ulega częściowemu odparowaniu chroniąc w ten sposób statek.
. . rys. NASA
Po wstępnym wyhamowaniu Orion otworzył spadochrony i osiadł na wodzie, gdzie czekał na niego zespół okrętów, który zajął się wyłowieniem kapsuły. Właściwie jedynym zgrzytem podczas całego lotu było to, że po wodowaniu otworzyły się tylko trzy z pięciu balonów zabezpieczających kapsułę przed zatonięciem. Jak na takie przedsięwzięcie to rewelacyjny wynik!
Opadająca kapsuła Oriona fot. NASA fot. NASA
Dzisiejszy bezzałogowy lot to wstęp do kolejnych misji. Następnym wielkim wyzwaniem będzie bezzałogowy lot wokół Księżyca, który zaplanowany jest na 2017 rok. Między rokiem 2019 a 2021 Orionem wokół Księżyca mają polecieć ludzie. A potem? Misja na Marsa i eksploracja asteroid - wielkiej nadziei na pozyskanie cennych minerałów.