Tym razem Rada Polityki Pieniężnej nie zaskoczyła. Co prawda po ostatniej decyzji o obniżeniu stóp procentowych aż o 75 punktów bazowych, można było spodziewać się wszystkiego, ale tym razem RPP zdecydowała się na mniej radykalny i szokujący krok. Główną stopę NBP na środowym posiedzeniu obniżono o 25 punktów bazowych, z 6 proc. do 5,75 proc. "Tym razem nie można mówić o szoku" - komentuje tę decyzję Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl.
"Rada tym razem nie zaskoczyła (z wyjątkiem momentu ogłoszenia decyzji) i obcięła stopy o 25 pb." - napisali analitycy Pekao. Nawiązano do tego, że w przeciwieństwie do poprzednich miesięcy Rada nie podała wcześniej godziny opublikowania decyzji. "Taki będzie ten cykl: w małych krokach, nie na każdym posiedzeniu i z uwzględnieniem ryzyk dla stabilności finansowej (złoty). Na koniec tego roku stopa referencyjna wyniesie 5,5 proc., na koniec 2024 - 4 proc." - przewidują.
W zeszłym miesiącu, gdy Rada zdecydowała o tak drastycznej obniżce, polska waluta natychmiast spadła do niewidzianych miesiącami poziomów. Główne waluty podrożały wtedy w moment o osiem- siedem groszy. Tym razem takiego chaosu jednak nie mieliśmy. "W przeciwieństwie do poprzedniego ruchu RPP, dzisiejsza decyzja nie szkodzi złotemu" - zauważa Bartosz Sawicki.
"Złoty umocnił się po decyzji RPP. W pierwszej reakcji główne waluty potaniały o 2-3 gr" - zauważają analitycy Macronext. Około godziny 16:40 złoty dalej utrzymuje się na podobnym poziomie. Za dolara trzeba zapłacić 4,39 zł, za franka szwajcarskiego 4,78 zł, a za funta szterlinga 5,32 zł. Wszystkie te waluty tracą w tempie około 0,30-0,40 proc. Wobec dolara to zysk nawet o 4 grosze. Warto też podkreślić, że złoty umacniał się już przed decyzją RPP. Analitycy zwracają jednak uwagę na euro, które kosztuje 4,60 zł. Kurs EUR/PLN znajduje się, więc w preferowanym przedziale 4,40 zł - 4,60 zł. Według Daniela Kosteckiego Polska była przygotowana na to, żeby przywrócić polską walutę do tego przedziału, jeśli decyzja RPP zachwiałby rynkiem.
O 16:30 zaplanowano bowiem briefing wiceministra finansów Artura Sobonia. Ostatecznie jednak go odwołano. "Preferowany kurs EURPLN utrzymany (jeszcze?) więc pan minister nie musi bronić po raz kolejny" - skomentował to Kostecki, sugerując, że zapowiadane wystąpienie miało być werbalną interwencją na polskiej walucie. Sam Soboń napisał, że: "decyzja RPP o obniżce stóp procentowych o 0,25 pkt. proc. jest zgodna z oczekiwaniami rynkowymi. Mamy szybki spadek inflacji w ostatnich miesiącach - z 18,4 proc. w lutym do 8,2 proc. we wrześniu (dane wstępne). W najbliższych miesiącach 2023 r. mamy szanse na inflację poniżej 7 proc."
Analitycy Pekao uważają, że "złoty będzie czynnikiem wpływającym na rytm obniżek stóp". Podobnego zdania jest Bartosz Sawicki, który w swojej analizie opisywał, że: "liczne dane napływające w minionym miesiącu potwierdziły, że polska gospodarka stopniowo wychodzi z dołka. Jej stan nie poprawił się na tyle ewidentnie, by urosnąć do rangi koronnego argumentu za skromniejszym cięciem. Mogła za to stać się nim troska o kondycję złotego. Po wrześniowym posiedzeniu polska waluta znalazła się pod potężną presją. Kursy walut gwałtownie wzrosły ze względu na kształt krajowej polityki pieniężnej".
Nieco inaczej uważają analitycy ING. Zwracają co prawda uwagę, że w ostatnich dniach "oczekiwania przesunęły się bardziej w kierunku cięcia o 50 pb", stąd taka decyzja mogła przynieść lekkie umocnienie złotego (i tak się stało) oraz niewielki wzrost rentowności obligacji. Według nich dalsza reakcja zależy jednak od jutrzejszej konferencji. "Od końca lipca w większości gospodarek G10 mamy mocny wzrost oczekiwanych stóp, rynki finansowe w końcu uwierzyły bankierom centralnym, że ten cykl w polityce pieniężnej będzie inny, niż znamy z ostatnich dwóch dekad, a więc po ostatniej podwyżce nie nastąpią szybkie i głębokie cięcia stóp. Zakładamy, że prezes NBP także będzie prezentował ostrożniejsze podejście" - przewidują.
Dalej w przyszłość niż do wystąpienia Adama Glapińskiego wybiegł za to analityk Cinkciarza. "Historycznie w grudniu stopy zmieniano jedynie w wyjątkowych okolicznościach. Ostatnio w 2020 r., w początkowej fazie cyklu podwyżek. W rezultacie na koniec roku stopa referencyjna powinna wynosić 5,5 proc. Obecnie niewiele wskazuje, by w 2024 r. stopa referencyjna mogła zostać ścięta do 4 proc. Wzrost cen nie będzie już hamować tak ostro jak w minionych miesiącach, zwłaszcza w przypadku wyraźnego przyspieszenia wzrostu gospodarczego pod wpływem odradzania się stymulowanej fiskalnie i monetarnie konsumpcji. Dynamika CPI może zbliżyć się do 5 proc. w drugim kwartale. Istnieje ryzyko, że później na dłużej utknie w tych okolicach lub wręcz nieznacznie przyspieszy. Wolniejsza dezinflacja oznaczać będzie wolniejsze luzowanie" - czytamy w analizie Bartosza Sawickiego.